4 czerwca 2014

Rozdział XXV

Jest nowy rozdział. Nie mam wymówki, dlaczego nie pojawił się wcześniej. Jedyne, co mogę powiedzieć to, że zakończenie powstawało cztery razy, bo wciąż byłam niezadowolona z efektu. Ale! W końcu jest i mam nadzieję, że się wam spodoba, bo trochę się dzieje :)
Pozdrawiam was mocno!

********************************************************************

„Nie da się przewidzieć nieprzewidywalnego”

Minęło dokładnie dziewięć dni, od kiedy Akija zniknął. A żeby było ciekawiej – od naszej ostatniej rozmowy również Klara tutaj nie przychodziła, choć czasem miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i w duchu modliłam się, żeby to była właśnie ona. W tym czasie zdążyłam niejako przywyknąć do tego, że jestem w zamku sama. Oczywiście to nie tak, że nie martwiłam się w ogóle tym, że granatowowłosego tak długo nie ma, ale niewiele mogłam na to poradzić. Byłam zablokowana przez tę cholerną tarczę i nawet gdybym rzeczywiście chciała go szukać, nie mogłabym tego zrobić. No i nie wiedziałam nawet gdzie zacząć ewentualne poszukiwania, bo przecież nie zostawił mi żadnej wskazówki. Na dobrą sprawę, gdyby coś złego mu się przytrafiło, zostałabym uwięziona tutaj na Bóg wie jak długo. I wcale mi się to nie podobało.
Co do dziewczynki, która mnie wcześniej odwiedziła – również już nigdy się tutaj nie pojawiła. Prawdopodobnie do serca wzięła sobie nakaz rodziców albo oni lepiej ją teraz pilnowali. W sumie nie wiedziałam nawet, co mogli jej na mój temat naopowiadać. Może przedstawili mnie jako jakiegoś niebezpiecznego potwora? Albo dziwadło? Tak czy inaczej blondynka nie przyszła już i sama nie wiedziałam, czy mam się z tego cieszyć, czy nie.
Powodów było kilka – po pierwsze nie miałam do kogo się odezwać. Oczywiście mogłam rozmawiać ze swoim duchem, ale to nie było to samo co żywy, ciepły człowiek. Po drugie zaczynałam popadać w lekką paranoję i zdarzało mi się myśleć, że nigdy nie wydostanę się z tego zamku. No i po trzecie, będąc całkiem sama, miałam stanowczo zbyt dużo czasu na myślenie. Oczywiście starałam siebie samą od tego odciągać ćwiczeniami – bardzo szybko dzięki temu powróciłam do swojej dawnej formy, a nawet poprawiłam swoją kondycję. Ale niestety wciąż pozostawał mi czas wolny, a wtedy moje myśli zalewane były znów wątpliwościami różnej maści i wspomnieniami o przyjaciołach. Poważnie martwiłam się o to, czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczę…
Niemniej nie zamierzałam popadać w depresję. Po kilku dniach intensywnego treningu, podczas którego zajmowałam się również swoim żywiołem i panowaniem nad nim, zdałam sobie sprawę z tego, że tylko jeden raz próbowałam przebić się przez tarczę. Postanowiłam więc popracować trochę intensywniej nad sobą i podjąć się tego jeszcze raz. Wiele koncentracji i fizycznej siły kosztowało mnie w miarę dobre opanowanie swojego żywiołu. Dodatkowo próbowałam ujarzmić pozostałe elementy natury, używając do tego znajomości Gwiazdy Jedności, ale nie zauważyłam żadnej znaczącej poprawy. Cóż, w ostateczności nie byłam demonem eteru i nie mogłam wyjść poza umiejętności szamanki w stosunku do innych żywiołów.
Tak czy inaczej właśnie dziewiątego dnia postanowiłam spróbować po raz kolejny przebić się przez barierę. Mimo, że nie udało mi się osiągnąć zamierzonego celu, to zobaczyłam znaczący postęp – tarcza najpierw zaczęła się nieco mienić i stała się widoczna, a po kilku atakach pojawiły się w niej niewielkie otwory. Oczywiście zbyt małe, bym mogła się przez nie przecisnąć, ale i tak czułam się usatysfakcjonowana. To pozwoliło mi wierzyć, że być może jeśli więcej czasu poświęcę na samodoskonalenie się, to w końcu uda mi się przebić na drugą stronę. Ta myśl zdecydowanie poprawiła nieco mój, do tej pory raczej średni, humor.
Popołudniu spędziłam czas ze swoim smokiem. Zamknięcie w tak stosunkowo małej przestrzeni nie służyło Perlin. Nie wspominając o tym, że nie mogła polować, więc musiałam karmić ją tym, co było w lodówce. Całe szczęście znalazłam tam też zamrożone, surowe mięso, ale nie wiedziałam, na jak długo jeszcze wystarczy. Tym bardziej cieszyło mnie moje małe zwycięstwo nad tą przeklętą tarczą.
Wieczorem, gdy już się ściemniło, wróciłam do zamku. Kilka dni wcześniej odnalazłam w budynku drugie pomieszczenie z telewizorem i tutaj zwykle spędzałam czas po kolacji. Wcześniej zdarzało mi się przesiadywać w pokoju Akiji, ale zwykle zamiast oglądania telewizji zajmowałam się bezskutecznym szukaniem jakiejś wskazówki odnośnie tego gdzie się udał lub zaklęcia opuszczającego barierę, o którym kiedyś wspominała mi Klara.
 Tego dnia miałam zamiar wyłożyć się na kanapie i obejrzeć jakiś mniej lub bardziej interesujący film. Wraz z moim stróżem co chwila komentowałyśmy akcję mającą miejsce na ekranie i szczerze powiedziawszy nasze słowa były jedyną ciekawą częścią tego wieczoru. Myślałam, że w ten sposób minie mi te kilka godzin do czasu pójścia spać albo najzwyczajniej zasnę tutaj przed tym telewizorem, ale stało się zupełnie inaczej.
Poderwałam się gwałtownie, kiedy coś huknęło okropnie na zewnątrz posiadłości. Zerwałam się na równe nogi i bez głębszego namysłu ruszyłam to sprawdzić. Nie odłożyłam broni po treningu, dlatego wciąż miałam ją przy sobie – dwa sztyleciki, które znalazłam w pokoju granatowowłosego. Chwyciłam je w dłonie i wybiegłam na dwór, gotowa stawić czoła temu, kto mnie zaatakował. Od razu musiałam zmrużyć oczy, oślepiona nagłą jasnością. Tuż przed tarczą ochronną, po jej drugiej stronie, palił się ogień. Płomienie lizały niewidzialną ścianę, trzaskając i sycząc.
- Co, do cholery? – zapytałam sama siebie, szukając wzrokiem przeciwnika. Nikogo nie widziałam, tymczasem pojawiły się nowe płomienie, które z takim samym hukiem uderzały kolejno o ziemię.
Nie miałam pojęcia na ile mogę się czuć bezpieczna pod tą barierą, skoro mi samej udało się ją dzisiaj naruszyć, dlatego czułam spory niepokój. Jeśli to demony zorganizowały się i postanowiły mnie zaatakować – choć nie miałam pojęcia, dlaczego miałyby to robić - z całą pewnością przegrałabym taki pojedynek. Nawet ze swoimi umiejętnościami szamanki nie mogłabym się równać z kilkoma demonami. Pamiętałam przecież jak szybkie potrafią być, a chociaż również stałam się teraz szybsza, wciąż nie mogłam się z nimi mierzyć.
Kolejne huknięcie, a zaraz po nim kilka innych, już nie ognistych. Wszystkie celowały w to samo miejsce, aż w końcu zobaczyłam tarczę. To znaczyło, że słabnie. Postanowiłam przygotować się na wtargnięcie tutaj jakiegoś wrogo nastawionego demona i wprowadziłam Death do sztyletów, łącząc je ze sobą. Gotowa do ataku wpatrywałam się w dziurę, która właśnie powstała w barierze. Była całkiem spora – wystarczająca, by przeszedł przez nią całkiem pokaźnych gabarytów człowiek. Nie musiałam walczyć już od tak dawna, że aż drżały mi lekko kolana, ale nie zamierzałam się poddawać bez spróbowania. Dopiero w momencie, kiedy zobaczyłam dwie wielkie, czerwone łapy, które zatrzymały stopniowe zasklepianie się bariery wiedziałam, że wcale nie będę musiała się bronić.
To był z całą pewnością Duch Ognia. Niepewnie opuściłam broń, ale postanowiłam pozostać czujna. Zdecydowałam się na odpuszczenie dopiero, kiedy zobaczyłam Hao, przechodzącego przez dziurę po ręce swojego stróża. Początkowo wpadłam na irracjonalny pomysł, że to może być jakiś sobowtór, ale szybko wybiło mi to z głowy pojawienie się Opacho, Kanny, Macchi i Mari.
W pierwszej chwili uśmiechnęłam się lekko, a w drugiej nie wiedziałam, co właściwie mam ze sobą zrobić. Szczerze powiedziawszy Asakura był ostatnią osobą, którą spodziewałam się zobaczyć w najbliższym czasie. Przed nim na mojej liście był nawet Yoh! Dlatego w ostateczności zmarszczyłam mocno brwi i zrobiłam krok do tyłu, gdy chłopak chciał podejść bliżej. Zatrzymał się wpół kroku, patrząc na mnie uważnie swoimi czarnymi oczami. Przyznać musiałam, że trochę się stęskniłam za tym spojrzeniem, ale to mnie nie powstrzymało przed zadaniem nurtującego mnie pytania.
- Co ty tu robisz?
- Ładnie mnie witasz po tak długiej rozłące – rzucił z przekąsem. - Tym bardziej mnie to rani dlatego, że przyszedłem cię stąd uwolnić. Chociaż nie wydajesz się być porwana… - Zmrużył powieki. – Zdajesz się tu być gospodarzem. Może zaproponujesz mi herbatę i poczęstunek?
- Nie ironizuj – prychnęłam. – Poza tym dobrze wiesz, o co zapytałam. Jak mnie tutaj odnalazłeś?
- A czy to ważne? Liczy się to, że mi się udało. Powinnaś być wdzięczna.
Zadrżałam. Miałam bardzo nieprzyjemne wrażenie, że sposób w jaki dowiedział się o miejscu mojego pobytu mi się nie spodoba. Ale miał rację. Nie miałam prawa wybrzydzać i się dopytywać. Przyszedł po mnie i uwolni mnie stąd. Nie będę tu już zamknięta. Przez chwilę pomyślałam, że jest to scena jak z bajki – księżniczka uwięziona w zamku i uratowana przez księcia. Później z kolei zastanowiłam się, czy właśnie takiego rycerza na białym koniu oczekiwałam...
- Chodź, nie mamy całej nocy. Niedługo kolejna walka Hanagumi. Dziewczęta nie mogą się spóźnić. – Głos Hao wyrwał mnie z irracjonalnych myśli. Spojrzałam na niego nieco nieprzytomnie. Wyciągał dłoń w moją stronę, oczekując, że ją chwycę.
- Poczekaj tu na mnie – powiedziałam, odwracając się w stronę budynku.
- Słucham? – Brzmiał, jakby naprawdę nie mógł uwierzyć, że to powiedziałam.
- Idę po swoje rzeczy.
Pierwszy raz kłamstwo przyszło mi z taką łatwością. Nie wiedziałam tak naprawdę, po co się cofam do środka. Dopiero w trakcie pisania wiadomości do Akiji sobie to uświadomiłam. Chciałam, żeby wiedział co się ze mną stało. Może dlatego, że ze wszystkich moich „porywaczy” traktował mnie najlepiej i najwięcej mi wyjawił. Albo dlatego, że czułam do niego pewien rodzaj przywiązania. Możliwe też, że po prostu chciałam więcej się od niego dowiedzieć. Powód tego co zrobiłam nie był dla mnie tak istotny. Zostawiłam karteczkę na jego biurku i wyszłam z pokoju.
Kiedy wróciłam na zewnątrz trzymałam swoją torbę pełną ubrań. Pozwoliłam sobie zabrać dwie z sukien, które wisiały w szafie, choć teoretycznie wcale nie należały do mnie. Asakura zdawał się nawet nie podejrzewać, że zostawiłam wiadomość. Gdy tylko pojawiłam się w drzwiach wyjściowych, od razu zaczął mnie ponaglać. Odebrał ode mnie moje rzeczy i puścił przodem. Oboje weszliśmy na Ducha Ognia i chwilę później zostaliśmy wszyscy, włącznie z Opacho i dziewczynami, przeniesieni do… miasta.
Mimo wzmianki o kolejnej walce Hanagumi, zupełnie nie połączyłam tego faktu z Turniejem Szamanów i najzwyczajniej w świecie się zdziwiłam, że jesteśmy w Dobie Village. Miałam też w pamięci obóz rozbity gdzieś w lasach otaczających miasteczko, w którym na samym początku mieszkaliśmy. Nie miałam pojęcia, że w końcu wszyscy przenieśli się do normalnych budynków. Swoją drogą zdawało mi się, że istniał przepis zabraniający opuszczania tego terenu wszystkim uczestnikom pod groźbą dyskwalifikacji, a zamek Akiji z pewnością znajdował się daleko stąd. Mój „wybawca” chyba się tym jednak nie przejmował, więc i ja szybko przestałam.
Rozejrzałam się uważnie wkoło. Mimo dość później pory wciąż kręciło się tutaj wielu szamanów. Zwykle parami bądź trójkami, jakby obawiali się ataku znienacka, choć na tym etapie nie wolno było walczyć poza głównymi turniejowymi pojedynkami. W każdym razie nic dziwnego, że widząc taką ilość ludzi przyłapałam się na poszukiwaniu wzrokiem grupy Yoh. Nie dojrzałam ich jednak w okolicy, a nie miałam w tej chwili sposobności, by szukać gdzieś dalej. Poza tym prawdopodobnie już spali.
- Chodźmy, zaprowadzę cię do twojego pokoju – odezwał się brązowowłosy, wyrywając mnie z zamyślenia. Dopiero gdy na niego spojrzałam zdałam sobie sprawę, że dziewczyn już z nami nie ma. Pozostał jedynie Opacho, który patrzył na mnie swoimi wielkimi oczami. Odniosłam wrażenie, że jego strach w stosunku do mnie wcale nie zmalał i trochę mi było z tym faktem źle. Nie mogłam na to jednak zbyt wiele poradzić…
Ruszyłam spokojnym krokiem za chłopakiem. Weszliśmy do jednego z białych budynków. Wszystkie wyglądały, jakby je ktoś wykuł w kamieniu. Wcześniej gdy tu byłam nie zauważyłam, że wiele z nich nie ma drzwi ani okiennic, a jedynie wydrążone dziury o odpowiednim kształcie i wielkości. Tak czy inaczej zostałam poprowadzona do jednego z pomieszczeń, gdzie znajdowało się pięć łóżek – również kamiennych, ale zasłanych by było miękko. Dwa z nich były zajęte. Domyślałam się, że śpi tutaj Hao, wraz z murzynkiem i wcale mnie nie zdziwił fakt, że chce mnie mieć blisko. Wybrałam bez słowa najbardziej oddalone od nich legowisko i usiadłam na nim. Spojrzałam w czarne oczy szamana. Na niebie wisiał księżyc, którego światło, wpadając do środka, odbijało się w nich.
- Udało mi się dowiedzieć paru rzeczy od mojego porywacza… - zaczęłam cicho. Zmrużył lekko powieki, czekając na moje dalsze słowa. – Nie rozumiem, dlaczego sam nie mogłeś mi zdradzić choć połowy tego. Zaczynam szczerze wątpić, czy w ogóle coś wiesz – prychnęłam. Wciąż się nie odzywał. – Wiem też, że chcesz mnie po swojej stronie, bo przydadzą ci się moje umiejętności, gdy już wygrasz turniej… - dodałam niemal szeptem.
Nie zaprzeczył ani nie potwierdził. Stał kilka kroków przede mną i po prostu patrzył, jakby mnie zupełnie nie rozpoznawał. Albo jakby sam w tej chwili nie był sobą. Westchnęłam ciężko i położyłam się w ubraniach, po czym przykryłam się po samą brodę, odwracając do niego tyłem. Chwilę później słyszałam, jak wychodzi z pokoju. Zostałam sama z Opacho, który – co wnioskowałam po dźwiękach – również się po chwili położył.
Mimo tego, że faktycznie próbowałam zasnąć, po prostu nie mogłam. Wciąż coś mi chodziło po głowie – Akija, Hao, czy nawet Morty. Zastanawiałam się, czy drużyna Yoh w ogóle bierze jeszcze udział w turnieju, bo w międzyczasie zdałam sobie sprawę z tego, że nie mam zielonego pojęcia o dotychczasowym przebiegu walk szamańskich. Musiałam się więc jak najszybciej zorientować w sytuacji. Najlepszym źródłem wiedzy byłby jeden z sędziów. Znałam tylko dwójkę, która była przy moich pierwszych walkach i nie byłam przekonana co do tego, że uda mi się ich tak od razu znaleźć, ale zamierzałam zrobić to następnego dnia. Albo raczej tego samego dnia rano, bo byłam przekonana, że jest już grubo po północy.
Kręciłam się w łóżku aż do świtu, a wtedy słońce nie pozwoliło mi już zasnąć. Podniosłam się więc i spojrzałam w stronę posłania długowłosego. Oczywiście nie było go tam, bo przecież nie słyszałam by przyszedł, a mimo tego byłam jakby zawiedziona jego nieobecnością. Wstałam i korzystając z tego, że Murzynek jeszcze śpi, przebrałam się w świeże rzeczy. Nie bardzo wiedziałam czy cokolwiek w mieście będzie już otwarte o tej godzinie, ale wyszłam żwawo na ulicę.
Tak jak się spodziewałam – było zbyt wcześnie, żeby ktokolwiek się tutaj wałęsał. Przynajmniej tak sądziłam przez pierwsze pół godziny swojego spaceru zapoznawczego. Później natknęłam się na kilka grupek, mniejszych i większych, trenujących spokojnie osób. Natrafiłam też na ćwiczącego pod okiem swojej siostry Horo, a po przejściu kilku metrów również na Annę, która pilnowała Yoh, wyciskającego z siebie siódme poty. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ich widok. Blondynka spojrzała na mnie uważnie i w jednej chwili wstała, marszcząc brwi. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi.
- Wciąż żyjesz – odezwała się. Musiałam mieć naprawdę zdziwioną minę, bo niebieskowłosy parsknął cichym śmiechem, przerywając swój bieg.
- Słucham? – zapytałam, niewiele rozumiejąc. Nie mogła mnie przecież rozpoznać. Nie przyznałam im się wcześniej, że jestem Karmen. Więc o czym ona mogła mówić?
- Hej, to tobie kupiłem wodę w barze! – krzyknął nagle Yoh, ale dziewczyna zignorowała go. Ja jedynie zerknęłam na niego kątem oka, zaraz jednak wracając spojrzeniem na nią.
- To ty uratowałaś tych szamanów na początku turnieju. Sądziłam, że… - Przerwała na chwilę, jakby szukając odpowiednich słów. - …zostałaś zlikwidowana, bo nie widziałam cię już więcej. A jednak żyjesz – wytłumaczyła, zakładając ręce na piersi. Zrozumiałam i uśmiechnęłam się lekko.
- Masz doskonałą pamięć – stwierdziłam. Właściwie straciłam nieco poczucie czasu, ale pewna byłam, że od wspomnianego zdarzenia minął już przynajmniej miesiąc, jak nie więcej. Nie mówiąc o tym, że sama już zdążyłam zapomnieć o tym incydencie.
- Żartujesz? Ponad tydzień ludzie o tym gadali! Z resztą wciąż się zdarza, że ktoś napomknie. Wszyscy się zastanawialiśmy jak to zrobiłaś, dlatego raczej trudno było o tym zapomnieć. – Do rozmowy nieoczekiwanie wtrącił się Horo.
Spojrzałam na niego, nieco zdziwiona takimi informacjami. Przecież po tym co zrobiłam, jakiś czas jeszcze byłam w okolicy. Dopiero po chwili przypomniało mi się, że właśnie wtedy przeniosłam się do namiotu medyka i przestałam odzywać się do Hao. Nie przychodziłam już również do miasta. Nic więc dziwnego, że całe to zamieszanie wokół mojej osoby najzwyczajniej w świecie mnie ominęło.
- Więc? Jak to zrobiłaś? – odezwał się nagle Asakura, wpatrując się we mnie z wyraźnym zaciekawieniem na twarzy.
- Och…
Tylko taki dźwięk wydobył się z moich ust po tym pytaniu. No, bo co miałam niby powiedzieć? Przeniosłam wzrok na Annę, ale nie był to zbyt trafny wybór, bo ona właśnie starała się szperać w mojej głowie, co umiejętnie blokowałam. Odwróciłam spojrzenie na Pilicę, która miała łagodny wyraz twarzy. Tylko jej oczy zdradzały, że też z chęcią poznałaby odpowiedź. To dało mi chwilę na wymyślenie jakiejś w miarę prawdopodobnej wersji wydarzeń, choć wciąż nie wiedziałam, jaka będzie reakcja.
- Gwiazda Jedności. W ten sposób ujarzmiłam płomienie – powiedziałam w końcu. Myślałam w pierwszej chwili, że mój pomysł przejdzie, ale moje nadzieje zniknęły bardzo szybko za sprawą blondynki.
- Każdy dobrze wie, że mimo znajomości Gwiazdy Jedności nie da się ugasić ognia ducha, który jest strażnikiem tego żywiołu. A nawet jeśli jakimś cudem by ci się to udało, na pewno nie wyglądałoby w ten sposób – stwierdziła chłodno. Spojrzałam na nią uważnie.
- Sugerujesz, że kłamię? – Miałam nadzieję, że ton mojego głosu sprawi, że będę bardziej wiarygodna.
- Nie, złotko. Ja wiem, że kłamiesz.
Zapadła między nami dość długa, nieprzyjemna cisza, podczas której mierzyłyśmy się spojrzeniami. Napięcie było niemal namacalne, a za jej plecami widziałam nieco przerażoną minę brązowowłosego. Cóż, wszyscy znaliśmy wybuchowy charakter Kyouyamy co w połączeniu z jej umiejętnościami stanowiło dość niebezpieczną mieszankę, ale ja nigdy się jej zbytnio nie bałam. Byłam przekonana, że umie więcej niż wówczas gdy się poznałyśmy, ale przecież ja też się mocno podszkoliłam. Nie wspominając o tym, że teraz miałam świadomość, że jestem demonem.
Ale szczerze mówiąc miałam nadzieję, że nie będę zmuszona do walki z nią. Bądź co bądź nie panowałam jeszcze w pełni nad wszystkimi zdolnościami, a nie chciałam nikomu wyrządzić krzywdy. Zwłaszcza któremukolwiek z nich. Zamknęłam na chwilę oczy, a po ich otworzeniu uśmiechnęłam się lekko. Anna pozostała jednak przy swoim chłodnym spojrzeniu i niewzruszonej minie.
- Cóż, nie muszę nikomu spowiadać się ze swoich tajemnic – odparłam na tyle uprzejmie, na ile umiałam, co było stosunkowo trudne biorąc pod uwagę postawę dziewczyny. – Ja nie wypytuję się nikogo o jego umiejętności.
- W porządku! To całkiem rozsądne! – odezwał się Yoh. Najwyraźniej uznał, że już może coś powiedzieć, ale pomylił się. W reakcji na jego słowa czarnooka zmierzyła go wzrokiem mrożącym krew w żyłach. – Anna, no daj spokój! – powiedział, unosząc dłonie w obronnym geście. – Nie potrzeba nam tutaj przecież wrogów – dodał, na co ona jedynie prychnęła i spojrzała na mnie znów.
- Takich przyjaciół też nam nie trzeba – stwierdziła.
Poczułam, że coś przekręca mi się nieprzyjemnie w żołądku. A więc nie zdobyłam sympatii będąc inną niż dawniej? Ciekawe, czy zmieniłoby się to gdybym wyznała, że jestem Karmen… Zapewne wtedy niemalże zmusiliby mnie, żebym powiedziała skąd mam takie umiejętności. Dlatego nie miałam wciąż zamiaru się ujawniać. I szczerze zwątpiłam w to, czy kiedykolwiek się na to zdobędę, skoro tak w tej chwili zostałam potraktowana. Uśmiechnęłam się więc ponownie, starając się ukryć zawód i ruszyłam znów przed siebie.
- W porządku – mruknęłam jedynie pod nosem, nie będąc nawet pewna czy to usłyszeli.
Nie spotkałam już nikogo z dawnych znajomych. Z resztą po tej jednej, dość nieprzyjemnej konfrontacji, wcale nie miałam na to ochoty. Cholera, zabolało mnie to bardziej, niż przypuszczałam. Ale w sumie czemu się dziwiłam? Jakaś obca, podejrzana dziewczyna nie zdobędzie przecież zaufania i sympatii nikogo. A wciąż, mimo tego że byłam pogodzona z byciem demonem, nie chciałam się przyznawać przed nimi, że rzeczywiście nim jestem. Z resztą na dobrą sprawę i tak nie miałam pewności, że wtedy by mnie zaakceptowali.
Żałując, że w ogóle wyszłam tak wcześnie rano na poszukiwania kogokolwiek, wróciłam koło dziesiątej do pokoju. Zastałam tam Hao, ale nie zwróciłam na niego większej uwagi. No, może jedynie zarejestrowałam, że nie ma na sobie peleryny, a jedynie spodnie… Tak czy inaczej ułożyłam się na zasłanym łóżku i zakryłam oczy dłonią, choć wcale nie miałam zamiaru teraz spać. Przez chwilę myślałam, że może podejdzie do mnie i czegoś będzie chciał, ale tak się nie stało. Zerknęłam na niego badawczo jednym okiem. Siedział na swoim posłaniu po turecku i wyglądał, jakby medytował. Podniosłam się powoli, wpatrując mu się w twarz. Wcześniej nie zauważyłam, żeby robił coś takiego. No i właściwie, to co on robił?
Uznałam, że nie będę mu przerywała i poczekam na jakieś rezultaty jego działania, które mogłyby mi nasunąć odpowiedź na to pytanie. Ale zupełnie nic się nie działo. A przynajmniej nic, co mogłabym zauważyć. Powoli nudziło mnie patrzenie na jego nieruchomą sylwetkę. Ostatecznie po kilkunastu minutach wstałam i podeszłam do niego, by machnąć mu dłonią przed oczami. Ani drgnął, choć musiał poczuć powiew, który wytworzyłam. Uniosłam brew i dotknęłam palcem jego policzka – po kiego licha, nie miałam pojęcia. Chyba chciałam go sprowokować, ale wcale mi się to nie udawało, bo znów nic nie zrobił. Byłam na tyle znudzona, że nawet takie głupie zaczepki w tej chwili były dla mnie ciekawe. Nie zamierzałam więc przestawać. Po chwili pochyliłam się, zatrzymując twarz kilka centymetrów od jego i dmuchnęłam lekko. Zero reakcji. Chciałam pokazać mu język, ale nie zdążyłam – krzyknął do mnie nagle, otwierając oczy. Aż się zachwiałam do tyłu i upadłabym, zdziwiona i lekko przestraszona, gdyby nie chwycił mnie za rękę i nie pociągnął lekko w swoją stronę. Punkt dla niego, zaskoczył mnie.
Spojrzałam na niego wielkimi oczami, a on jedynie śmiał się cicho pod nosem. A ja zwyczajnie nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Bo przecież zachowaliśmy się oboje jak dzieciaki, a dodatkowo teraz Hao rechotał się szczerze. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, uśmiech pojawił się również na mojej twarzy i chwilę później również się z tego wszystkiego śmiałam. To była naprawdę niesamowita i nieprawdopodobna chwila. Na tyle, że gdybym nie była jej świadkiem, to pewnie bym w nią nie uwierzyła.
Dopiero po kilku sekundach się uspokoiliśmy, ale wciąż mieliśmy lekko uniesione kąciki ust. Wpatrywałam się w niego chyba czekając na jakieś słowa, ale on milczał. Chyba też oczekiwał, że coś powiem. A ja nawet chciałam, ale nie wiedziałam jak ani co. Przygryzłam lekko wargę i na chwilę odwróciłam wzrok. Pamiętałam doskonale, co do niego powiedziałam zeszłej nocy i wciąż chciałam, żeby to jakoś skomentował. Albo żeby w ogóle coś zrobił, bo ten brak reakcji był najgorszą z możliwych opcji. Ale nie chciałam do tego teraz wracać, więc myślałam nad czymś innym. Ponownie na niego spojrzałam.
- Gdybym chciała teraz odejść… puściłbyś mnie? – zapytałam cicho, nie wiedząc w ogóle dlaczego akurat to wyszło z moich ust. Nie mniej bardzo chciałam usłyszeć odpowiedź. Zwłaszcza po jego reakcji – zdecydowanie nieco zrzedła mu mina. Nie spuszczał jednak wzroku z moich oczu.
- Tak – odpowiedział po dłuższej chwili.
Trudno powiedzieć, czy tego właśnie słowa oczekiwałam. Bo właściwie co to znaczyło? Że ufa mi na tyle, by mnie gdzieś samą puścić? Czy może już mnie najzwyczajniej w świecie nie potrzebuje wiedząc, że nie będę mu w niczym pomagała? To drugie wydawało się o tyle głupie, że przecież wczoraj sam po mnie przyszedł do tego przeklętego zamku i mnie stamtąd uwolnił, a nie mógł mieć pewności, że nikt go nie zaatakuje i nie przypłaci tego życiem, bo jestem tam sama… Bo nie mógł, prawda?
- Ale ty nie chcesz ode mnie odejść – dodał po dłuższej chwili znów się uśmiechając, na co ja zrobiłam zdziwioną minę.
- Jak to? – mruknęłam, nie mając pojęcia co on plecie. Skąd niby mógł wiedzieć takie rzeczy, skoro nawet ja tego nie wiedziałam?
- Gdybyś chciała, czy nie zrobiłabyś tego już dawno? Za każdym razem, gdy cię sprowadzam z powrotem, jesteś ze mną. Choć już od dawna mogłabyś bez problemu mnie powalić na łopatki i odejść. Teraz też wróciłaś ze spaceru, a przecież wcale nie musiałaś. Więc odpowiedz sobie sama – czy tak robi ktoś, kto chce kogoś opuścić? – powiedział.
A mi po prostu języka w gębie zabrakło i musiałam dobrych kilka sekund przypominać rybę bez wody, na zmianę otwierając i zamykając usta. Nie dało się ukryć, że mówił z sensem i było to dokładnie to, z czego zdałam sobie sprawę już jakiś czas temu, ale wciąż nie chciałam tego przed sobą przyznać. Aż głupio mi było, że moje uczucia tak bardzo były dla niego oczywiste. Odwróciłam spojrzenie.
- Przyznaję, masz trochę racji – mruknęłam tak cicho, że był to niemal szept.
Kątem oka dostrzegłam, że jego wyraz twarzy zmienił się nieco, ale nie umiałam go do końca rozszyfrować. Coś mi się nieprzyjemnie przekręciło w żołądku. W tym samym czasie on wstał ze swojego miejsca, wciąż trzymając moją rękę i podszedł do mnie tak blisko, że chyba tylko kartka papieru dałaby radę się miedzy nas wsunąć. Dotknął mojego podbródka i zmusił mnie do spojrzenia na siebie. Delikatnie, ale stanowczo. W tej samej chwili puścił mój nadgarstek. Ledwo błysnęły mi przed oczami jego oczy – czarne jak smoła, ale w tej chwili błyszczące, jak jasny gwint – a już poczułam jak całuje moje usta. A robił to tak samo, jak obrócił moją twarz w swoją stronę – delikatnie, ale stanowczo.
Cholera, mogłam wmawiać sobie wiele rzeczy, ale nie to, że wcale na mnie ten człowiek nie działał, bo w jednej chwili nogi ugięły się pode mną i musiałam oprzeć dłonie na jego nagim torsie, żeby się przypadkiem nie przewrócić. Sprawnie objął mnie wtedy w talii, a ja wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Nie odrywał się od moich warg długo. A może to ja nie odrywałam się od jego? W każdym razie, kiedy już nieco się od siebie odsunęliśmy, musiałam powietrze złapać jednym, ogromnym haustem, tak bardzo mi go brakowało.
Patrzył na mnie z nieco nonszalanckim uśmiechem, zdecydowanie był zbyt z siebie zadowolony jak na mój gust. Ale… ja również wykrzywiłam usta w tym przyjemnym grymasie. I zdałam sobie z tego sprawę dopiero po chwili, bo był to odruch całkowicie bezwarunkowy. Tak samo z resztą jak to, że kolejny pocałunek rozpoczęłam ja, wbijając się w jego wargi chyba bardziej łapczywie niż on w moje.
I nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, zupełnie odeszło to wszystko, czym się do tej pory martwiłam. Akija zniknął gdzieś za mgiełką przyjemności i dziwnego poczucia bezpieczeństwa, którego być może nie powinnam w sobie mieć. Dawni przyjaciele, którzy nie chcieli dać szansy nowej mnie, zupełnie się teraz nie liczyli. Nawet zniknięcie wujka nie miało już takiej wagi jak wcześniej. Byłam ja i Hao, i w tej chwili właśnie na tym zdawał się kończyć mój świat, choć wcale nie całowaliśmy się po raz pierwszy.
Pomyślałam sobie, że to głupie, że zachowuję się jak postać z jakiegoś taniego romansu. Ale czułam się z tym dobrze, więc po prostu zignorowałam ten głos rozsądku, który błagalnym krzykiem kazał mi się ogarnąć i położyłam dłoń gdzieś na karku Asakury, przyciągając go do siebie jeszcze mocniej, na co mruknął z zadowoleniem. To tylko upewniło mnie w przekonaniu, że nie tylko ja tutaj chcę bliskości.
Szczerze mówiąc nie wiedziałam ile czasu spędziliśmy w tym pokoju, całując się i gładząc tu i ówdzie. Przerwał nam dopiero Opacho, który wchodząc do środka zrobił się cały czerwony. Z resztą podejrzewałam, że my jesteśmy nie mniej rumiani od niego, ale z całą pewnością nie z powodu wstydu. Swoją drogą to dziecko ma niebywałe wyczucie czasu, bo z tego co pamiętałam, nie po raz pierwszy przyłapał nas w takiej właśnie sytuacji…
- Kolejna z naszych drużyn odpadła z turnieju – poinformował cicho, ale brązowowłosy zdawał się tym zbytnio nie przejąć, bo skinął tylko głową. Murzynek nie czekał dłużej i czym prędzej wyszedł.
- Ilu z naszych jeszcze zostało? – zapytałam, zupełnie nieświadomie używając słowa „nasi”.
- Jeszcze cztery drużyny z moją włącznie – odpowiedział. Uśmiech wciąż błąkał mu się po twarzy.
- Nie ciesz się tak – mruknęłam, mrużąc lekko oczy. Zaśmiał się.
- Mam wszystko, czego mógłbym chcieć. Dlaczego miałbym się nie cieszyć?
- Kto by pomyślał, że usłyszę takie słodkie słowa od kogoś takiego? – zakpiłam.
- Jeszcze nie raz cię zaskoczę – stwierdził.
Nasz dialog brzmiał surrealistycznie. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy to przypadkiem nie jest jeden z moich dziwnych snów, ale nic na to nie wskazywało. Chociaż może jednak przysnęłam, wpatrując się w medytującego szamana? Jeśli nawet tak było, to jakoś niespecjalnie chciałam się budzić. Mimo tego po dłuższej chwili i kolejnym przeciągniętym w czasie pocałunku, zdecydowałam się zepsuć atmosferę między nami kilkoma pytaniami.
- Może jednak wrócimy na ziemię, co? – powiedziałam. – Wciąż się zastanawiam jak mnie odnalazłeś… - mruknęłam, patrząc mu w oczy. Zmrużył je lekko. – Mógłbyś mi powiedzieć, skoro nasze stosunki tak wyraźnie… się ociepliły – dodałam unosząc lekko brew. Nie wydawał się wcale zadowolony z tego, czego od niego oczekuję. – Widzę, że nie chcesz tego zdradzić… Może więc powiesz mi coś o mnie? Ponoć wiesz więcej niż ja. Chętnie bym się czegoś dowiedziała. – Spróbowałam jeszcze raz. Dłuższą chwilę milczał, patrząc na mnie i chyba nieco walcząc z własnymi myślami.
- W porządku… - odpowiedział ostrożnie. Usiadł znów na swoim łóżku, ciągnąc mnie za sobą i niemal zmuszając, bym zajęła miejsce na jego kolanach. Przekręciłam się do niego bokiem, a on objął mnie w talii. – Co chcesz wiedzieć?
No i znów nie mogłam go poznać. Wcale się nie buntował, tylko zgodził się uchylić rąbka tajemnicy! Kto by się tego spodziewał? W każdym razie miałam nadzieję, że nie widać po mnie zdziwienia. Mógłby to źle odebrać i jednak nie powiedzieć mi niczego. Odchrząknęłam więc głośno, pokręciłam się trochę na jego nogach i zastanowiłam się, o co w pierwszej kolejności powinnam spytać. W ostateczności wzruszyłam lekko ramionami, bo nic konkretnego nie nasunęło mi się na myśl.
- Po prostu powiedz mi wszystko, co wiesz na mój temat – rzuciłam w końcu. Zamyślił się, a ja nie zamierzałam go poganiać. Czekałam jedynie na jego odpowiedź, zastanawiając się jednocześnie, czy dowiem się czegoś więcej niż to, co zdradził mi Akija.


5 komentarzy:

  1. *_* Boże.... jak mnie tu długo nie było ;-;
    Tak wiem, psuję tak piękny komentarz czym takim xD moja wina >.> Przyznaje się bez bicia, albo nie, wróć-pewien osobnik wali mnie książką po łbie =.=
    Nie zdziwiłaś mnie tym, że Hao ją "ocalił", bo tego akurat się domyśliłam. Chłodnego stosunku Anny do Karmen to samo, a fakt, że Yoh jest wiecznym optymistą też mnie nie zdziwił.
    Jednak końcówka rozdziału była niczym opowieść Bogini Afrodyty o miłości dwojga młodych ludzi... No może nie do końca ludzi, ale to pomińmy xd
    Nie mam siły się rozpisywać, mogę tylko powiedzieć, że u mnie na blogach też się trochę działo i z niecierpliwością czekam na next ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za komentarz, aczkolwiek nie wiem czemu, odbieram go jako krytyczny (choć nie wiem, czy taki był twój zamiar). W każdym razie śpieszę napisać, że ratunek ze strony Hao nie był w początkowym planie (a co było, być może zdradzę na stronie facebooka, lub w jakimś bonusowym odcinku). Opis końcowy był właśnie zmieniany cztery razy. Z resztą wydarzenia w nim również xD I nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że brzmi to jak opowieść Bogini Afrodyty o miłości :P
      Jeszcze raz dziękuję ci za komentarz i pozdrawiam cię ciepło.

      PS: Śledzę dwa z twoich blogów, choć nie mam za bardzo czasu by je komentować. Zwykle z resztą czytam na komórce, gdzie pisanie komentarzy jest dość niewygodne. Chciałam, żebyś o tym wiedziała :)

      Usuń
  2. Czytelniczka :D5 czerwca 2014 22:21

    O, jest rozdział :) Fajnie, bo już się martwiłam, że czeka nas kolejne zawieszenie przez ciebie ;P No, ale nieważne. O tym rozdziale mogę napisać tylko jedno - MNIAM! A końcówka... Rany, aż mi się ciepło zrobiło, tak to ładnie opisałaś! I w dodatku bez przesadyzmów i niepotrzebnej słodyczy. W ogóle nie zdziwię się, jak w kolejny rozdziale nagle Karmen się obudzi i się okaże, że to był tylko jej sen xD W ogóle czytałam na twoim fejsie, że będziesz zmieniać wygląd bohaterki i bloga :D Nie mogę się tego doczekać!
    Z nadzieją na pojawienie się nowego rozdziału szybciej niż tego, życzę ci dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku. Biedny Opacho. Pewnie gdy tylko wyszedł to rzygnął tęczą. Ja też czułam jak mi się światło w żołądku odbija. Ale koniec był taki słodki i romantyczny *.* Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Nie wiem czemu, ale po przeczytaniu wyobraziłam sobie Akije jako Napoleona na koniu jak przybywa po Karmen XP Tak wiem jestem dziwna, ale jest prawie północ więc mój mózg przestał pracować normalnie. A więc może już skończe aby nie napisać więcej głupot. Serdecznie pozdrawiam i jak zawsze życze weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eeeejjj, niedługo minie miesiąc od ostatniego postu tutaj! :( Weź się za siebie i napisz kolejny rozdział, czekamy tu na ciebie! No, przynajmniej ja czekam... W każdym razie wróć do nas, proszę! Chcę wiedzieć jak to wszystko się skończy :)

    OdpowiedzUsuń