14 lipca 2014

Rozdział XXVI


Rozdział jest z... półgodzinnym opóźnieniem, bo miał być w zeszłym tygodniu, a już mamy poniedziałek. Tak czy inaczej - JEST! :D Po nieco ponad miesiącu, ale wraz z nim dostajecie w bonusie nowy wygląd bloga! :3 Jestem z niego bardzo zadowolona, sama zrobiłam CSS, przy czym trochę się narobiłam. Za śliczny nagłówek bardzo dziękuję mojej przyjaciółce, na której BLOGA zapraszam wszystkich fanów yaoi.

Generalnie chcę też wam bardzo podziękować za to, że pod ostatnim rozdziałem znalazłam tyle komentarzy. Czytelnicy to jest to, co nakręca chyba każdego blogera i cieszę się, że wytrzymujecie moje długie nieobecności :) Jestem wam za to niesamowicie wdzięczna.
Chciałabym w tym miejscu napisać, że do końca historii zostało zaledwie kilka rozdziałów (myślę, że nie więcej niż pięć). Trochę mi smutno z tą myślą, ale jednocześnie się cieszę, bo wiem, jak trudno mi się pisze te ostatnie części. Jestem już, nie ukrywam, mocno zmęczona tą historią, choć nie wiem z czego to wynika. Nie mniej dostałam kopnięcie energii i w mojej głowie mocno ukształtowało się zakończenie, więc wierzę, że szybko pójdzie mi spisanie tego pomysłu :) Jednocześnie mam nadzieję, że wytrwacie ze mną do samego końca - ostatnie rozdziały pełne będą wyjaśnień i akcji, więc nie powinniście przysnąć podczas czytania ;)
Pozdrawiam was serdecznie i zapraszam do czytania!


PS: Rozdział nie jest zbetowany, bo ja i przyjaciółka, która sprawdza mi opowiadanie, jesteśmy przy komputerze raczej rzadko, a jak już, to w zupełnie innych godzinach. Za wszelkie błędy przepraszam i uprzejmie proszę o wytknięcie ich w komentarzach :)


********************************************************************

„Dowiadujesz się jak cennym coś jest dla ciebie, gdy zostaje ci to odebrane.”

Hao milczał długo i nie wiedziałam już, czy w końcu się odezwie, czy też nie. W sumie niewiele mogłabym poradzić, gdyby się jednak rozmyślił. Odchrząknęłam, żeby dać mu znać, że wciąż czekam. Spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Wyglądało to tak, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że tutaj z nim jestem. Nie zrozumiałam do końca dlaczego tak się stało, ale on nie dał mi zbyt wiele czasu na domysły, bo w końcu zdecydował się coś powiedzieć.
 - Byłoby znacznie łatwiej, gdybyś powiedziała mi co już wiesz – stwierdził. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- I dopiero teraz na to wpadłeś? – zapytałam, nie mając pojęcia, dlaczego w takim razie tak długo się namyślał. Nie dałam mu jednak szansy na odpowiedź, tylko kontynuowałam.
Tak jak mnie o to poprosił, powiedziałam mu co już wiem: kim byli moi rodzice, a nawet jakie mieli imiona. Kim jest Daimon i jaka jest jego historia. Asakura słuchał mnie w milczeniu i z uwagą, zupełnie jakby w tej chwili sam się dowiadywał kilku rzeczy. Raz po raz jego oczy zdradzały nawet zainteresowanie. Wyznałam mu również, że zdaniem mojej rasy to dość wyjątkowa sprawa, że jestem zarówno demonem jak i szamanką. Gdy zakończyłam, znów zapadła cisza. Po raz kolejny spojrzał na mnie tak, jakbym dopiero co się pojawiła, albo jakby dopiero zanotował, że skończyłam mówić.
- W takim razie wiesz już prawie wszystko, co mógłbym ci powiedzieć – mruknął. Wydawał się tym faktem naprawdę niepocieszony.
- Prawie? – Uniosłam brew. - Czyli możesz mi coś jeszcze zdradzić? – zapytałam z entuzjazmem.
- Naprawdę niewiele, to będzie jedynie dopowiedzenie pewnych rzeczy. – Nie patrzył na mnie, tylko gdzieś w bok. - Wiesz już kim jest twój duch. Ja wiem jedynie, że możesz się z nim połączyć w sposób, który przerasta możliwości każdego szamana. Zyskasz dzięki temu jej moc, umiejętności, wiedzę… Ale nie jestem w stanie cię tego nauczyć – powiedział od razu, jakby sądził, że właśnie to mi teraz chodzi po głowie. – Jeśli z kolei chodzi o twoją przeszłość, to nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Wiesz dokładnie to, co i ja. A Daimon… - Zamilkł na dłuższą chwilę, mrużąc oczy. - On wciąż cię chce – mruknął w końcu. – Będzie cię szukał tak długo, aż znajdzie. Uważa, że jesteś w stanie bardzo mu pomóc w jego „misji”. Co prawda nie będzie mógł wykorzystać twoich zdolności bez twojej zgody. – Nieświadomie uspokoił mnie tymi słowami, ale kolejnym zdaniem szybko to zepsuł. – Ale obawiam się, że byłby w stanie wywlec na wierzch twoje najgorsze cechy – dodał ciszej. Dreszcz przeszedł mi po plecach, choć nie do końca wiedziałam, o co mu chodzi.
- Moje najgorsze…? Co masz przez to na myśli? – zapytałam. Głos zdradził moje podenerwowanie, drżąc lekko. Brązowowłosy spojrzał na mnie i przyciągnął bliżej siebie, jakby chcąc dać mi poczucie bezpieczeństwa. Nie podziałało.
- Demony powietrza są w stanie wejść komuś do głowy i narobić bałaganu. W ciągu dnia podtrzymujesz blokadę, ale gdy śpisz, już nie. Daimon może to wykorzystać, zmanipulować twój umysł, zmienić cię w potwora. Może i nie będziesz mu posłuszna, ale sama zapragniesz zrobić to, co on chce byś zrobiła. Ale ma to swoje złe strony – przerwał na chwilę, a ja nie byłam pewna, czy chcę dalej słuchać. On jednak wcale nie pytał mnie o zdanie. – Jeśli to zrobi, nie będziesz mogła w pełni wykorzystać swoich zdolności. Tylko będąc w zgodzie z samą sobą możesz to zrobić.
- Wcale mnie to nie pociesza…
- Nie powiedziałem, że to czego się dowiesz będzie przyjemne. – Westchnęłam cicho.
- Więc co powinnam zrobić? – zapytałam, spoglądając mu w oczy. Zastanawiałam się, czy jest takie miejsce na świecie, gdzie nikt mnie nie znajdzie i będę miała spokój, ale miałam silne przeczucie, że nie.
- Ze mną jesteś bezpieczna. Przynajmniej na razie.
- Mogłeś nie dodawać tego drugiego… - mruknęłam niezadowolona. Uśmiechnął się lekko i odsłonił moją szyję od swojej strony, przerzucając moje włosy na drugie ramię. – To wcale nie jest śmieszne.
- Ależ oczywiście, że nie jest. Ale nie zamierzam z tego powodu chodzić cały czas w wisielczym nastroju i tobie też to radzę – powiedział, mrużąc powieki. Cmoknął mnie w skórę tuż za uchem. Kąciki moich ust same uniosły się do góry.
- Powiedziałeś mi już tak dużo… A nie chcesz zdradzić jak mnie znalazłeś? – rzuciłam po chwili ciszy, unosząc brwi. Wydawało mi się to dziwne. Zacisnął lekko wargi, pogłębiając moją podejrzliwość.
- Powiedzmy, że znalazłem osobę, która wiedziała gdzie się podziewasz… - Ostrożnie wymawiał każde kolejne słowo, jakby bał się zdradzić zbyt wiele informacji.
- Pewną osobę?
Zaczęłam się zastanawiać, kto to mógł być. Wybór miałam spory, bo przecież o mojej obecności w posiadłości Akiji wiedziało całe mnóstwo demonów. Jak wiele z nich mógł znać Hao? Zmarszczyłam nos. Spojrzałam na chłopaka uważnie, szukając odpowiedzi w jego oczach. I uderzyła mnie jedna, bardzo wyraźna myśl. Nie wiedziałam, dlaczego pomyślałam akurat o granatowosłosym, ale zamierzałam o niego spytać. Bo im dłużej o tym myślałam, tym bardziej dziwne wydawało mi się, że mój wybawca pojawił się dokładnie wtedy, kiedy zniknął demon…
- Akija…? – Mój głos zabrzmiał tak dziwnie, że ledwo byłam w stanie go poznać. Cichy, ale mocny i zimny jak sopel lodu. To, co przebiegło przez jego twarz, tylko upewniło mnie co do tego, że moje przypuszczenia są słuszne. – Co zrobiłeś Akiji? – rzuciłam oskarżycielsko.
Asakura wpatrywał się we mnie, starając się zachować stoicki spokój, ale ja widziałam, jak mieszanka różnych uczuć gra w jego źrenicach. Wstałam nieco gwałtowniej niż zamierzałam, odsuwając się od niego o kilka kroków. Również się podniósł, ale nawet nie próbował do mnie podchodzić. Cisza między nami była ciężka i gęsta, a ja chyba czekałam na jakąś jego odpowiedź. Jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mam co na nią liczyć. Pragnęłam jednak, by zaprzeczył. Żeby powiedział, że to nie jego miał na myśli. Ale on jedynie milczał, mrużąc powieki. Wyraźnie widziałam napięcie w jego szczęce. Podjęłam próbę przeszukania jego myśli, ale skutecznie mnie zablokował. To było do przewidzenia.
Plułam sobie właśnie w brodę, że nie pomyślałam o tym od razu. Co prawda miałam silne przeczucie, że coś się stało złotookiemu, ale zupełnie nie powiązałam tego z pojawieniem się właściciela Ducha Ognia. Teraz już byłam pewna, że jest w to wplątany – inaczej odezwałby się, zaprzeczył i nie blokował tak zawzięcie swoich myśli. Pytaniem było jednak, co takiego mógł zrobić demonowi? Pomysły, które pokazały się w mojej głowie, nie należały do przyjemnych i żadnego z nich nie chciałam nawet brać pod uwagę. Jednak miałam też przykre wrażenie, że każdy z tych scenariuszy jest bardzo prawdopodobny. Szaman, który stał przede mną, był bezwzględny nawet dla innych biorących udział w turnieju. Na pewno nie dbał w żaden sposób o życie Akiji.
- Do cholery, mów co mu zrobiłeś! – wrzasnęłam. Kątem oka zobaczyłam, jak pod moimi stopami bucha niewielki płomień. Choć dotykał mnie, nie parzył mojej skóry, więc nie przejęłam się nim zbytnio.
- Proszę, proszę. Kto by pomyślał, że tak się przejmiesz losem tego demona… - rzucił sarkastycznie brązowowłosy, wykrzywiając usta w bardzo nieprzyjemnym uśmieszku.
- Odpowiadaj na moje pytanie! – Ogień rósł niebezpiecznie, razem z poziomem mojej złości. Mężczyzna wydawał się jednak w ogóle tym nie przejmować. – Ostrzegam cię!
- Przed czym? Mój duch ochroni mnie przed twoimi mocami… - stwierdził, unosząc drwiąco brew.
- Jesteś pewien? – Głos, którym to powiedziałam, wydał mi się obcy. Przypominał zwierzęcy warkot. Po twarzy mojego rozmówcy przebiegł cień, którego nigdy wcześniej tam nie widziałam. Strach…? Na jego czole, tuż pod linią włosów, pojawiły się kropelki potu. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy to z powodu rosnącej w pomieszczeniu temperatury, czy z powodu nerwów.
Wyciągnęłam na bok jedną rękę, w dłoni uformowała mi się płomienna kula, choć nie do końca nad tym panowałam. Trzymałam ją, wpatrując się ze złością w czarne oczy Hao. Wciąż czekałam na odpowiedź. Po strachu, który widziałam wcześniej, nie było już śladu i zwątpiłam, czy w ogóle tam był. Zamiast tego pojawił się chłodny, kpiący uśmiech, pełen złości. Zgrzytnął zębami i prychnął w moją stronę.
- W porządku – powiedział. Jego głos był zimny i ostry jak sopel. Zadrżałam mimo tego całego ognia, który mnie otaczał. Zdawało mi się, że mówi mi to tylko w wyniku złości, a nie dlatego, że czuje się przegrany. Wstrzymałam na chwilę oddech. – Jest u Daimona i sądzę, że już od dawna nie żyje…
Podczas kiedy ja musiałam wyglądać, jakby ktoś mocno dał mi czymś w brzuch, na jego twarzy wymalowała się dzika satysfakcja, ale nie wiedziałam czy z powodu tego, co zrobił wcześniej Akiji, czy może tego, że doprowadził mnie do takiego stanu. Granatowowłosy, choć więził mnie w swoim zamku, był dla mnie dobry i zdawało mi się, że jest jedyną osobą, która chce jedynie mojego dobra. Nawiązała się między nami nić sympatii, nawet nie wiedziałam kiedy. Po prostu stał mi się bliski i myśl, że mógł zginąć z mojego powodu, bolała mnie bardziej, niż mogłabym się tego spodziewać. A nawet jeśli żyje, to nie zostało mi wiele czasu na uratowanie go.
- Jak mogłeś… - sapnęłam, dopiero po minucie lub dwóch odzyskując zdolność mówienia.
Kiedy poruszyłam się do przodu, zupełnie nie myślałam o tym co robię, ani jakie to będzie miało skutki. Po prostu rzuciłam się w jego stronę. Ostatnią rzeczą, jaką zarejestrowałam, było zaskoczenie na jego twarzy. W jednej chwili wbiłam się zębami w jego szyję. Krew trysnęła mi do ust, a ja łapczywie ją spijałam, rozkoszując się jej słonawo-metalicznym smakiem. Długowłosy szamotał się dobrych kilka sekund nim odzyskał zdrowy rozsądek i wezwał swojego stróża. Wielka czerwona łapa oderwała mnie od szamana. Zapłonęłam swoim własnym ogniem czując pieczenie w całym ciele. Nie było ono wywołane ogniem, pochodziło z mojego wnętrza. Zdawało mi się, że przez moje żyły przepływa lawa. Zacisnęłam oczy, mówiąc słowa w języku, którego nawet nie znałam.
Kiedy otworzyłam je po dłuższej chwili, stałam w środku lasu. Z całą pewnością wciąż byłam w okolicy miasteczka, bo słyszałam jego dźwięki, przebijające się przez drzewa. Upadłam na kolana, oddychając nierówno i starając się uspokoić. Nie miało dla mnie teraz znaczenia, co zrobiłam Hao, choć na dnie serca tłukła mi się myśl, że właśnie go zabiłam. To robiłoby ze mnie zwykłego potwora, którym tak bardzo od samego początku nie chciałam zostać, więc nie miałam zamiaru się nad tym zastanawiać. Dopiero po kilkunastu sekundach zauważyłam, że ogień wokół mnie zgasł. Spojrzałam na swoje dłonie – były czerwone i lepkie od krwi. Zaczęłam niemal rozpaczliwym ruchem wycierać je o trawę przed sobą, zdzierając sobie skórę na drobnych kamyczkach. Moje paznokcie, które z niewiadomych przyczyn stały się niemal przezroczyste  i nienaturalnie długie, orały ziemię.
Zdawało mi się, że całą wieczność zajęło mi doprowadzenie się do normalnego stanu. Starałam się wytłumaczyć samej sobie, że Asakura przeżył, a plusem mojego czynu jest to, że dostałam znaczną dawkę energii, która z całą pewnością mi się przyda. Kiedy obmywałam się w niewielkim zbiorniku wodnym, bardziej przypominającym sporą kałużę niż jezioro, zobaczyłam swoje odbicie. Mimo tego, że obraz był nieco mętny, mogłam zauważyć, że ciemne włosy zostały zastąpione przez białe, niewiele jednak krótsze od poprzednich. Usta były nieco bardziej wydatne i mocno różowe, a twarz bardziej okrągła. Jedynym co pozostało takie samo były moje oczy – czerwone, w tej chwili niemal świecące, w których dostrzegałam najprawdziwsze iskry. Niechętnie przyznałam przed samą sobą, że dość mocno przypominam Klarę, ale to właściwie nie miało teraz dla mnie znaczenia. Nie zastanawiałam się nawet nad tym, dlaczego w ogóle przeszłam ponowną przemianę.
Teraz w mojej głowie była tylko jedna myśl - musiałam odnaleźć Akiję. Nawet jeśli nie byłam pewna, czy on wciąż żyje, chciałam go odnaleźć. Chociaż pamiętałam, że siedziba Daimona znajduje się na pustyni, nie miałam zielonego pojęcia jak tam dotrzeć, a szukanie zajęłoby mi zbyt dużo czasu. Musiałam się tam dostać jak najszybciej. Przygryzłam wargę, starając się skupić. Pomyślałam, że gdybym wiedziała jak brzmiało to zaklęcie, które wypowiedziałam by się tu dostać, może mogłabym przenieść się również tam? Ale to nie miało znaczenia, bo ani nie pamiętałam co powiedziałam, ani nawet nie znałam języka, którego użyłam. Miałam w tym miejscu czarną dziurę, tak jakbym wtedy zupełnie nie była sobą. Zaklęłam siarczyście pod nosem.
- Death – powiedziałam cicho, zdając sobie sprawę, że być może będzie mogła mi pomóc. W ostateczności była władczynią demonów, może więc znała ich język. Stróż pojawił się przede mną i zmierzył mnie wzrokiem z czymś na kształt zainteresowania. Wiedziałam, że rozpoznaje mnie po mojej energii, ale chyba była nieco zdziwiona tym, że wyglądam inaczej. Cóż, w ostateczności wszystkie demony miały możliwość przemiany, więc nie wiedziałam o co jej chodzi, ale nie zamierzałam tracić czasu na pytanie ją o to. – Pamiętasz siedzibę tego demona? Daimona? – zapytałam. Skinęła ostrożnie głową, jakby nie wiedziała, o co mogę ją poprosić i czy będzie chciała to dla mnie zrobić. – Jestem pewna, że jesteś w stanie mi powiedzieć, jak się tam dostać w jak najkrótszym czasie.
Patrzyła na mnie badawczo przez chwilę, po czym uśmiechnęła się. W jej twarzy dostrzegłam coś dziwnego, typowo diabolicznego. W normalnych okolicznościach zapewne by mi się to nie spodobało, ale w tej chwili nie przejęłam się tym zbytnio. Zbliżyła się do mnie tak bardzo, że nosem niemal dotykała mojego własnego. Patrzyła mi przy tym w oczy. Nie miałam pojęcia co robi, ale nie poruszyłam się, ani nie odezwałam. Czekałam. W końcu dotknęła mojego ramienia swoją chłodną dłonią. Poczułam się tak, jakby do mojej skóry przytknięto kawałek lodu.
- Znam miejsce, gdzie możesz się nauczyć odpowiedniego zaklęcia. – Jej usta się nie poruszały, ale wyraźnie słyszałam jej głos.
- Prowadź. – Chłód i zdecydowanie mojego głosy zaskoczyły mnie. Chwilę później leciałam już na Perlin w wytyczonym przez mojego stróża kierunku.

*

- Wygrywa Drużyna Gwiazdy! – rozległ się głos sędziego. Na trybunach było cicho. Niektórzy szamani z trwogą patrzyli przed siebie. Rzadko kiedy widywali na oczy taką brutalność i dopiero teraz byli w stanie sobie wyobrazić, co oznacza przegrana z tym konkretnym człowiekiem.
Przeciwnicy Asakury leżeli martwi na arenie. Ich zwęglone ciała wydzielały nieprzyjemną, przyprawiającą o mdłości woń. Brązowowłosy był zły, właściwie wściekły. Gdyby tylko mógł zabić kogoś jeszcze, z całą pewnością skorzystałby z okazji. Opatrunek na jego szyi zaczynał już przemakać. Rana była głęboka i nie chciała zacząć się goić. Nie był pewien dlaczego, niewiele wiedział o ugryzieniach demonów prócz tego, że mogą pić krew i robią to często, bo dodaje im sporo energii. Jednak nigdy wcześniej coś takiego mu się nie zdarzyło… Odwrócił się i spojrzał na trybuny, by wyłowić z tłumu odpowiednią osobę. Jego oczy w końcu spotkały się z bliźniaczymi. Uśmiechnął się krzywo.
- Niedługo się połączymy, bracie… - powiedział na tyle głośno, by szatyn go usłyszał. Z jego głosu dało się wyczytać nutkę grozy.
Blondynka stojąca po prawej stronie Yoh, założyła ręce na piersi i wysunęła się do przodu, co miało takie samo znaczenie, co słowa: „Jeśli zadrzesz z nim, zadrzesz także ze mną”. Hao zaśmiał się na to jedynie i wraz ze swoją drużyną przeniósł się pod budynek, w którym mieszkali. Nie zwracając uwagi na to, że ktoś coś do niego mówi, bez słowa odwrócił się i ruszył do swojego pokoju.
Od czasu wydarzenia z Karmen minęły już trzy godziny, a jego szyja pulsowała, jakby dziewczyna dopiero co się w nią wgryzła. Nie spodziewał się po niej czegoś takiego nawet w najśmielszych snach. Szczerze powiedziawszy pewien był, że nie zdoła go skrzywdzić. Że go kocha… Zerknął w stronę lustra, które wisiało na ścianie po lewej stronie i podszedł do niego. Oderwał jednym ruchem opatrunek, plastry odkleiły się od jego skóry z nieprzyjemnym dźwiękiem. Rana była paskudna, krew nie chciała krzepnąć i sączyła się leniwie. Nie wiedział jak wiele jeszcze może jej stracić. Musiał dostać swojego brata zanim będzie jej miał zbyt mało, by móc się choćby poruszyć. Połączenie z nim mogłoby go zapewne uratować…
- Opacho – wezwał murzynka, nieco znużonym i przyciszonym głosem. Cłopiec pojawił się szybko z bandażami i jakąś ziołową, intensywnie pachnącą maścią o gęstości nie do końca stężałej galaretki.
Hao bez słowa usiadł na swoim łóżku i ściągnął pelerynę, żeby nie zakrwawiła się jeszcze bardziej. Czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku kiedy myślał o tym, co się tutaj tak niedawno stało. Bywał wredny, sarkastyczny, brutalny i zwyczajnie zły wobec czerwonookiej, ale był niemal pewien, że to jest jedyna osoba, dla której wiele by zrobił. Może nawet więcej, niż sam się po sobie spodziewał. Miał już wcześniej kogoś takiego. Dwa wcielenia temu. Ale umarła i postanowił, że już nigdy więcej. I początkowo tak miał zamiar podchodzić do Karmen. Rozkochać ją w sobie, by była bronią w jego rękach, ale samemu się w to w żaden sposób nie angażować. I zdawało mu się, że to będzie proste, bo dziewczyna w niczym nie przypominała jego poprzedniej partnerki. Były jak woda i… ogień. Ale mimo tego nie udało mu się uciec. Ona miała w sobie coś co sprawiło, że im dłużej z nią przebywał, tym bardziej udawanie zamieniało się w coś prawdziwego…
Syknął, kiedy drobne paluszki wpychały mu maść prosto w ranę, ale nie przerwał rozmyślań. Ledwo co dosłyszał ciche „przepraszam”, które dotarło do niego jak echo. Co teraz? Mimo swojej postawy podczas rozmowy, gdy był zwyczajnie zły, że dziewczyna martwi się o tego demona, naprawdę nie podobał mu się pomysł odbicia Akiji. A był przekonany, że to właśnie będzie próbowała zrobić Amasuka. Wprost uwielbiała się narażać dla innych. I choć miała teraz energię po wypiciu jego krwi, był pewien, że nie da sobie rady sama na całą świtę Daimona. A kiedy on dostanie ją w swoje ręce, Bóg jeden wie, co się może wydarzyć.
Musiał więc wybrać między pomocą jej, a dokończeniem Turnieju. Zostało niewiele walk do końca, ale jeśli poczeka, może być zbyt późno. Jednocześnie przez głowę boleśnie galopowała mu myśl, że w takim stanie na niewiele się przyda dziewczynie. Musiał wygrać, albo połączyć się z bratem. Inaczej będzie niemal bezużyteczny. Skrzywił się na samą myśl – on, wielki Hao Asakura, bezużyteczny i zbyt słaby, by stawić czoło bandzie demonów. Zauważył, że Opacho już skończył i zostawił go samego dokładnie w tej samej chwili, w której zdecydował się na to, co robić.

*

Zapadał wieczór, kiedy dotarłam do wyznaczonego przez ducha celu. Miejscem, do którego byłam kierowana przez ostatnich kilka godzin, okazała się biblioteka. Zdziwiło mnie to, ale mimo wszystko wylądowałam w jakiejś bocznej uliczce. Zeskoczyłam z grzbietu swojego smoka. Kazałam mu tutaj na siebie poczekać, a sama ruszyłam w stronę uliczy. Wyjrzałam zza ceglanej ściany.
- Po co kazałaś mi tutaj przylecieć? – zapytałam Death, patrząc w stronę budynku.
- Jest tutaj księga, w której znajdziesz potrzebne zaklęcie. I wiele innych, które mogą ci się przydać – stwierdziła.
- Skąd o tym wiesz? – zapytałam nieco zaskoczona.
- Wiem o prawie każdym egzemplarzu, jeśli jest w nim odpowiedni znak – stwierdziła, najwyraźniej nie zamierzając wchodzić w szczegóły. Z resztą nie było na to czasu. Z tego samego powodu uznałam, że nie warto teraz robić jej wyrzutów o to, że nie powiedziała mi o tym wcześniej.
Ze stróżem unoszącym się za moimi plecami, ruszyłam w stronę biblioteki. Był to przysadzisty, szeroki budynek z czerwonej cegły. Wyglądał na stary, ale kilka razy odrestaurowany, o czym świadczyły chociażby nowoczesne, przeszklone drzwi. Zajrzałam przez nie do środka. Paliło się tam kilka lamp, ale okazało się, że jest zamknięte. Zaklęłam cicho pod nosem. Najwidoczniej było już zbyt późno. Spojrzałam na białowłosą.
- Co teraz? – mruknęłam cicho, przymykając powieki. Patrzyła na mnie z pewnego rodzaju rozbawieniem na twarzy.
- Jesteś szamanką i demonem. Czy naprawdę będzie dla ciebie trudnością, żeby się dostać do środka? – odpowiedziała pytaniem, unosząc brew.
Chwilę patrzyłam na nią, trawiąc jej sugestię. Mimo wszystko włamywanie się gdziekolwiek nie było czymś, co chciałam robić. Jednak z drugiej strony byłam świadoma tego, że uda mi się wymknąć, a księga była mi przecież potrzebna. Zdecydowałam się więc na to, by wejść do środka, ale obiecałam sobie przy okazji, że postaram się wyrządzić jak najmniej szkód.
Przedostałam się na tyły budynku z nadzieją, że będzie tam drugie wejście. Uznałam, że znacznie lepiej będzie się włamywać z dala od głównej ulicy, gdzie raz po raz chodzili jeszcze ludzie. Nie zawiodłam się – w ścianie znajdowały się solidne, drewniane i wyglądające na ciężkie drzwi. Nie miałam pojęcia, czy spodziewać się alarmu w takim miejscu, ale zaryzykowałam. Starając się uszkodzić wejście jak najmniej, dostałam się do środka. Choć niczego nie usłyszałam, Death uznała, że zabezpieczenia jednak były. Zaprowadziła mnie do odpowiedniego działu, zmuszając mnie swoim szybkim lotem do biegu.
Jak się okazało otwarta biblioteka niewiele by mi dała – książka była w oddzielnym, zamkniętym pomieszczeniu, do którego wejść można było tylko z bibliotekarzem, a z którego nic nie mogło zostać wypożyczone. Tak czy inaczej stróż pokazał mi odpowiedni wolumin. Gdy tylko zbliżyłam do niego rękę, poczułam energię z niego płynącą. Była sporych rozmiarów, gruba na przeszło tysiąc stron, obita w czerwoną skórę, wyglądającą jak…
- Smocza… - powiedziałam zdziwiona.
- Później będziesz miała czas ją obejrzeć. Jeśli nie chcesz nikogo skrzywdzić, to powinnyśmy już stąd iść. – Białowłosa sprowadziła mnie swoimi słowami na ziemię.
W tej samej chwili, w której ja wznosiłam się na Perlin w powietrze, przed biblioteką stanął wóz firmy ochroniarskiej. A więc jednak mój stróż miał rację – alarm rzeczywiście tam był. Dwóch z czterech mężczyzn ruszyło na tyły. Do tych, którzy zostali, podeszła jakaś starsza kobieta i wskazała uliczkę w której zniknęłam. Zapewne widziała mnie, gdy biegłam w tamtą stronę. Nie miało to jednak znaczenia, bo już mnie tam nie było.
Nie interesowały mnie dalsze poczynania ochroniarzy. Bardziej ciekawiła mnie książka, którą trzymałam w dłoniach. Miałam teraz chwilę, żeby się jej przyjrzeć. Ponownie zmierzyłam wzrokiem skórę, w którą była obita. Bezsprzecznie była to smocza skóra. Wszędzie rozpoznałabym tę specyficzną strukturę. Na grzbiecie woluminu wypalone zostały znaki, których nie znałam, ale które zdawały mi się dziwnie znajome. Musiałam już gdzieś takie widzieć, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Może w zamku u Akiji? Albo w miejscu, w którym trzymał mnie Daimon…
- Otwórz ją – powiedziała Death, zerkając na księgę znad mojego ramienia. Wyglądała, jakby patrzyła na dawno zaginiony skarb, który wiele dla niej znaczył. Zgodnie z jej życzeniem przewróciłam pierwszych kilka stron i otworzyłam na tej z numerem dwudziestym drugim.
Tak jak się spodziewałam – wszystko zapisane było w znakach, których znaczenia nie znałam i nawet się nie domyślałam, jak można by je odczytywać. Jak niby miało mi pomóc coś, czego nie umiałam używać? Skrzywiłam się mocno, kiedy ta myśl do mnie dotarła, po czym spojrzałam z niezadowoleniem na swojego stróża.
- Nikt nigdy nie uczył mnie takiego alfabetu. Nie odczytam i nie wypowiem żadnego z tych słów – stwierdziłam gorzko.
- Ale ja tak. Wystarczy, że powtórzysz – mruknęła, marszcząc brwi. – Przewracaj dalej. Jak zobaczę to, co jest nam potrzebne, dam ci znać – dodała.
Westchnęłam cicho, ale zrobiłam co mi kazała. Jednocześnie zastanawiałam się, czy to bezpieczne. W ostateczności nie nawiązałam z nią takiego połączenia, jak ze swoim pierwszym duchem. Mogła wykorzystać fakt, że nie wiem co tu jest napisane i podsunąć mi zaklęcie, które wcale mi nie pomoże, a zaszkodzi. Tylko pytanie – po co miałaby robić coś takiego? Chyba nie istniał czar, który mógłby jej dać nowe życie, albo możliwość kierowania moim ciałem, prawda? Niekontrolowany dreszcz strachu i zwątpienia wstrząsnął moim ciałem. Ale… właściwie nie miałam nic do stracenia. Poza tym ona była w tej chwili jedyną osobą, na której pomoc mogłam liczyć.
- Stój. – Moja ręka zatrzymała się w trakcie przewracania na kolejną stronę. – To odpowiednie zaklęcie. Przeniesie cię do miejsca które znasz, jeśli będziesz o nim myślała.
- Świetnie – powiedziałam z nutką entuzjazmu w głosie.
- Bardzo ważnym jest, żebyś podczas wypowiadania go, myślała tylko o jednym miejscu.
- A jeśli przemknie mi przez głowę inne? – Death milczała o kilka sekund za długo, co wzbudziło mój niepokój. Nie spodziewałam się jednak tego, co mi powiedziała.
- Możesz rozerwać się w połowie drogi…
Spojrzałam na nią wielkimi oczami. Oczywiście spodziewałam się, że będę musiała narazić swoje życie dla Akiji, ale liczyłam na to, że dojdzie do tego dopiero na miejscu, w siedzibie Daimona. Myśl, że mogłabym tam w ogóle nie dotrzeć w jednym kawałku, wcale nie napawała mnie optymizmem. Mogłam nawet śmiało przyznać przed samą sobą, że poczułam ukłucie strachu. Przygryzłam wargę.
- Nie ma jakiegoś pewniejszego, albo chociaż bezpieczniejszego sposobu? – zapytałam.
- Ten jest najszybszy, a zdawało mi się, że zależy ci na czasie – odparła.
- Nie ukrywam, że na życiu też.
- Inna metoda zajmie ci kilka dni.
Trybiki w mojej głowie działały na pełnych obrotach, analizując wszystkie za i przeciw. Z jednej strony jeśli się nie uda, to stracę szansę na pomoc Akiji. Ale z drugiej strony co mi po tym, że dotrę na miejsce w jednym kawałku, jeśli on już będzie leżał martwy, bo spóźnię się o jeden dzień? W końcu westchnęłam głośno, przetarłam twarz dłonią i skinęłam głową, co znaczyło dokładnie tyle, że zgadzam się na to ryzyko. Białowłosa uśmiechnęła się tak delikatnie, że ledwo to zauważyłam.

- Zawsze podobała mi się w tobie odwaga, chociaż nie mam pewności, czy nie zakrawa ona o zwykłą głupotę… - powiedziała spokojnie. Spojrzałam na nią, unosząc brew. - Nie mniej najpierw chciałabym, żeby poznała kilka innych zaklęć. Przydadzą ci się na miejscu i być może sprawią, że ta misja zakończy się powodzeniem. Więc zapamiętaj numer strony i cofnij się do początku.

4 komentarze:

  1. Czytelniczka :D16 lipca 2014 20:40

    No w końcu jest nowy rozdział! O matko, ile się dzieje. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że Karmen zaatakuje Hao O.o W ogóle mam teorię na temat tego, dlaczego się nie goi rana - może jakiś jad mają demony? xD Hahaha, za dużo Zmierzchu :P Ciekawie to wymyśliłaś z tą księgą, ale mimo wszystko trochę mnie dziwi, że Karmen zamierza ryzykować, żeby pomóc Akiji. W końcu znali się dość krótko i nawet jeśli poczuła sympatię do niego, to bez przesady. Ale może ja źle myślę - Yoh w sumie też za każdym ledwo co poznanym człowiekiem by się w ogień rzucił xP W ogóle śmiesznie też, że Hao się tak nie przejmuje tą akcją ratunkową, którą zamierza przeprowadzić Karmen. No, bo przecież ten Daimon ją chce w swoich szeregach, a ona sama jakby idzie w jego łapska... Ciekawa jestem, co będzie w następnym odcinku :D
    A tak z innej beczki - nieziemsko mi się podoba nowy wygląd bloga! I nagłówek i CSS - świetna robota! Chociaż widziałam też twój nagłówek, który wrzuciłaś na facebooka i też mi się strasznie spodobał :) Nie wiem nawet, czy nie bardziej xP Chociaż może to dlatego, że nie przepadam za czarnym tłem na blogach. W każdym razie podoba mi się bardzo :)
    Pozdrawiam cię i życzę weny, no i oczywiście mam nadzieję, że kolejna część będzie szybciej. Może za dwa tygodnie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo... Jak to smutno widzieć dobre blogi tak bardzo pozbawione zainteresowania :( Ja nie wiem, czemu nikt ci tutaj tego nie komentuje, więc ja to zrobię :D
    Rozdział świetny, błędów właściwie nie zauważyłam, ale może to dlatego, że taka byłam ciekawa co dalej, że czytałam szybko i z zaskoczenia wzięło mnie zakończenie :P Boże, dziewczyno, ty masz ogromny talent! Mam nadzieję, że uda ci się osiągnąć karierę w pisarstwie (wiem, że to trudne w Polsce, ale może napiszesz kiedyś coś po innemu? ; d) i będę mogła kupić twoją książkę :D Może nawet dodrapię się po autograf, hahaha.
    Swoją drogą - jak tak patrzę na ten brak komentarzy i całkiem niską (jak na okres działalności bloga) liczbę wejść, to mam ochotę zrobić ci mega kampanię reklamową, ale wiem, że w przypadku blogów, które mają już tak dużo rozdziałów, ludzie jakoś niechętnie zaczynają czytać. WIĘC OBIECAJ, że jak założysz nowego bloga, to powiesz. Wtedy spamując czy nie, zrobię ci najlepszą reklamę EVER! Zasługujesz na to kochana!
    Pozdrawiam i czekam na kolejną część. Obiecuję, że też skomentuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału pisz szybko ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ponad rok, a rozdziału nie ma. Wrócisz jeszcze? Dokończysz tę historię? Byłoby naprawdę fajnie :( Czekam z nadzieją.

    OdpowiedzUsuń