Rozdział jest z... półgodzinnym opóźnieniem, bo miał być w zeszłym tygodniu, a już mamy poniedziałek. Tak czy inaczej - JEST! :D Po nieco ponad miesiącu, ale wraz z nim dostajecie w bonusie nowy wygląd bloga! :3 Jestem z niego bardzo zadowolona, sama zrobiłam CSS, przy czym trochę się narobiłam. Za śliczny nagłówek bardzo dziękuję mojej przyjaciółce, na której BLOGA zapraszam wszystkich fanów yaoi.
Generalnie chcę też wam bardzo podziękować za to, że pod ostatnim rozdziałem znalazłam tyle komentarzy. Czytelnicy to jest to, co nakręca chyba każdego blogera i cieszę się, że wytrzymujecie moje długie nieobecności :) Jestem wam za to niesamowicie wdzięczna.
Chciałabym w tym miejscu napisać, że do końca historii zostało zaledwie kilka rozdziałów (myślę, że nie więcej niż pięć). Trochę mi smutno z tą myślą, ale jednocześnie się cieszę, bo wiem, jak trudno mi się pisze te ostatnie części. Jestem już, nie ukrywam, mocno zmęczona tą historią, choć nie wiem z czego to wynika. Nie mniej dostałam kopnięcie energii i w mojej głowie mocno ukształtowało się zakończenie, więc wierzę, że szybko pójdzie mi spisanie tego pomysłu :) Jednocześnie mam nadzieję, że wytrwacie ze mną do samego końca - ostatnie rozdziały pełne będą wyjaśnień i akcji, więc nie powinniście przysnąć podczas czytania ;)
Pozdrawiam was serdecznie i zapraszam do czytania!
PS: Rozdział nie jest zbetowany, bo ja i przyjaciółka, która sprawdza mi opowiadanie, jesteśmy przy komputerze raczej rzadko, a jak już, to w zupełnie innych godzinach. Za wszelkie błędy przepraszam i uprzejmie proszę o wytknięcie ich w komentarzach :)
********************************************************************
„Dowiadujesz
się jak cennym coś jest dla ciebie, gdy zostaje ci to odebrane.”
Hao milczał długo i nie wiedziałam już, czy w końcu
się odezwie, czy też nie. W sumie niewiele mogłabym poradzić, gdyby się jednak
rozmyślił. Odchrząknęłam, żeby dać mu znać, że wciąż czekam. Spojrzał na mnie,
marszcząc brwi. Wyglądało to tak, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego,
że tutaj z nim jestem. Nie zrozumiałam do końca dlaczego tak się stało, ale on
nie dał mi zbyt wiele czasu na domysły, bo w końcu zdecydował się coś
powiedzieć.
- Byłoby
znacznie łatwiej, gdybyś powiedziała mi co już wiesz – stwierdził. Spojrzałam
na niego zdziwiona.
- I dopiero teraz na to wpadłeś? – zapytałam, nie
mając pojęcia, dlaczego w takim razie tak długo się namyślał. Nie dałam mu
jednak szansy na odpowiedź, tylko kontynuowałam.
Tak jak mnie o to poprosił, powiedziałam mu co już
wiem: kim byli moi rodzice, a nawet jakie mieli imiona. Kim jest Daimon i jaka
jest jego historia. Asakura słuchał mnie w milczeniu i z uwagą, zupełnie jakby
w tej chwili sam się dowiadywał kilku rzeczy. Raz po raz jego oczy zdradzały
nawet zainteresowanie. Wyznałam mu również, że zdaniem mojej rasy to dość
wyjątkowa sprawa, że jestem zarówno demonem jak i szamanką. Gdy zakończyłam,
znów zapadła cisza. Po raz kolejny spojrzał na mnie tak, jakbym dopiero co się
pojawiła, albo jakby dopiero zanotował, że skończyłam mówić.
- W takim razie wiesz już prawie wszystko, co mógłbym
ci powiedzieć – mruknął. Wydawał się tym faktem naprawdę niepocieszony.
- Prawie? – Uniosłam brew. - Czyli możesz mi coś
jeszcze zdradzić? – zapytałam z entuzjazmem.
- Naprawdę niewiele, to będzie jedynie dopowiedzenie
pewnych rzeczy. – Nie patrzył na mnie, tylko gdzieś w bok. - Wiesz już kim jest
twój duch. Ja wiem jedynie, że możesz się z nim połączyć w sposób, który
przerasta możliwości każdego szamana. Zyskasz dzięki temu jej moc,
umiejętności, wiedzę… Ale nie jestem w stanie cię tego nauczyć – powiedział od
razu, jakby sądził, że właśnie to mi teraz chodzi po głowie. – Jeśli z kolei
chodzi o twoją przeszłość, to nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Wiesz dokładnie
to, co i ja. A Daimon… - Zamilkł na dłuższą chwilę, mrużąc oczy. - On wciąż cię
chce – mruknął w końcu. – Będzie cię szukał tak długo, aż znajdzie. Uważa, że
jesteś w stanie bardzo mu pomóc w jego „misji”. Co prawda nie będzie mógł
wykorzystać twoich zdolności bez twojej zgody. – Nieświadomie uspokoił mnie tymi
słowami, ale kolejnym zdaniem szybko to zepsuł. – Ale obawiam się, że byłby w
stanie wywlec na wierzch twoje najgorsze cechy – dodał ciszej. Dreszcz
przeszedł mi po plecach, choć nie do końca wiedziałam, o co mu chodzi.
- Moje najgorsze…? Co masz przez to na myśli? –
zapytałam. Głos zdradził moje podenerwowanie, drżąc lekko. Brązowowłosy
spojrzał na mnie i przyciągnął bliżej siebie, jakby chcąc dać mi poczucie
bezpieczeństwa. Nie podziałało.
- Demony powietrza są w stanie wejść komuś do głowy i
narobić bałaganu. W ciągu dnia podtrzymujesz blokadę, ale gdy śpisz, już nie.
Daimon może to wykorzystać, zmanipulować twój umysł, zmienić cię w potwora.
Może i nie będziesz mu posłuszna, ale sama zapragniesz zrobić to, co on chce
byś zrobiła. Ale ma to swoje złe strony – przerwał na chwilę, a ja nie byłam
pewna, czy chcę dalej słuchać. On jednak wcale nie pytał mnie o zdanie. – Jeśli
to zrobi, nie będziesz mogła w pełni wykorzystać swoich zdolności. Tylko będąc
w zgodzie z samą sobą możesz to zrobić.
- Wcale mnie to nie pociesza…
- Nie powiedziałem, że to czego się dowiesz będzie
przyjemne. – Westchnęłam cicho.
- Więc co powinnam zrobić? – zapytałam, spoglądając
mu w oczy. Zastanawiałam się, czy jest takie miejsce na świecie, gdzie nikt mnie
nie znajdzie i będę miała spokój, ale miałam silne przeczucie, że nie.
- Ze mną jesteś bezpieczna. Przynajmniej na razie.
- Mogłeś nie dodawać tego drugiego… - mruknęłam
niezadowolona. Uśmiechnął się lekko i odsłonił moją szyję od swojej strony,
przerzucając moje włosy na drugie ramię. – To wcale nie jest śmieszne.
- Ależ oczywiście, że nie jest. Ale nie zamierzam z
tego powodu chodzić cały czas w wisielczym nastroju i tobie też to radzę –
powiedział, mrużąc powieki. Cmoknął mnie w skórę tuż za uchem. Kąciki moich ust
same uniosły się do góry.
- Powiedziałeś mi już tak dużo… A nie chcesz zdradzić
jak mnie znalazłeś? – rzuciłam po chwili ciszy, unosząc brwi. Wydawało mi się
to dziwne. Zacisnął lekko wargi, pogłębiając moją podejrzliwość.
- Powiedzmy, że znalazłem osobę, która wiedziała
gdzie się podziewasz… - Ostrożnie wymawiał każde kolejne słowo, jakby bał się
zdradzić zbyt wiele informacji.
- Pewną osobę?
Zaczęłam się zastanawiać, kto to mógł być. Wybór
miałam spory, bo przecież o mojej obecności w posiadłości Akiji wiedziało całe
mnóstwo demonów. Jak wiele z nich mógł znać Hao? Zmarszczyłam nos. Spojrzałam
na chłopaka uważnie, szukając odpowiedzi w jego oczach. I uderzyła mnie jedna,
bardzo wyraźna myśl. Nie wiedziałam, dlaczego pomyślałam akurat o
granatowosłosym, ale zamierzałam o niego spytać. Bo im dłużej o tym myślałam,
tym bardziej dziwne wydawało mi się, że mój wybawca pojawił się dokładnie
wtedy, kiedy zniknął demon…
- Akija…? – Mój głos zabrzmiał tak dziwnie, że ledwo
byłam w stanie go poznać. Cichy, ale mocny i zimny jak sopel lodu. To, co
przebiegło przez jego twarz, tylko upewniło mnie co do tego, że moje
przypuszczenia są słuszne. – Co zrobiłeś Akiji? – rzuciłam oskarżycielsko.
Asakura wpatrywał się we mnie, starając się zachować
stoicki spokój, ale ja widziałam, jak mieszanka różnych uczuć gra w jego
źrenicach. Wstałam nieco gwałtowniej niż zamierzałam, odsuwając się od niego o
kilka kroków. Również się podniósł, ale nawet nie próbował do mnie podchodzić.
Cisza między nami była ciężka i gęsta, a ja chyba czekałam na jakąś jego
odpowiedź. Jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mam co na nią
liczyć. Pragnęłam jednak, by zaprzeczył. Żeby powiedział, że to nie jego miał
na myśli. Ale on jedynie milczał, mrużąc powieki. Wyraźnie widziałam napięcie w
jego szczęce. Podjęłam próbę przeszukania jego myśli, ale skutecznie mnie
zablokował. To było do przewidzenia.
Plułam sobie właśnie w brodę, że nie pomyślałam o tym
od razu. Co prawda miałam silne przeczucie, że coś się stało złotookiemu, ale
zupełnie nie powiązałam tego z pojawieniem się właściciela Ducha Ognia. Teraz
już byłam pewna, że jest w to wplątany – inaczej odezwałby się, zaprzeczył i
nie blokował tak zawzięcie swoich myśli. Pytaniem było jednak, co takiego mógł
zrobić demonowi? Pomysły, które pokazały się w mojej głowie, nie należały do
przyjemnych i żadnego z nich nie chciałam nawet brać pod uwagę. Jednak miałam
też przykre wrażenie, że każdy z tych scenariuszy jest bardzo prawdopodobny.
Szaman, który stał przede mną, był bezwzględny nawet dla innych biorących
udział w turnieju. Na pewno nie dbał w żaden sposób o życie Akiji.
- Do cholery, mów co mu zrobiłeś! – wrzasnęłam. Kątem
oka zobaczyłam, jak pod moimi stopami bucha niewielki płomień. Choć dotykał
mnie, nie parzył mojej skóry, więc nie przejęłam się nim zbytnio.
- Proszę, proszę. Kto by pomyślał, że tak się
przejmiesz losem tego demona… - rzucił sarkastycznie brązowowłosy, wykrzywiając
usta w bardzo nieprzyjemnym uśmieszku.
- Odpowiadaj na moje pytanie! – Ogień rósł
niebezpiecznie, razem z poziomem mojej złości. Mężczyzna wydawał się jednak w
ogóle tym nie przejmować. – Ostrzegam cię!
- Przed czym? Mój duch ochroni mnie przed twoimi
mocami… - stwierdził, unosząc drwiąco brew.
- Jesteś pewien? – Głos, którym to powiedziałam,
wydał mi się obcy. Przypominał zwierzęcy warkot. Po twarzy mojego rozmówcy
przebiegł cień, którego nigdy wcześniej tam nie widziałam. Strach…? Na jego
czole, tuż pod linią włosów, pojawiły się kropelki potu. Nie byłam w stanie
stwierdzić, czy to z powodu rosnącej w pomieszczeniu temperatury, czy z powodu
nerwów.
Wyciągnęłam na bok jedną rękę, w dłoni uformowała mi
się płomienna kula, choć nie do końca nad tym panowałam. Trzymałam ją,
wpatrując się ze złością w czarne oczy Hao. Wciąż czekałam na odpowiedź. Po
strachu, który widziałam wcześniej, nie było już śladu i zwątpiłam, czy w ogóle
tam był. Zamiast tego pojawił się chłodny, kpiący uśmiech, pełen złości.
Zgrzytnął zębami i prychnął w moją stronę.
- W porządku – powiedział. Jego głos był zimny i
ostry jak sopel. Zadrżałam mimo tego całego ognia, który mnie otaczał. Zdawało
mi się, że mówi mi to tylko w wyniku złości, a nie dlatego, że czuje się
przegrany. Wstrzymałam na chwilę oddech. – Jest u Daimona i sądzę, że już od
dawna nie żyje…
Podczas kiedy ja musiałam wyglądać, jakby ktoś mocno
dał mi czymś w brzuch, na jego twarzy wymalowała się dzika satysfakcja, ale nie
wiedziałam czy z powodu tego, co zrobił wcześniej Akiji, czy może tego, że
doprowadził mnie do takiego stanu. Granatowowłosy, choć więził mnie w swoim
zamku, był dla mnie dobry i zdawało mi się, że jest jedyną osobą, która chce
jedynie mojego dobra. Nawiązała się między nami nić sympatii, nawet nie wiedziałam
kiedy. Po prostu stał mi się bliski i myśl, że mógł zginąć z mojego powodu,
bolała mnie bardziej, niż mogłabym się tego spodziewać. A nawet jeśli żyje, to
nie zostało mi wiele czasu na uratowanie go.
- Jak mogłeś… - sapnęłam, dopiero po minucie lub
dwóch odzyskując zdolność mówienia.
Kiedy poruszyłam się do przodu, zupełnie nie myślałam
o tym co robię, ani jakie to będzie miało skutki. Po prostu rzuciłam się w jego
stronę. Ostatnią rzeczą, jaką zarejestrowałam, było zaskoczenie na jego twarzy.
W jednej chwili wbiłam się zębami w jego szyję. Krew trysnęła mi do ust, a ja
łapczywie ją spijałam, rozkoszując się jej słonawo-metalicznym smakiem. Długowłosy
szamotał się dobrych kilka sekund nim odzyskał zdrowy rozsądek i wezwał swojego
stróża. Wielka czerwona łapa oderwała mnie od szamana. Zapłonęłam swoim własnym
ogniem czując pieczenie w całym ciele. Nie było ono wywołane ogniem, pochodziło
z mojego wnętrza. Zdawało mi się, że przez moje żyły przepływa lawa. Zacisnęłam
oczy, mówiąc słowa w języku, którego nawet nie znałam.
Kiedy otworzyłam je po dłuższej chwili, stałam w
środku lasu. Z całą pewnością wciąż byłam w okolicy miasteczka, bo słyszałam
jego dźwięki, przebijające się przez drzewa. Upadłam na kolana, oddychając
nierówno i starając się uspokoić. Nie miało dla mnie teraz znaczenia, co
zrobiłam Hao, choć na dnie serca tłukła mi się myśl, że właśnie go zabiłam. To
robiłoby ze mnie zwykłego potwora, którym tak bardzo od samego początku nie
chciałam zostać, więc nie miałam zamiaru się nad tym zastanawiać. Dopiero po kilkunastu
sekundach zauważyłam, że ogień wokół mnie zgasł. Spojrzałam na swoje dłonie –
były czerwone i lepkie od krwi. Zaczęłam niemal rozpaczliwym ruchem wycierać je
o trawę przed sobą, zdzierając sobie skórę na drobnych kamyczkach. Moje
paznokcie, które z niewiadomych przyczyn stały się niemal przezroczyste i nienaturalnie długie, orały ziemię.
Zdawało mi się, że całą wieczność zajęło mi
doprowadzenie się do normalnego stanu. Starałam się wytłumaczyć samej sobie, że
Asakura przeżył, a plusem mojego czynu jest to, że dostałam znaczną dawkę
energii, która z całą pewnością mi się przyda. Kiedy obmywałam się w niewielkim
zbiorniku wodnym, bardziej przypominającym sporą kałużę niż jezioro, zobaczyłam
swoje odbicie. Mimo tego, że obraz był nieco mętny, mogłam zauważyć, że ciemne
włosy zostały zastąpione przez białe, niewiele jednak krótsze od poprzednich.
Usta były nieco bardziej wydatne i mocno różowe, a twarz bardziej okrągła.
Jedynym co pozostało takie samo były moje oczy – czerwone, w tej chwili niemal
świecące, w których dostrzegałam najprawdziwsze iskry. Niechętnie przyznałam
przed samą sobą, że dość mocno przypominam Klarę, ale to właściwie nie miało
teraz dla mnie znaczenia. Nie zastanawiałam się nawet nad tym, dlaczego w ogóle
przeszłam ponowną przemianę.
Teraz w mojej głowie była tylko jedna myśl - musiałam
odnaleźć Akiję. Nawet jeśli nie byłam pewna, czy on wciąż żyje, chciałam go
odnaleźć. Chociaż pamiętałam, że siedziba Daimona znajduje się na pustyni, nie
miałam zielonego pojęcia jak tam dotrzeć, a szukanie zajęłoby mi zbyt dużo
czasu. Musiałam się tam dostać jak najszybciej. Przygryzłam wargę, starając się
skupić. Pomyślałam, że gdybym wiedziała jak brzmiało to zaklęcie, które
wypowiedziałam by się tu dostać, może mogłabym przenieść się również tam? Ale
to nie miało znaczenia, bo ani nie pamiętałam co powiedziałam, ani nawet nie
znałam języka, którego użyłam. Miałam w tym miejscu czarną dziurę, tak jakbym
wtedy zupełnie nie była sobą. Zaklęłam siarczyście pod nosem.
- Death – powiedziałam cicho, zdając sobie sprawę, że
być może będzie mogła mi pomóc. W ostateczności była władczynią demonów, może
więc znała ich język. Stróż pojawił się przede mną i zmierzył mnie wzrokiem z
czymś na kształt zainteresowania. Wiedziałam, że rozpoznaje mnie po mojej
energii, ale chyba była nieco zdziwiona tym, że wyglądam inaczej. Cóż, w
ostateczności wszystkie demony miały możliwość przemiany, więc nie wiedziałam o
co jej chodzi, ale nie zamierzałam tracić czasu na pytanie ją o to. – Pamiętasz
siedzibę tego demona? Daimona? – zapytałam. Skinęła ostrożnie głową, jakby nie
wiedziała, o co mogę ją poprosić i czy będzie chciała to dla mnie zrobić. – Jestem
pewna, że jesteś w stanie mi powiedzieć, jak się tam dostać w jak najkrótszym
czasie.
Patrzyła na mnie badawczo przez chwilę, po czym
uśmiechnęła się. W jej twarzy dostrzegłam coś dziwnego, typowo diabolicznego. W
normalnych okolicznościach zapewne by mi się to nie spodobało, ale w tej chwili
nie przejęłam się tym zbytnio. Zbliżyła się do mnie tak bardzo, że nosem niemal
dotykała mojego własnego. Patrzyła mi przy tym w oczy. Nie miałam pojęcia co
robi, ale nie poruszyłam się, ani nie odezwałam. Czekałam. W końcu dotknęła
mojego ramienia swoją chłodną dłonią. Poczułam się tak, jakby do mojej skóry
przytknięto kawałek lodu.
- Znam miejsce, gdzie możesz się nauczyć
odpowiedniego zaklęcia. – Jej usta się nie poruszały, ale wyraźnie słyszałam
jej głos.
- Prowadź. – Chłód i zdecydowanie mojego głosy
zaskoczyły mnie. Chwilę później leciałam już na Perlin w wytyczonym przez
mojego stróża kierunku.
*
- Wygrywa Drużyna Gwiazdy! – rozległ się głos
sędziego. Na trybunach było cicho. Niektórzy szamani z trwogą patrzyli przed
siebie. Rzadko kiedy widywali na oczy taką brutalność i dopiero teraz byli w
stanie sobie wyobrazić, co oznacza przegrana z tym konkretnym człowiekiem.
Przeciwnicy Asakury leżeli martwi na arenie. Ich
zwęglone ciała wydzielały nieprzyjemną, przyprawiającą o mdłości woń. Brązowowłosy
był zły, właściwie wściekły. Gdyby tylko mógł zabić kogoś jeszcze, z całą
pewnością skorzystałby z okazji. Opatrunek na jego szyi zaczynał już przemakać.
Rana była głęboka i nie chciała zacząć się goić. Nie był pewien dlaczego,
niewiele wiedział o ugryzieniach demonów prócz tego, że mogą pić krew i robią
to często, bo dodaje im sporo energii. Jednak nigdy wcześniej coś takiego mu
się nie zdarzyło… Odwrócił się i spojrzał na trybuny, by wyłowić z tłumu
odpowiednią osobę. Jego oczy w końcu spotkały się z bliźniaczymi. Uśmiechnął
się krzywo.
- Niedługo się połączymy, bracie… - powiedział na
tyle głośno, by szatyn go usłyszał. Z jego głosu dało się wyczytać nutkę grozy.
Blondynka stojąca po prawej stronie Yoh, założyła
ręce na piersi i wysunęła się do przodu, co miało takie samo znaczenie, co
słowa: „Jeśli zadrzesz z nim, zadrzesz także ze mną”. Hao zaśmiał się na to
jedynie i wraz ze swoją drużyną przeniósł się pod budynek, w którym mieszkali. Nie
zwracając uwagi na to, że ktoś coś do niego mówi, bez słowa odwrócił się i
ruszył do swojego pokoju.
Od czasu wydarzenia z Karmen minęły już trzy godziny,
a jego szyja pulsowała, jakby dziewczyna dopiero co się w nią wgryzła. Nie spodziewał
się po niej czegoś takiego nawet w najśmielszych snach. Szczerze powiedziawszy
pewien był, że nie zdoła go skrzywdzić. Że go kocha… Zerknął w stronę lustra,
które wisiało na ścianie po lewej stronie i podszedł do niego. Oderwał jednym ruchem
opatrunek, plastry odkleiły się od jego skóry z nieprzyjemnym dźwiękiem. Rana
była paskudna, krew nie chciała krzepnąć i sączyła się leniwie. Nie wiedział
jak wiele jeszcze może jej stracić. Musiał dostać swojego brata zanim będzie
jej miał zbyt mało, by móc się choćby poruszyć. Połączenie z nim mogłoby go
zapewne uratować…
- Opacho – wezwał murzynka, nieco znużonym i
przyciszonym głosem. Cłopiec pojawił się szybko z bandażami i jakąś ziołową,
intensywnie pachnącą maścią o gęstości nie do końca stężałej galaretki.
Hao bez słowa usiadł na swoim łóżku i ściągnął
pelerynę, żeby nie zakrwawiła się jeszcze bardziej. Czuł nieprzyjemny ucisk w
żołądku kiedy myślał o tym, co się tutaj tak niedawno stało. Bywał wredny,
sarkastyczny, brutalny i zwyczajnie zły wobec czerwonookiej, ale był niemal
pewien, że to jest jedyna osoba, dla której wiele by zrobił. Może nawet więcej,
niż sam się po sobie spodziewał. Miał już wcześniej kogoś takiego. Dwa wcielenia
temu. Ale umarła i postanowił, że już nigdy więcej. I początkowo tak miał
zamiar podchodzić do Karmen. Rozkochać ją w sobie, by była bronią w jego rękach,
ale samemu się w to w żaden sposób nie angażować. I zdawało mu się, że to
będzie proste, bo dziewczyna w niczym nie przypominała jego poprzedniej
partnerki. Były jak woda i… ogień. Ale mimo tego nie udało mu się uciec. Ona
miała w sobie coś co sprawiło, że im dłużej z nią przebywał, tym bardziej
udawanie zamieniało się w coś prawdziwego…
Syknął, kiedy drobne paluszki wpychały mu maść prosto
w ranę, ale nie przerwał rozmyślań. Ledwo co dosłyszał ciche „przepraszam”,
które dotarło do niego jak echo. Co teraz? Mimo swojej postawy podczas rozmowy,
gdy był zwyczajnie zły, że dziewczyna martwi się o tego demona, naprawdę nie
podobał mu się pomysł odbicia Akiji. A był przekonany, że to właśnie będzie
próbowała zrobić Amasuka. Wprost uwielbiała się narażać dla innych. I choć
miała teraz energię po wypiciu jego krwi, był pewien, że nie da sobie rady sama
na całą świtę Daimona. A kiedy on dostanie ją w swoje ręce, Bóg jeden wie, co
się może wydarzyć.
Musiał więc wybrać między pomocą jej, a dokończeniem
Turnieju. Zostało niewiele walk do końca, ale jeśli poczeka, może być zbyt
późno. Jednocześnie przez głowę boleśnie galopowała mu myśl, że w takim stanie
na niewiele się przyda dziewczynie. Musiał wygrać, albo połączyć się z bratem.
Inaczej będzie niemal bezużyteczny. Skrzywił się na samą myśl – on, wielki Hao
Asakura, bezużyteczny i zbyt słaby, by stawić czoło bandzie demonów. Zauważył,
że Opacho już skończył i zostawił go samego dokładnie w tej samej chwili, w której
zdecydował się na to, co robić.
*
Zapadał wieczór, kiedy dotarłam do wyznaczonego przez
ducha celu. Miejscem, do którego byłam kierowana przez ostatnich kilka godzin,
okazała się biblioteka. Zdziwiło mnie to, ale mimo wszystko wylądowałam w
jakiejś bocznej uliczce. Zeskoczyłam z grzbietu swojego smoka. Kazałam mu tutaj
na siebie poczekać, a sama ruszyłam w stronę uliczy. Wyjrzałam zza ceglanej
ściany.
- Po co kazałaś mi tutaj przylecieć? – zapytałam Death,
patrząc w stronę budynku.
- Jest tutaj księga, w której znajdziesz potrzebne
zaklęcie. I wiele innych, które mogą ci się przydać – stwierdziła.
- Skąd o tym wiesz? – zapytałam nieco zaskoczona.
- Wiem o prawie każdym egzemplarzu, jeśli jest w nim
odpowiedni znak – stwierdziła, najwyraźniej nie zamierzając wchodzić w
szczegóły. Z resztą nie było na to czasu. Z tego samego powodu uznałam, że nie
warto teraz robić jej wyrzutów o to, że nie powiedziała mi o tym wcześniej.
Ze stróżem unoszącym się za moimi plecami, ruszyłam w
stronę biblioteki. Był to przysadzisty, szeroki budynek z czerwonej cegły.
Wyglądał na stary, ale kilka razy odrestaurowany, o czym świadczyły chociażby
nowoczesne, przeszklone drzwi. Zajrzałam przez nie do środka. Paliło się tam
kilka lamp, ale okazało się, że jest zamknięte. Zaklęłam cicho pod nosem.
Najwidoczniej było już zbyt późno. Spojrzałam na białowłosą.
- Co teraz? – mruknęłam cicho, przymykając powieki.
Patrzyła na mnie z pewnego rodzaju rozbawieniem na twarzy.
- Jesteś szamanką i demonem. Czy naprawdę będzie dla
ciebie trudnością, żeby się dostać do środka? – odpowiedziała pytaniem, unosząc
brew.
Chwilę patrzyłam na nią, trawiąc jej sugestię. Mimo
wszystko włamywanie się gdziekolwiek nie było czymś, co chciałam robić. Jednak
z drugiej strony byłam świadoma tego, że uda mi się wymknąć, a księga była mi
przecież potrzebna. Zdecydowałam się więc na to, by wejść do środka, ale
obiecałam sobie przy okazji, że postaram się wyrządzić jak najmniej szkód.
Przedostałam się na tyły budynku z nadzieją, że będzie
tam drugie wejście. Uznałam, że znacznie lepiej będzie się włamywać z dala od
głównej ulicy, gdzie raz po raz chodzili jeszcze ludzie. Nie zawiodłam się – w ścianie
znajdowały się solidne, drewniane i wyglądające na ciężkie drzwi. Nie miałam pojęcia,
czy spodziewać się alarmu w takim miejscu, ale zaryzykowałam. Starając się
uszkodzić wejście jak najmniej, dostałam się do środka. Choć niczego nie
usłyszałam, Death uznała, że zabezpieczenia jednak były. Zaprowadziła mnie do
odpowiedniego działu, zmuszając mnie swoim szybkim lotem do biegu.
Jak się okazało otwarta biblioteka niewiele by mi
dała – książka była w oddzielnym, zamkniętym pomieszczeniu, do którego wejść
można było tylko z bibliotekarzem, a z którego nic nie mogło zostać
wypożyczone. Tak czy inaczej stróż pokazał mi odpowiedni wolumin. Gdy tylko
zbliżyłam do niego rękę, poczułam energię z niego płynącą. Była sporych
rozmiarów, gruba na przeszło tysiąc stron, obita w czerwoną skórę, wyglądającą
jak…
- Smocza… - powiedziałam zdziwiona.
- Później będziesz miała czas ją obejrzeć. Jeśli nie
chcesz nikogo skrzywdzić, to powinnyśmy już stąd iść. – Białowłosa sprowadziła
mnie swoimi słowami na ziemię.
W tej samej chwili, w której ja wznosiłam się na
Perlin w powietrze, przed biblioteką stanął wóz firmy ochroniarskiej. A więc
jednak mój stróż miał rację – alarm rzeczywiście tam był. Dwóch z czterech
mężczyzn ruszyło na tyły. Do tych, którzy zostali, podeszła jakaś starsza
kobieta i wskazała uliczkę w której zniknęłam. Zapewne widziała mnie, gdy
biegłam w tamtą stronę. Nie miało to jednak znaczenia, bo już mnie tam nie było.
Nie interesowały mnie dalsze poczynania ochroniarzy.
Bardziej ciekawiła mnie książka, którą trzymałam w dłoniach. Miałam teraz
chwilę, żeby się jej przyjrzeć. Ponownie zmierzyłam wzrokiem skórę, w którą
była obita. Bezsprzecznie była to smocza skóra. Wszędzie rozpoznałabym tę
specyficzną strukturę. Na grzbiecie woluminu wypalone zostały znaki, których
nie znałam, ale które zdawały mi się dziwnie znajome. Musiałam już gdzieś takie
widzieć, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Może w zamku u Akiji? Albo w
miejscu, w którym trzymał mnie Daimon…
- Otwórz ją – powiedziała Death, zerkając na księgę
znad mojego ramienia. Wyglądała, jakby patrzyła na dawno zaginiony skarb, który
wiele dla niej znaczył. Zgodnie z jej życzeniem przewróciłam pierwszych kilka
stron i otworzyłam na tej z numerem dwudziestym drugim.
Tak jak się spodziewałam – wszystko zapisane było w
znakach, których znaczenia nie znałam i nawet się nie domyślałam, jak można by
je odczytywać. Jak niby miało mi pomóc coś, czego nie umiałam używać? Skrzywiłam
się mocno, kiedy ta myśl do mnie dotarła, po czym spojrzałam z niezadowoleniem na
swojego stróża.
- Nikt nigdy nie uczył mnie takiego alfabetu. Nie
odczytam i nie wypowiem żadnego z tych słów – stwierdziłam gorzko.
- Ale ja tak. Wystarczy, że powtórzysz – mruknęła,
marszcząc brwi. – Przewracaj dalej. Jak zobaczę to, co jest nam potrzebne, dam
ci znać – dodała.
Westchnęłam cicho, ale zrobiłam co mi kazała.
Jednocześnie zastanawiałam się, czy to bezpieczne. W ostateczności nie
nawiązałam z nią takiego połączenia, jak ze swoim pierwszym duchem. Mogła
wykorzystać fakt, że nie wiem co tu jest napisane i podsunąć mi zaklęcie, które
wcale mi nie pomoże, a zaszkodzi. Tylko pytanie – po co miałaby robić coś
takiego? Chyba nie istniał czar, który mógłby jej dać nowe życie, albo możliwość
kierowania moim ciałem, prawda? Niekontrolowany dreszcz strachu i zwątpienia
wstrząsnął moim ciałem. Ale… właściwie nie miałam nic do stracenia. Poza tym
ona była w tej chwili jedyną osobą, na której pomoc mogłam liczyć.
- Stój. – Moja ręka zatrzymała się w trakcie
przewracania na kolejną stronę. – To odpowiednie zaklęcie. Przeniesie cię do
miejsca które znasz, jeśli będziesz o nim myślała.
- Świetnie – powiedziałam z nutką entuzjazmu w głosie.
- Bardzo ważnym jest, żebyś podczas wypowiadania go,
myślała tylko o jednym miejscu.
- A jeśli przemknie mi przez głowę inne? – Death
milczała o kilka sekund za długo, co wzbudziło mój niepokój. Nie spodziewałam
się jednak tego, co mi powiedziała.
- Możesz rozerwać się w połowie drogi…
Spojrzałam na nią wielkimi oczami. Oczywiście
spodziewałam się, że będę musiała narazić swoje życie dla Akiji, ale liczyłam
na to, że dojdzie do tego dopiero na miejscu, w siedzibie Daimona. Myśl, że
mogłabym tam w ogóle nie dotrzeć w jednym kawałku, wcale nie napawała mnie
optymizmem. Mogłam nawet śmiało przyznać przed samą sobą, że poczułam ukłucie strachu.
Przygryzłam wargę.
- Nie ma jakiegoś pewniejszego, albo chociaż
bezpieczniejszego sposobu? – zapytałam.
- Ten jest najszybszy, a zdawało mi się, że zależy ci
na czasie – odparła.
- Nie ukrywam, że na życiu też.
- Inna metoda zajmie ci kilka dni.
Trybiki w mojej głowie działały na pełnych obrotach,
analizując wszystkie za i przeciw. Z jednej strony jeśli się nie uda, to stracę
szansę na pomoc Akiji. Ale z drugiej strony co mi po tym, że dotrę na miejsce w
jednym kawałku, jeśli on już będzie leżał martwy, bo spóźnię się o jeden dzień?
W końcu westchnęłam głośno, przetarłam twarz dłonią i skinęłam głową, co
znaczyło dokładnie tyle, że zgadzam się na to ryzyko. Białowłosa uśmiechnęła
się tak delikatnie, że ledwo to zauważyłam.
- Zawsze podobała mi się w tobie odwaga, chociaż nie
mam pewności, czy nie zakrawa ona o zwykłą głupotę… - powiedziała spokojnie.
Spojrzałam na nią, unosząc brew. - Nie mniej najpierw chciałabym, żeby poznała
kilka innych zaklęć. Przydadzą ci się na miejscu i być może sprawią, że ta
misja zakończy się powodzeniem. Więc zapamiętaj numer strony i cofnij się do początku.
No w końcu jest nowy rozdział! O matko, ile się dzieje. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że Karmen zaatakuje Hao O.o W ogóle mam teorię na temat tego, dlaczego się nie goi rana - może jakiś jad mają demony? xD Hahaha, za dużo Zmierzchu :P Ciekawie to wymyśliłaś z tą księgą, ale mimo wszystko trochę mnie dziwi, że Karmen zamierza ryzykować, żeby pomóc Akiji. W końcu znali się dość krótko i nawet jeśli poczuła sympatię do niego, to bez przesady. Ale może ja źle myślę - Yoh w sumie też za każdym ledwo co poznanym człowiekiem by się w ogień rzucił xP W ogóle śmiesznie też, że Hao się tak nie przejmuje tą akcją ratunkową, którą zamierza przeprowadzić Karmen. No, bo przecież ten Daimon ją chce w swoich szeregach, a ona sama jakby idzie w jego łapska... Ciekawa jestem, co będzie w następnym odcinku :D
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki - nieziemsko mi się podoba nowy wygląd bloga! I nagłówek i CSS - świetna robota! Chociaż widziałam też twój nagłówek, który wrzuciłaś na facebooka i też mi się strasznie spodobał :) Nie wiem nawet, czy nie bardziej xP Chociaż może to dlatego, że nie przepadam za czarnym tłem na blogach. W każdym razie podoba mi się bardzo :)
Pozdrawiam cię i życzę weny, no i oczywiście mam nadzieję, że kolejna część będzie szybciej. Może za dwa tygodnie? ;)
Ooo... Jak to smutno widzieć dobre blogi tak bardzo pozbawione zainteresowania :( Ja nie wiem, czemu nikt ci tutaj tego nie komentuje, więc ja to zrobię :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, błędów właściwie nie zauważyłam, ale może to dlatego, że taka byłam ciekawa co dalej, że czytałam szybko i z zaskoczenia wzięło mnie zakończenie :P Boże, dziewczyno, ty masz ogromny talent! Mam nadzieję, że uda ci się osiągnąć karierę w pisarstwie (wiem, że to trudne w Polsce, ale może napiszesz kiedyś coś po innemu? ; d) i będę mogła kupić twoją książkę :D Może nawet dodrapię się po autograf, hahaha.
Swoją drogą - jak tak patrzę na ten brak komentarzy i całkiem niską (jak na okres działalności bloga) liczbę wejść, to mam ochotę zrobić ci mega kampanię reklamową, ale wiem, że w przypadku blogów, które mają już tak dużo rozdziałów, ludzie jakoś niechętnie zaczynają czytać. WIĘC OBIECAJ, że jak założysz nowego bloga, to powiesz. Wtedy spamując czy nie, zrobię ci najlepszą reklamę EVER! Zasługujesz na to kochana!
Pozdrawiam i czekam na kolejną część. Obiecuję, że też skomentuję!
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału pisz szybko ^^
OdpowiedzUsuńPonad rok, a rozdziału nie ma. Wrócisz jeszcze? Dokończysz tę historię? Byłoby naprawdę fajnie :( Czekam z nadzieją.
OdpowiedzUsuń