Teraz pozostaje mi jedynie was pozdrowić i życzyć udanego weekendu! Smacznego :D
**********************************************************************
„Sąsiedzi”
Tak jak się spodziewałam – po przebudzeniu leżałam w swoim
łóżku, a w pokoju nie było nikogo prócz mnie. Przetarłam twarz i usiadłam
powoli. Szlag by kiedyś tego Akiję trafił, no naprawdę! Zerknęłam na zegarek.
Wskazywał jedenastą i choć minęło dużo czasu, od kiedy ostatnio widziałam się z
demonem, byłam pewna, że jeszcze nie wrócił. Nie wiedziałam natomiast dokąd w
ogóle poszedł, bo tego nie raczył mi powiedzieć, nim mnie uśpił. Przeklęłam
kilka razy pod nosem i wstałam z łóżka, żeby ubrać się w coś sensownego.
Po założeniu wygodnych ubrań ruszyłam na dół w
poszukiwaniu kuchni. Byłam tutaj tak długo, a nie miałam pojęcia, gdzie się ona
znajduje. Wszystkie posiłki przynosił mi dotąd granatowowłosy. Zdałam sobie
sprawę z tego, że właściwie żyłam tutaj jak księżniczka na ziarnku grochu.
Spałam, jadłam, czytałam książki i nic nie musiałam robić, nie licząc
wczorajszego wystąpienia na balu. Normalnie żyć nie umierać! Był jednak ten
przeklęty groch, który mi wciąż przeszkadzał, ale co nim konkretnie było, trudno
określić. Swoją drogą nie chciałam nawet myśleć jak bardzo obniżyła się moja
sprawność fizyczna po tych kilku dniach leniuchowania. Tak, zdecydowanie
przydałoby się powrócić do ćwiczeń nawet, jeśli zostałam już praktycznie
wykluczona z Turnieju Szamanów. Najpierw jednak musiałam zaspokoić swój głód.
Tak jak zazwyczaj, gdy czegoś tutaj szukałam – wchodziłam
kolejno do tych pomieszczeń, których nie sprawdziłam wcześniej, albo nie
pamiętałam co tam było. Tym sposobem w końcu odnalazłam kuchnię, a wraz z nią
pełną lodówkę, która wywołała większą radość na mojej twarzy, niż powinna.
Musiałam być naprawdę głodna…
Po sowitym posiłku, nad którego przygotowaniem trochę się
namęczyłam, zdecydowałam się wyjść na zewnątrz. Zaskoczyła mnie zła pogoda – na
niebie kłębiły się ciemne chmury, zupełnie przysłaniając słońce. Dodatkowo wiał
wiatr i choć nie był zbyt silny, przynosił ze sobą nieprzyjemny chłód. Uznałam
jednak, że zdarzało mi się ćwiczyć w gorszych warunkach, więc po prostu
rozpoczęłam trening. Nie odważyłam się na swój standardowy zestaw ćwiczeń, bo
miałam bardzo przykre wrażenie, że skończy się to na zakwasach. Zmniejszyłam
więc ich ilość o dwie trzecie uznając, że jak nie będę się czuła zbyt zmęczona,
zawsze mogę powtórzyć serię.
Gdzieś w międzyczasie mojego biegu zaczęło padać, ale nie
przejęłam się tym zbytnio. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam nawet, czy
demony chorują, ale wydawało mi się śmiesznym, by ktoś o żywiole ognia mógł
złapać zwykłe przeziębienie, więc uznałam, że nie mam się czym przejmować. Gdy
z niewielkiego deszczu przerodziło się to w ulewę uznałam, że jednak dość.
Trawa zrobiła się śliska i co chwila byłam bliska upadku nie mówiąc już o tym,
że ledwo co widziałam przez gęsto spadające z nieba krople wody.
- Co to za bariera, która ludzi nie przepuszcza, a pogodę
tak?! – warknęłam oskarżycielsko, choć Akiji nie było przecież w pobliżu.
Ociekająca wodą weszłam z powrotem do zamku. Moje
spojrzenie automatycznie przeniosło się na lewo i natrafiło na Klarę.
Uśmiechała się do mnie lekko, ale jak zwykle nie mogłam rozczytać jakiego
rodzaju jest to uśmiech. Zmrużyłam lekko oczy, gdy wykonała kilka kroków w moją
stronę. Zatrzymała się kilka metrów przede mną.
- Mimo tylu dni lenistwa wciąż masz niezłą kondycję –
powiedziała. Nie byłam pewna czy odczytywać to jako komplement, czy jednak nie.
Nie odezwałam się jednak wcale, bo ona kontynuowała. – Chętnie zostanę twoją
trenerką. Akija nie zawsze będzie miał dla ciebie czas, a ja nauczę cię równie
wielu rzeczy. Co ty na to? – zapytała. Może to była tylko moja wyobraźnia, ale
zobaczyłam w jej oczach błysk szkarłatu, który wyjątkowo mi się nie spodobał.
- Nie wiem. Myślę, że odpowiem ci po rozmowie z Akiją –
odparłam spokojnie.
- Jest twoim ojcem, że musisz go o wszystko pytać? –
mruknęła z nutką kpiny. Zacisnęłam lekko wargi.
- Nie powiedziałam, że będę go pytała o pozwolenie. Z
resztą to nieistotne. Niewiele obchodzi mnie to, co myślisz. A teraz wybacz,
ale chciałabym ściągnąć te mokre rzeczy – powiedziałam, ruszając w stronę
schodów.
- Nim on cię wszystkiego nauczy, mogą minąć miesiące, albo
i lata. Wbrew pozorom jest zajęty wieloma sprawami. Ma wśród demonów pewną
pozycję i musiał na nią zapracować. Jeśli zaniedba swoje obowiązki przez
ciebie… - urwała nagle, prawdopodobnie dlatego, że w jej głosie usłyszałam
drżenie. Zdawało się więc, że to co mówi jest prawdą i mogę stać się przyczyną
zaniedbywania przez złotookiego swoich obowiązków. Kto by pomyślał, że ta
kobieta tak dba o jego dobro?
- Odpowiem ci, po rozmowie z nim – powtórzyłam cicho, nie
odwracając się nawet. Nie odezwała się już więcej gdy odchodziłam. Nie wiem
nawet czy wciąż tam stała, bo przecież miała tendencję do znikania.
Gdy znalazłam się w swoim pokoju zrzuciłam z siebie mokre
ubrania i skierowałam się do łazienki. Przejrzałam się w lustrze. Na mojej szyi
wciąż były czerwone ślady. Klara nie spytała skąd je mam, albo co mi się stało.
Nie zauważyła ich? A może Akija już z nią rozmawiał? Powiedział mi, że to
zrobi, nim mnie uśpił… Westchnęłam cicho. Odkręciłam kurki, by nalać ciepłą
wodę do wanny. Zanurzyłam się w niej i przymknęłam oczy.
Kiedy tak leżałam niespodziewanie pomyślałam o Hao. Czy
mnie szuka? Czy w ogóle się martwi? A może to co powiedział mi granatowowłosy
jest prawdą i w rzeczywistości jestem tylko pojemnikiem, w którym drzemie moc,
której wszyscy pragną? Naprawdę nie chciałam tak myśleć. Nie chciałam w to
wierzyć, a mimo tego czułam zwątpienie. Co właściwie zrobię, jeśli to się okaże
prawdą? Nie pozostanie mi nic innego jak odwrócić się na pięcie, odejść i
zapomnieć… Pytanie tylko, czy będę w stanie to zrobić.
Pozostaje jeszcze sprawa Kaise, którego wykorzystałam,
zraniłam i z którym przez to wszystko nie zdążyłam się pogodzić. Na dobrą
sprawę po tym co mu wtedy powiedziałam nie rozmawialiśmy. Czy wybaczy mi to,
jak się zachowałam? Zależało mi na nim jako na przyjacielu i nie chciałam mieć
w nim swojego wroga. Już i tak miałam ich wielu. Sama nawet nie wiem, kiedy się
ich tylu dorobiłam.
Moje myśli skakały od osoby do osoby bez większego ładu i
składu. Przypomniałam sobie o Mortym, który był moim prawdziwym przyjacielem
zanim się zaczął ten cały cyrk. Co teraz u niego? Wiedziałam, że jest gdzieś z
Yoh. Ale czy był bezpieczny pośród szamanów, taki mały i bezbronny? Taką miałam
nadzieję… W ostateczności zatęskniłam nawet za Anną, z którą w pewnym momencie
nawiązałam nić porozumienia. Chyba dokładnie w chwili, gdy pojęła, że wcale nie
chcę wziąć dla siebie Yoh.
Siedząc w tej wannie zdałam sobie sprawę z tego, że w tym
całym zamieszaniu prawie w ogóle wcześniej nie zastanawiałam się nad bliskimi.
Myślałam tylko o sobie, o swoich problemach, uczuciach, o tajemnicach, którymi
byłam otoczona… Czy to robiło ze mnie egoistkę, czy po prostu byłam zbyt
zagubiona, by martwić się o kogokolwiek innego? Sama nie wiedziałam jak
powinnam na to spojrzeć. Tak czy inaczej ostatnią osobą na jakiej zakończyły
się moje rozmyślania, był wujek…
Wiedziałam, że wyjechał do Europy, ale wciąż nie znałam
odpowiedzi na pytanie w jakim celu się tam udał i czemu w żaden sposób nie
próbował mnie o tym poinformować. Zniknął po prostu. Czy w ogóle zamierza
wrócić do czasu zakończenia Turnieju? Czy naprawdę mnie okłamywał, czy może sam
nie znał prawdy? Wydawał mi się teraz tak obcy, tak odległy mojemu sercu, że
nie mogłam tego znieść. Człowiek, który mnie wychował… Kim tak naprawdę był?
Jakie miał wobec mnie zamiary przez cały ten czas? Dlaczego w niego wątpiłam?
Zanurzyłam się w całości w wodzie licząc na to, że oczyści
mój umysł z niechcianych myśli. Nie zrobiła tego, ale zdawało mi się, że i tak
poczułam się o niebo lepiej. Wszystkie dźwięki z zewnątrz ucichły. Słyszałam
tylko cichy szum. Otworzyłam oczy, wpatrując się w swoje stopy – teraz lekko
niebieskawe pod wpływem wody. Wysunęłam głowę znad tafli i prawie krzyknęłam,
kiedy zobaczyłam koło wanny Death.
- Na litość boską! Wystraszyłaś mnie – powiedziałam z
wyrzutem, kładąc rękę na sercu. Oczywiście zrobiłam to trochę teatralnie, ale
naprawdę się jej tutaj nie spodziewałam. Od jakiegoś czasu nie przychodziła do
mnie bez wezwania, a ja nie miałam powodu jej przywoływać.
- Wybacz – odparła chłodno. Uniosłam brew w zdziwieniu.
Dopiero teraz, zerkając jej w oczy, zauważyłam nieobecne spojrzenie.
- Co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona. – Wszystko w
porządku?
- Coś… ktoś mnie wzywa – powiedziała, mrużąc oczy. Na jej
twarzy pojawiło się skupienie. Miałam wrażenie, że wsłuchuje się w dźwięk,
którego ja nie mogłam usłyszeć w ogóle. Zmarszczyłam czoło nie rozumiejąc w
ogóle co się dzieje.
- Kto? Kto cię wzywa, Death? – zapytałam, opierając dłonie
o brzeg wanny. Woda chlusnęła pod wpływem mojego gwałtownego ruchu.
- Nie wiem. Mężczyzna. To męski głos… Ja… Ja chcę do niego
iść – mówiła jakby była w transie.
Poczułam lęk, że stracę kolejnego ducha. Że ktoś z daleka
próbuje mi ją odebrać, odesłać do zaświatów. Ktoś powiedział mi, że aby ją
przywołać, musiało zostać poświęcone życie. Nie chciałam więc jej stracić, bo
nie wyobrażałam sobie wyznaczenia osoby, która umrze by ją tu przywrócić.
Wyskoczyłam z wody omal nie poślizgnąwszy się na tym, co się wylało.
- Jedność! – krzyknęłam, łącząc się z unoszącą się nad
ziemią kobietą. Teraz słyszałam.
Słyszałam wyraźnie hipnotyzujący, cichy głos, wołający ją
z oddali. Miałam jednak siłę, by mu się oprzeć. Death raz po raz chciała uciec
ze mnie i odejść. Być może nigdy by już nie wróciła. Trzymałam ją więc w sobie
tak długo, jak to było konieczne modląc się, by nie zabrakło mi do tego sił.
Wszystko ustało po ponad godzinie. Bojąc się, że głos powróci, wykorzystałam tę
chwilę by się ubrać – nie chciałam tego robić wcześniej, bo mogłam się rozproszyć.
Nie wiedziałam, czy powinnam o tym opowiedzieć Akiji. Mimo tego, że zdradzał mi
powoli tajemnice mojego życia, wciąż nie chciał mi mówić wszystkiego, co wie. Nie
wiedziałam też czy to co mówi w ogóle jest prawdą. Gdybym mu powiedziała, zapewne
znów by zniknął, zostawiając mnie pełną niepewności i niechcianych myśli.
Nie wiem ile dokładnie minęło nim w końcu, uspokojona
słowami swojego stróża, zdecydowałam się z nim rozdzielić. Spojrzałam na nią
niepewnie, jakby w strachu, że w jakiś sposób mnie oszukała i wciąż jest wołana,
ona jednak uśmiechnęła się uspokajająco. Westchnęłam, przeczesując włosy
dłonią.
- Bądź przy mnie – poprosiłam spokojnie. - Tak długo cię
nie widziałam, że wystraszyłam się, gdy dziś się pojawiłaś – powiedziałam
zgodnie z prawdą. Chciałam też mieć pewność, że będę wiedziała, gdy coś takiego
się powtórzy.
- Dobrze – zgodziła się cicho.
I rzeczywiście została ze mną do końca dnia. Czekałam na
pojawienie się Akiji do późnego wieczora, ale w końcu uznałam, że dziś już nie
wróci. Westchnęłam cicho i położyłam się spać, ale nie mogłam zasnąć. Wciąż
jedynie przewracałam się z lewej na prawą. Byłam niespokojna. Czułam coś
nieprzyjemnego w pobliżu i jakby zbliżające się niebezpieczeństwo. Nie
wiedziałam, czy ma to coś wspólnego z tym, co dziś się działo z moim duchem,
czy może ze snem, po którym miałam ślady na szyi. A może jeszcze z czymś innym,
albo w ogóle z niczym? Tak czy inaczej nim się obejrzałam, nastał poranek. Mimo
tego wciąż walczyłam o sen. Skapitulowałam dopiero o dziewiątej, kiedy to
zwlekłam się zmęczona z łóżka. Burczenie w brzuchu przypomniało mi, że wczoraj
po śniadaniu nic więcej już nie zjadłam…
Dwa kolejne dni minęły mi jedynie w towarzystwie stróża.
Nie widywałam nawet Klary, która do tej pory codziennie się gdzieś tutaj kręciła.
Akija zniknął, pozostawiając mnie samej sobie, bez żadnej informacji gdzie się
wybiera, a więc gdzie w razie kłopotów mogłabym go szukać. Starałam się więc
zająć swoje myśli treningami – wracałam do swojej dawnej formy szybciej, niż
przypuszczałam i przypisywałam to temu, że jestem demonem. Cały czas
towarzyszył mi jednak ten nieprzyjemny niepokój. Kilka razy miałam silne
poczucie, że ktoś mnie obserwuje, ale nie mogłam nikogo dostrzec ani w domu,
ani poza nim.
Trzeci poranek różnił się od poprzednich tym, że zostałam
zbudzona pukaniem do drzwi. Otworzyłam szeroko oczy, niemal w panice. Chwilę
zajęło mi uspokojenie się i stwierdzenie, że nie jestem małą, bezbronną
dziewczynką. Jednak niepokój pozostał – kim był ów ktoś, skoro pukał, a więc zdołał
przekroczyć tarczę wokół zamku? Przezwyciężając strach tłukący się gdzieś z
tyłu mojej głowy, oraz mocne przeczucie, że nie powinnam w ogóle wychodzić z
pokoju, ubrałam się i zeszłam na dół. Poruszałam się cicho, szłam niemal na
palcach. Za mną bezgłośnie leciała Death.
Zatrzymałam się dobre kilka metrów przed drzwiami
wejściowymi. Od pierwszego pukania minęło dobrych parę minut, a ja nie
słyszałam ponownego. Czy ten ktoś wszedł? Czy w ogóle zamknęłam te przeklęte
wrota? Szlag by to… Z sercem gdzieś w okolicach gardła postanowiłam otworzyć.
Zrobiłam to jednym, szybkim szarpnięciem, ale na zewnątrz nikogo nie było. To
wbrew pozorom zaniepokoiło mnie bardziej. Więc jednak obcy wlazł do środka?
Widziałabym go przecież za bramą, oddalającego się stąd. Przynajmniej tak
sądziłam.
- Halo! – krzyknęłam, niby to w głąb domu, niby na
zewnątrz. Odpowiedział mi trzask czegoś szklanego za jednymi z drzwi po prawej.
Spojrzałam tam tak szybko, że aż mi chrupnęło w karku.
Zmarszczyłam brwi. Raczej nie był to perfekcyjny morderca, ani wysokiej klasy
złodziej, skoro wystraszył się mojego głosu. To dodało mi odwagi. Zamaszystym
krokiem ruszyłam w kierunku, z którego dobiegł mnie dźwięk. Przeszłam przez dwa
pomieszczenia, nim w końcu znalazłam się w pokoju, który był ślepym zaułkiem, a
w którym stało kilkanaście szklanych gablot przepełnionych porcelaną – idealnie
ustawioną i wyczyszczoną. Nie trafiłam tutaj wcześniej, ale gdyby tak było,
zapewne zachwycałabym się tą pokaźną kolekcją. Teraz jednak nie czas był na to.
Na ziemi przy jednej z gablot leżał potłuczony podstawek do filiżanki. Ale
nikogo tu nie było. Przynajmniej na pierwszy rzut oka…
Pod oknami stały dwie duże, drewniane skrzynie.
Wystarczające, by niewielka osoba się tam wsunęła. Uniosłam brew do góry i
spojrzałam na wiszącą nad moim ramieniem Death. Skinęła głową na moje nieme
pytanie. Podeszłam więc do jedynego miejsca, gdzie mógł się schować nieproszony
gość. Chwyciłam za wieko pierwszej ze skrzyń i pociągnęłam mocno do góry. Nie
otworzyła się. Wyglądało na to, że jest zamknięta na klucz. Nikt więc nie mógł
do niej wejść. Spojrzałam na jej sąsiadkę i powtórzyłam proces. Nim zdążyłam
zarejestrować, czy coś tam jest, czy nie, moje uszy zaatakował histeryczny
pisk.
- Nieeee! Błagam, nie krzywdź mnie! Ja nie chciałam! Naprawdę
nie chciałam! Proszę, proszę, nie krzywdź mnie!
Podczas gdy mała osóbka płaczliwie wymawiała swoje
błagania, ja przyjrzałam się jej uważnie. Była to drobna, na oko
dziesięcioletnia dziewczynka. Miała jasną karnację i blond włosy związane w
dwie kitki. Oczy ukryte miała pod mocno zaciśniętymi powiekami. Zbierało jej
się chyba na płacz. Przyłożyłam dwa palce do swojej skroni, masując ją lekko i
wzdychając ciężko. Czułam, że jak mi się tutaj rozryczy, to głowa zacznie mnie
boleć. Z resztą już zaczynała nieprzyjemnie pulsować.
- Hej, uspokój się! – powiedziałam głośno, żeby przebić
się jakoś przez jej krzyki. Zamilkła niemal natychmiast. Spojrzała na mnie
uważnie, pociągając cicho nosem. Wpatrywałam się w nią nie wiedząc za bardzo co
robić. – Wyłaź – powiedziałam w końcu krótko.
Kiedy zrobiła to, o co ją prosiłam, albo raczej co
rozkazałam jej zrobić, od razu próbowała uciec, ale w porę chwyciłam ją za
kołnierzyk różowej sukienki i pociągnęłam w tył. Po krótkiej walce z grawitacją
przewróciła się i spojrzała na mnie z wyrzutem. Bezczelne dziecko! Wkradło się
tutaj, stłukło Bóg wie ile warty podstawek, a teraz jeszcze śmie tak na mnie
spoglądać!
- Dlaczego to zrobiłaś? Boli – powiedziała cicho, wstając
i trąc sobie pupę.
- Kim jesteś i jak się tu dostałaś? – zapytałam, mierząc
ją wzrokiem. Skupiła się na mnie i uśmiechnęła uroczo.
- Nazywam się Dolores Fenne, po prostu tutaj weszłam –
odpowiedziała z dziecinną prostotą. Przyglądając się jej nie byłam nawet w
stanie określić, czy jest demonem, czy też nie. Nie wyglądała na niego, ale
przecież przeszła przez barierę!
- Co taka mała dziewczynka robi tutaj zupełnie sama? –
mruknęłam, mrużąc podejrzliwie oczy.
- Mój dom jest niedaleko stąd. Poszłam na spacer i z
daleka zobaczyłam ten zamek. Miałam nadzieję, że mieszka tutaj śliczna
księżniczka. No, ale znalazłam tylko panią… - powiedziała niewinnie.
A ja naprawdę myślałam, że zaraz się wścieknę. Co to miało
znaczyć „tylko panią”?! Że niby nie nadawałam się na śliczną księżniczkę?!
Zgrzytnęłam jedynie zębami. Nie, żeby mi na tym zależało, ale… Gdyby to
powiedział Akija, wyczuwałabym w tym silną złośliwość. Dziewczynka na pewno nie
miała w zamiarze mnie obrazić, prawda? Odetchnęłam głęboko.
- Zapewnie powinnaś już wracać do domu. Rodzice będą się o
ciebie martwili – mruknęłam, ciągnąc ją za ramię do wyjścia. Zaparła się
nogami.
- Jestem zmęczona. Mogę się napić? – zapytała uroczo,
patrząc na mnie wielkimi, niebieskimi oczami. Zaklęłam pod nosem. Właściwie
nigdy nie przepadałam za małymi dziećmi. Uważałam je za wyjątkowo uciążliwe
stworzenia, a teraz gdy byłam demonem, chyba się to we mnie nasiliło.
- Chodź – rzuciłam krótko, idąc w stronę kuchni.
Na miejscu usiadła sobie wygodnie, czekając aż podam jej
sok. Gdy go dostała, zapytała mnie również o coś do jedzenia. Naprawdę nie
wiem, dlaczego zrobiłam jej te przeklęte kanapki. Chyba ostatki dobrego serca
się we mnie odezwały. Albo fakt, że sobie samej też musiałam zrobić śniadanie.
Kiedy sama skończyłam jeść, niecierpliwie czekałam, aż dziewczynka również się
naje, by jak najszybciej móc się jej stąd pozbyć. Była mi wyjątkowo nie na
rękę. Niestety gdzieś w międzyczasie zaczęło padać i mała stwierdziła, że w
takim deszczu nie może wracać do domu. Byłam prawie pewna, że moje oczy ciskają
piorunami…
I w ten właśnie sposób zyskałam towarzyszkę. Warto jednak
zaznaczyć, że dość kłopotliwą. Dowiedziałam się, że ma osiem lat i jest demonem
– sama mi się do tego przyznała, gdy zauważyła czerwień moich tęczówek. Była
bardzo żywiołowa i co chwila znikała mi z oczu, co bardzo mi się nie podobało.
Ponad to wciąż narzekała, że jej się nudzi i chciała się ze mną bawić w
chowanego lub ganianego, podczas gdy ja miałam zamiar zrobić serię ćwiczeń,
które nadawały się do wykonania w domu. Blondynka zadawała mi też naprawdę dużo
pytań, które w większości ignorowałam i to wcale nie dlatego, że nie znałam
odpowiedzi. Były po prostu męczące i wiedziałam, że gdybym zaczęła częściej
odpowiadać, ona więcej by ich wymyślała.
- A ta pani, która lata przy tobie? – zapytała w końcu,
patrząc mi uważnie nad głowę, gdzie spokojnie wisiała Death. Uniosłam brew i
westchnęłam cicho.
- To duch – rzuciłam od niechcenia.
Oczywiście to wywołało falę następnych pytań typu dlaczego
się mnie trzyma, jak ma na imię, ile ma lat… Ani ja, ani mój stróż nie
chciałyśmy odpowiadać. Miałam z resztą wrażenie, że im więcej pojawiało się
pytań, tym szybciej dziewczynka o nich zapominała i przechodziła do wykonywania
innej czynności. Ot, tak po prostu. Nie mniej jej głos, chwilami bardzo
piskliwy, działał niekorzystnie na stan mojej głowy, która pobolewała
nieprzyjemnie. Nie trudno więc domyślić się z jaką ulgą przyjęłam fakt, że
Dolores w końcu zasnęła. W pierwszej chwili nawet tego nie zauważyłam, bo
akurat dość umiejętnie ją ignorowałam, ale zrobiło się dziwnie cicho i to mnie
zaciekawiło. Spojrzałam na miejsce obok siebie. Blondynka najwidoczniej poczuła
się znudzona, bo usnęła na siedząco.
Muszę powiedzieć, że w tamtej chwili, kiedy jej twarz była
taka spokojna i przede wszystkim jej usta nie wytwarzały żadnych dźwięków,
wydała mi się naprawdę śliczną dziewczynką. Uśmiechnęłam się nawet pod nosem i
drgnęło we mnie coś na kształt chęci opieki nad nią. Dlatego też ułożyłam ją
powoli do pozycji leżącej i znalazłam jakiś koc, którym przykryłam ją po samą brodę. Wtuliła się zaraz
w swoje okrycie, robiąc przy tym naprawdę słodką minę. Pomachałam tylko głową z
niedowierzaniem do siebie samej i podniosłam się, by tuż obok kanapy zrobić
parę ćwiczeń. Jej urok aż tak na mnie nie zadziałał, bym chciała zaryzykować i
zostawić ją samą choćby na kilka minut.
Jej sen zaczął mi przeszkadzać dopiero w chwili, gdy byłam
już po treningu, robiło się naprawdę późno, a ja byłam zmęczona i chciałam się
jej stąd pozbyć. Nie mogłam jednak przejść przez barierę, by ją odprowadzić do
domu, a na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Demon czy nie, to wciąż było tylko
dziecko. Nie wiedziałam co mam zrobić. Jej rodzice na pewno będą się o nią
martwili. A nie będą mogli tutaj po nią wejść, jeśli mój wniosek odnośnie tego,
że tarcza nie działała jedynie względem dzieci była słuszna.
Poza tym jej rodzice musieli być demonami, skoro ona
również nim była. Nie miałam pojęcia, co i czy w ogóle coś o mnie wiedzą, a tym
samym nie mogłam być pewna, czy nie stanowią dla mnie jakiegoś zagrożenia. Może
byli na balu, skoro ich dom jest niedaleko stąd? Koniecznie musiałam zganić
Akiję, że nie powiedział mi o takich sąsiadach. Kto wie, może jeszcze jakaś
rodzinka mieszkała gdzieś obok?
Tak czy inaczej problem dziewczynki nadal pozostawał, a ja
czułam się coraz bardziej senna i nie bardzo wiedziałam co z tym fantem zrobić.
W końcu usiadłam sobie przy jej nogach i starałam się utrzymać oczy otwarte.
Nie było to zbyt łatwe, ale przez jakiś czas dawałam radę. Im bliżej jednak
byłam krainy marzeń, tym częściej powtarzałam swojemu duchowi, by w razie czego
mnie obudził. Nawet nie wiem, w którym dokładnie momencie odpłynęłam, ale długo
nie dano mi pospać. Zaledwie chwilę po tym jak zamknęłam oczy, obudził mnie
głośny krzyk. I to wcale nie Death, a Dolores.
- Dzień dobry!
Otworzyłam szeroko oczy, od razu napotykając na jej,
niebieskie. Wisiała nade mną z szerokim uśmiechem, drąc mi się niemal do ucha
swoim wysokim głosem. Wyglądało na to, że dopiero co się obudziła. Mimo to jej
włosy wciąż były nienagannie ułożone i sprawiała wrażenie rześkiej, i wyspanej.
Nienaruszona jak porcelanowa laleczka. Nawet sukienki nie miała pogniecionej.
Przetarłam twarz, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego,
jak bardzo jestem połamana od spania na siedząco. Kiedy się prostowałam,
słyszałam kilka chrzęśnięć w kręgosłupie. Jęknęłam cicho. Przeklęte dziecko!
Spojrzałam na dziewczynkę dość chłodno, ale ona wcale się mną nie przejmowała –
zamiast tego biegała już wesoło wokół kanapy, na której obie spędziłyśmy noc i
chyba udawała samolot. Wodząc za nią wzrokiem natrafiłam na zegarek. Świetnie!
Nie dość, że spałam niewygodnie, to jeszcze krótko, bo dopiero co dochodziła
szósta, a ostatnią zarejestrowaną przeze mnie godziną była druga w nocy. Co
jest nie tak z tymi dzieciakami, że tak wcześnie się budzą?!
- Słuchaj, zrobimy tak – odezwałam się do niej, co niemal
od razu zatrzymało ją w miejscu i skupiło na mnie jej wzrok. - Zjesz śniadanie,
które łaskawie ci zrobię i wrócisz do swojego domu. Pogoda jest śliczna, słońce
już wstało, a twoi rodzice na pewno się martwią, więc nie wymyślaj powodów, dla
których miałabyś tu zostać – powiedziałam, nie pozwalając jej nawet dojść do
słowa, choć otwierała już usta.
Pociągnęłam ją za rękę do kuchni, zgodnie z obietnicą
zrobiłam jej coś do jedzenia i czekałam aż skończy. Sama nie byłam jeszcze
głodna, poza tym przygotowanie czegoś dla nas obu zajęłoby mi więcej czasu.
Dolores ociągała się okropnie, więc ponaglałam ją co chwila, ale nic sobie z
tego nie robiła. Z resztą ona w ogóle nic sobie nie robiła z tego, co do niej
mówiłam! Bezczelne, małe, okropne…
- Skończyłam – powiedziała, odwracając głowę w moją
stronę.
- Świetnie. – Aż klasnęłam w dłonie z radości. - Odprowadzę
cię kawałek w stronę bramy, dalej pójdziesz sama – mruknęłam, wstając ze
swojego miejsca.
Nie wyglądała na zadowoloną, ale nie sprzeciwiała się o
dziwo. Najwidoczniej zdawała sobie sprawę z tego, że naprawdę musi wracać do
siebie. Ale kiedy tylko wyszłyśmy na zewnątrz, stanęła jak wryta, a później
jednym susem schowała się za moimi nogami. Jako, że nie spuszczałam z niej oka
nawet na sekundę, w pierwszej chwili nie miałam pojęcia o co jej chodzi.
Dopiero gdy wzrokiem powiodłam przed siebie, w stronę bramy, zorientowałam się
co jest na rzeczy.
Otóż tam, tuż przed płotem, stało dwoje ludzi. Wystarczyło
spojrzeć na nich nawet z tak daleka, żeby mieć pewność kim są. Piękna, niezbyt
wysoka blondynka o kręconych, spływających na ramiona włosach i bystrym
spojrzeniu zielonych oczu, oraz o głowę od niej wyższy mężczyzna, smukły,
przystojny brunet o błękitnych tęczówkach. Oboje w wieku około trzydziestu lat.
Bez wątpienia byli to rodzice małej. Wpatrywali się we mnie z chłodem i
wyższością. I nie mogę powiedzieć, że się im dziwiłam – przecież to ze mną było
ich dziecko, a nie znali mnie wcale. Bóg jeden wie, co o mnie pomyśleli. Westchnęłam
ciężko i chwyciłam dziewczynkę na ręce, bo nie wydawało mi się, by chciała sama
się ruszyć z miejsca. Wtuliła się we mnie od razu, jakby bała się tamtej dwójki
i kary, jaka ją może czekać za to jak się zachowała. Cóż, ja również czułam tę
odpychającą aurę wokół nich, a przecież znajdowałam się dobrych kilkadziesiąt
metrów od nich.
W końcu doszłam do bariery. Wiedziałam mniej więcej gdzie
jest, więc udało mi się w nią nie uderzyć. Całe szczęście, bo nawet nie
chciałam wizualizować sobie, jak głupio by to mogło wyglądać z boku. Oderwałam
od siebie Dolores i postawiłam ją na ziemi. Spojrzała na mnie wielkimi oczami.
Wyglądała na nie tylko nieco wystraszoną, ale też smutną, więc uśmiechnęłam się
do niej lekko. Dobra, niech będzie, że nawet ją trochę polubiłam. W końcu od
kilku dni siedziałam tutaj sama, a ona, choć w bardzo upierdliwy sposób, dotrzymała
mi jednak towarzystwa i pozwoliła nie myśleć cały jeden dzień o problemach,
tajemnicach, wszystkich tych osobach, które pojawiły się w moim życiu i całej reszcie
pokręconych spraw. Byłam jej za to naprawdę wdzięczna.
- Rodzice na ciebie czekają – powiedziałam spokojnie.
- Chodź ze mną. Bez ciebie nie chcę tam iść. Będą na mnie
krzyczeć – powiedziała, wydymając dolną wargę.
- Nie dziwię im się. Musiałaś im napędzić stracha, tak
znikając na całą noc. Ja nie mogę iść dalej.
- Dlaczego? – Och, no i wróciliśmy do strefy pytań.
Pogłaskałam ją po głowie.
- Po prostu nie mogę. – Zerknęłam na dwójkę za bramą. Z
jakiejś przyczyny nie wchodzili na teren posiadłości po swoją córkę. Może tam
też znajdowała się jakaś bariera? – Bądź odważną, grzeczną dziewczynką i wracaj
do rodziców. Na pewno nie będzie tak źle, przecież cię kochają i chcą dla
ciebie jak najlepiej – mówiłam łagodnie.
Spojrzała mi jeszcze raz w oczy, a ja ponownie
uśmiechnęłam się, dodając jej otuchy. Skinęła głową, choć wydało mi się to w
ogóle nie w stylu dziecka i odwróciła się na pięcie, po czym puściła się
biegiem w stronę bramy. Otwierając ją, zerknęła jeszcze na mnie przez ramię i
pomachała mi. Zrobiłam to samo, a później obserwowałam, jak blondynka rzuca się
w ramiona swoich rodziców. Nawet stąd mogłam usłyszeć, jak mężczyzna mówi do
niej, jak bardzo ich zmartwiła i, że nigdy więcej nie wolno jej samej
zapuszczać się tak daleko. Surowo zabronili jej także przychodzenia do mnie i
nie zdziwiło mnie to wcale. Bardziej zaskakującym było to, że nazwali mnie
wiedźmą…
Nie zamierzałam się jednak nad tym zbytnio zastanawiać.
Nie interesowało mnie, co o mnie myślą inne demony. Jak dla mnie mogły mnie
nazywać jak chciały, byle tylko nie interesowały się zbytnio moją osobą i nie
próbowały żadnych sztuczek względem mnie. Spojrzałam na ducha nad swoją głową i
westchnęłam cicho.
- No, Death. Zdaje się, że znów jesteśmy same… - mruknęłam, ruszając z powrotem
do zamku. Miałam zamiar położyć się wygodnie w swoim łóżku i wyspać porządnie.
Czekałam, czekałam i się doczekałam :) Rozdział jak zwykle świetny. Zastanawiam się kto wołał Death. Znów zacznę tworzyć irracjonalne teorie spiskowe. Chyba mam to we krwi XP I znowu nie będę mogła spać po nocach :( Pociesza mnie jedynie zaszczytny, pierwszy komentarz ha ha :D Pozdrawiam i z utęsknieniem czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozdział ci się podobał. Sama się zastanawiam, kto mógł ją wołać, hahahaha :P Powiem ci, że nie ma większego zaszczytu dla pisarza, jak usłyszeć od kogoś, że działa na jego wyobraźnię :D Cieszę się więc, że tworzysz teorie spiskowe ;) A czy irracjonalne - kto wie. Może coś z twoich przypuszczeń się sprawdzi? :D
UsuńRównież pozdrawiam i postaram się dodać nowy rozdział jak najszybciej.
Gdzie kolejny rozdział? :( Miałaś dodawać częściej, ale znów ci coś nie idzie... Nie mniej mam nadzieję, że będziesz miała wciąż czytelników :) Nie rozumiem, czemu masz ich tak niewielu, skoro piszesz tak dobrze, a sweet blogaski mają po 20 lub więcej... To naprawdę jest niesprawiedliwe :( W każdym razie mam nadzieję, że w końcu będziesz miała na tyle weny/czasu/chęci (niewłaściwe wykreśl), żeby dawać nowe rozdziały co dwa tygodnie.
UsuńPozdrawiam cię serdecznie :)