3 maja 2014

Rozdział XXIV

    Cieszmy się i radujmy, bo w końcu jest rozdział! :D Miałam problemy z plikiem Karmen, o czym pisałam na facebooku (guziczek po prawej) i choć w końcu się do niego dostałam, wrócił od do zapisu sprzed ponad trzech miesięcy, więc usunęło się nie tylko to, czego nie zdążyłam tutaj wstawić, ale też kilka rozdziałów, które dzięki Bogu już tutaj były. Tak czy inaczej na majówkę przynoszę wam nowy rozdział. Nie jest sprawdzony przez betę i przez jakiś czas następne rozdziały nie będą poprawiane, więc krzyczcie na alarm, jak zobaczycie błąd!
Teraz pozostaje mi jedynie was pozdrowić i życzyć udanego weekendu! Smacznego :D

    **********************************************************************

„Sąsiedzi”

Tak jak się spodziewałam – po przebudzeniu leżałam w swoim łóżku, a w pokoju nie było nikogo prócz mnie. Przetarłam twarz i usiadłam powoli. Szlag by kiedyś tego Akiję trafił, no naprawdę! Zerknęłam na zegarek. Wskazywał jedenastą i choć minęło dużo czasu, od kiedy ostatnio widziałam się z demonem, byłam pewna, że jeszcze nie wrócił. Nie wiedziałam natomiast dokąd w ogóle poszedł, bo tego nie raczył mi powiedzieć, nim mnie uśpił. Przeklęłam kilka razy pod nosem i wstałam z łóżka, żeby ubrać się w coś sensownego.
Po założeniu wygodnych ubrań ruszyłam na dół w poszukiwaniu kuchni. Byłam tutaj tak długo, a nie miałam pojęcia, gdzie się ona znajduje. Wszystkie posiłki przynosił mi dotąd granatowowłosy. Zdałam sobie sprawę z tego, że właściwie żyłam tutaj jak księżniczka na ziarnku grochu. Spałam, jadłam, czytałam książki i nic nie musiałam robić, nie licząc wczorajszego wystąpienia na balu. Normalnie żyć nie umierać! Był jednak ten przeklęty groch, który mi wciąż przeszkadzał, ale co nim konkretnie było, trudno określić. Swoją drogą nie chciałam nawet myśleć jak bardzo obniżyła się moja sprawność fizyczna po tych kilku dniach leniuchowania. Tak, zdecydowanie przydałoby się powrócić do ćwiczeń nawet, jeśli zostałam już praktycznie wykluczona z Turnieju Szamanów. Najpierw jednak musiałam zaspokoić swój głód.
Tak jak zazwyczaj, gdy czegoś tutaj szukałam – wchodziłam kolejno do tych pomieszczeń, których nie sprawdziłam wcześniej, albo nie pamiętałam co tam było. Tym sposobem w końcu odnalazłam kuchnię, a wraz z nią pełną lodówkę, która wywołała większą radość na mojej twarzy, niż powinna. Musiałam być naprawdę głodna…
Po sowitym posiłku, nad którego przygotowaniem trochę się namęczyłam, zdecydowałam się wyjść na zewnątrz. Zaskoczyła mnie zła pogoda – na niebie kłębiły się ciemne chmury, zupełnie przysłaniając słońce. Dodatkowo wiał wiatr i choć nie był zbyt silny, przynosił ze sobą nieprzyjemny chłód. Uznałam jednak, że zdarzało mi się ćwiczyć w gorszych warunkach, więc po prostu rozpoczęłam trening. Nie odważyłam się na swój standardowy zestaw ćwiczeń, bo miałam bardzo przykre wrażenie, że skończy się to na zakwasach. Zmniejszyłam więc ich ilość o dwie trzecie uznając, że jak nie będę się czuła zbyt zmęczona, zawsze mogę powtórzyć serię.
Gdzieś w międzyczasie mojego biegu zaczęło padać, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam nawet, czy demony chorują, ale wydawało mi się śmiesznym, by ktoś o żywiole ognia mógł złapać zwykłe przeziębienie, więc uznałam, że nie mam się czym przejmować. Gdy z niewielkiego deszczu przerodziło się to w ulewę uznałam, że jednak dość. Trawa zrobiła się śliska i co chwila byłam bliska upadku nie mówiąc już o tym, że ledwo co widziałam przez gęsto spadające z nieba krople wody.
- Co to za bariera, która ludzi nie przepuszcza, a pogodę tak?! – warknęłam oskarżycielsko, choć Akiji nie było przecież w pobliżu.
Ociekająca wodą weszłam z powrotem do zamku. Moje spojrzenie automatycznie przeniosło się na lewo i natrafiło na Klarę. Uśmiechała się do mnie lekko, ale jak zwykle nie mogłam rozczytać jakiego rodzaju jest to uśmiech. Zmrużyłam lekko oczy, gdy wykonała kilka kroków w moją stronę. Zatrzymała się kilka metrów przede mną.
- Mimo tylu dni lenistwa wciąż masz niezłą kondycję – powiedziała. Nie byłam pewna czy odczytywać to jako komplement, czy jednak nie. Nie odezwałam się jednak wcale, bo ona kontynuowała. – Chętnie zostanę twoją trenerką. Akija nie zawsze będzie miał dla ciebie czas, a ja nauczę cię równie wielu rzeczy. Co ty na to? – zapytała. Może to była tylko moja wyobraźnia, ale zobaczyłam w jej oczach błysk szkarłatu, który wyjątkowo mi się nie spodobał.
- Nie wiem. Myślę, że odpowiem ci po rozmowie z Akiją – odparłam spokojnie.
- Jest twoim ojcem, że musisz go o wszystko pytać? – mruknęła z nutką kpiny. Zacisnęłam lekko wargi.
- Nie powiedziałam, że będę go pytała o pozwolenie. Z resztą to nieistotne. Niewiele obchodzi mnie to, co myślisz. A teraz wybacz, ale chciałabym ściągnąć te mokre rzeczy – powiedziałam, ruszając w stronę schodów.
- Nim on cię wszystkiego nauczy, mogą minąć miesiące, albo i lata. Wbrew pozorom jest zajęty wieloma sprawami. Ma wśród demonów pewną pozycję i musiał na nią zapracować. Jeśli zaniedba swoje obowiązki przez ciebie… - urwała nagle, prawdopodobnie dlatego, że w jej głosie usłyszałam drżenie. Zdawało się więc, że to co mówi jest prawdą i mogę stać się przyczyną zaniedbywania przez złotookiego swoich obowiązków. Kto by pomyślał, że ta kobieta tak dba o jego dobro?
- Odpowiem ci, po rozmowie z nim – powtórzyłam cicho, nie odwracając się nawet. Nie odezwała się już więcej gdy odchodziłam. Nie wiem nawet czy wciąż tam stała, bo przecież miała tendencję do znikania.
Gdy znalazłam się w swoim pokoju zrzuciłam z siebie mokre ubrania i skierowałam się do łazienki. Przejrzałam się w lustrze. Na mojej szyi wciąż były czerwone ślady. Klara nie spytała skąd je mam, albo co mi się stało. Nie zauważyła ich? A może Akija już z nią rozmawiał? Powiedział mi, że to zrobi, nim mnie uśpił… Westchnęłam cicho. Odkręciłam kurki, by nalać ciepłą wodę do wanny. Zanurzyłam się w niej i przymknęłam oczy.
Kiedy tak leżałam niespodziewanie pomyślałam o Hao. Czy mnie szuka? Czy w ogóle się martwi? A może to co powiedział mi granatowowłosy jest prawdą i w rzeczywistości jestem tylko pojemnikiem, w którym drzemie moc, której wszyscy pragną? Naprawdę nie chciałam tak myśleć. Nie chciałam w to wierzyć, a mimo tego czułam zwątpienie. Co właściwie zrobię, jeśli to się okaże prawdą? Nie pozostanie mi nic innego jak odwrócić się na pięcie, odejść i zapomnieć… Pytanie tylko, czy będę w stanie to zrobić.
Pozostaje jeszcze sprawa Kaise, którego wykorzystałam, zraniłam i z którym przez to wszystko nie zdążyłam się pogodzić. Na dobrą sprawę po tym co mu wtedy powiedziałam nie rozmawialiśmy. Czy wybaczy mi to, jak się zachowałam? Zależało mi na nim jako na przyjacielu i nie chciałam mieć w nim swojego wroga. Już i tak miałam ich wielu. Sama nawet nie wiem, kiedy się ich tylu dorobiłam.
Moje myśli skakały od osoby do osoby bez większego ładu i składu. Przypomniałam sobie o Mortym, który był moim prawdziwym przyjacielem zanim się zaczął ten cały cyrk. Co teraz u niego? Wiedziałam, że jest gdzieś z Yoh. Ale czy był bezpieczny pośród szamanów, taki mały i bezbronny? Taką miałam nadzieję… W ostateczności zatęskniłam nawet za Anną, z którą w pewnym momencie nawiązałam nić porozumienia. Chyba dokładnie w chwili, gdy pojęła, że wcale nie chcę wziąć dla siebie Yoh.
Siedząc w tej wannie zdałam sobie sprawę z tego, że w tym całym zamieszaniu prawie w ogóle wcześniej nie zastanawiałam się nad bliskimi. Myślałam tylko o sobie, o swoich problemach, uczuciach, o tajemnicach, którymi byłam otoczona… Czy to robiło ze mnie egoistkę, czy po prostu byłam zbyt zagubiona, by martwić się o kogokolwiek innego? Sama nie wiedziałam jak powinnam na to spojrzeć. Tak czy inaczej ostatnią osobą na jakiej zakończyły się moje rozmyślania, był wujek…
Wiedziałam, że wyjechał do Europy, ale wciąż nie znałam odpowiedzi na pytanie w jakim celu się tam udał i czemu w żaden sposób nie próbował mnie o tym poinformować. Zniknął po prostu. Czy w ogóle zamierza wrócić do czasu zakończenia Turnieju? Czy naprawdę mnie okłamywał, czy może sam nie znał prawdy? Wydawał mi się teraz tak obcy, tak odległy mojemu sercu, że nie mogłam tego znieść. Człowiek, który mnie wychował… Kim tak naprawdę był? Jakie miał wobec mnie zamiary przez cały ten czas? Dlaczego w niego wątpiłam?
Zanurzyłam się w całości w wodzie licząc na to, że oczyści mój umysł z niechcianych myśli. Nie zrobiła tego, ale zdawało mi się, że i tak poczułam się o niebo lepiej. Wszystkie dźwięki z zewnątrz ucichły. Słyszałam tylko cichy szum. Otworzyłam oczy, wpatrując się w swoje stopy – teraz lekko niebieskawe pod wpływem wody. Wysunęłam głowę znad tafli i prawie krzyknęłam, kiedy zobaczyłam koło wanny Death.
- Na litość boską! Wystraszyłaś mnie – powiedziałam z wyrzutem, kładąc rękę na sercu. Oczywiście zrobiłam to trochę teatralnie, ale naprawdę się jej tutaj nie spodziewałam. Od jakiegoś czasu nie przychodziła do mnie bez wezwania, a ja nie miałam powodu jej przywoływać.
- Wybacz – odparła chłodno. Uniosłam brew w zdziwieniu. Dopiero teraz, zerkając jej w oczy, zauważyłam nieobecne spojrzenie.
- Co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona. – Wszystko w porządku?
- Coś… ktoś mnie wzywa – powiedziała, mrużąc oczy. Na jej twarzy pojawiło się skupienie. Miałam wrażenie, że wsłuchuje się w dźwięk, którego ja nie mogłam usłyszeć w ogóle. Zmarszczyłam czoło nie rozumiejąc w ogóle co się dzieje.
- Kto? Kto cię wzywa, Death? – zapytałam, opierając dłonie o brzeg wanny. Woda chlusnęła pod wpływem mojego gwałtownego ruchu.
- Nie wiem. Mężczyzna. To męski głos… Ja… Ja chcę do niego iść – mówiła jakby była w transie.
Poczułam lęk, że stracę kolejnego ducha. Że ktoś z daleka próbuje mi ją odebrać, odesłać do zaświatów. Ktoś powiedział mi, że aby ją przywołać, musiało zostać poświęcone życie. Nie chciałam więc jej stracić, bo nie wyobrażałam sobie wyznaczenia osoby, która umrze by ją tu przywrócić. Wyskoczyłam z wody omal nie poślizgnąwszy się na tym, co się wylało.
- Jedność! – krzyknęłam, łącząc się z unoszącą się nad ziemią kobietą. Teraz słyszałam.
Słyszałam wyraźnie hipnotyzujący, cichy głos, wołający ją z oddali. Miałam jednak siłę, by mu się oprzeć. Death raz po raz chciała uciec ze mnie i odejść. Być może nigdy by już nie wróciła. Trzymałam ją więc w sobie tak długo, jak to było konieczne modląc się, by nie zabrakło mi do tego sił. Wszystko ustało po ponad godzinie. Bojąc się, że głos powróci, wykorzystałam tę chwilę by się ubrać – nie chciałam tego robić wcześniej, bo mogłam się rozproszyć. Nie wiedziałam, czy powinnam o tym opowiedzieć Akiji. Mimo tego, że zdradzał mi powoli tajemnice mojego życia, wciąż nie chciał mi mówić wszystkiego, co wie. Nie wiedziałam też czy to co mówi w ogóle jest prawdą. Gdybym mu powiedziała, zapewne znów by zniknął, zostawiając mnie pełną niepewności i niechcianych myśli.
Nie wiem ile dokładnie minęło nim w końcu, uspokojona słowami swojego stróża, zdecydowałam się z nim rozdzielić. Spojrzałam na nią niepewnie, jakby w strachu, że w jakiś sposób mnie oszukała i wciąż jest wołana, ona jednak uśmiechnęła się uspokajająco. Westchnęłam, przeczesując włosy dłonią.
- Bądź przy mnie – poprosiłam spokojnie. - Tak długo cię nie widziałam, że wystraszyłam się, gdy dziś się pojawiłaś – powiedziałam zgodnie z prawdą. Chciałam też mieć pewność, że będę wiedziała, gdy coś takiego się powtórzy.
- Dobrze – zgodziła się cicho.
I rzeczywiście została ze mną do końca dnia. Czekałam na pojawienie się Akiji do późnego wieczora, ale w końcu uznałam, że dziś już nie wróci. Westchnęłam cicho i położyłam się spać, ale nie mogłam zasnąć. Wciąż jedynie przewracałam się z lewej na prawą. Byłam niespokojna. Czułam coś nieprzyjemnego w pobliżu i jakby zbliżające się niebezpieczeństwo. Nie wiedziałam, czy ma to coś wspólnego z tym, co dziś się działo z moim duchem, czy może ze snem, po którym miałam ślady na szyi. A może jeszcze z czymś innym, albo w ogóle z niczym? Tak czy inaczej nim się obejrzałam, nastał poranek. Mimo tego wciąż walczyłam o sen. Skapitulowałam dopiero o dziewiątej, kiedy to zwlekłam się zmęczona z łóżka. Burczenie w brzuchu przypomniało mi, że wczoraj po śniadaniu nic więcej już nie zjadłam…
Dwa kolejne dni minęły mi jedynie w towarzystwie stróża. Nie widywałam nawet Klary, która do tej pory codziennie się gdzieś tutaj kręciła. Akija zniknął, pozostawiając mnie samej sobie, bez żadnej informacji gdzie się wybiera, a więc gdzie w razie kłopotów mogłabym go szukać. Starałam się więc zająć swoje myśli treningami – wracałam do swojej dawnej formy szybciej, niż przypuszczałam i przypisywałam to temu, że jestem demonem. Cały czas towarzyszył mi jednak ten nieprzyjemny niepokój. Kilka razy miałam silne poczucie, że ktoś mnie obserwuje, ale nie mogłam nikogo dostrzec ani w domu, ani poza nim.
Trzeci poranek różnił się od poprzednich tym, że zostałam zbudzona pukaniem do drzwi. Otworzyłam szeroko oczy, niemal w panice. Chwilę zajęło mi uspokojenie się i stwierdzenie, że nie jestem małą, bezbronną dziewczynką. Jednak niepokój pozostał – kim był ów ktoś, skoro pukał, a więc zdołał przekroczyć tarczę wokół zamku? Przezwyciężając strach tłukący się gdzieś z tyłu mojej głowy, oraz mocne przeczucie, że nie powinnam w ogóle wychodzić z pokoju, ubrałam się i zeszłam na dół. Poruszałam się cicho, szłam niemal na palcach. Za mną bezgłośnie leciała Death.
Zatrzymałam się dobre kilka metrów przed drzwiami wejściowymi. Od pierwszego pukania minęło dobrych parę minut, a ja nie słyszałam ponownego. Czy ten ktoś wszedł? Czy w ogóle zamknęłam te przeklęte wrota? Szlag by to… Z sercem gdzieś w okolicach gardła postanowiłam otworzyć. Zrobiłam to jednym, szybkim szarpnięciem, ale na zewnątrz nikogo nie było. To wbrew pozorom zaniepokoiło mnie bardziej. Więc jednak obcy wlazł do środka? Widziałabym go przecież za bramą, oddalającego się stąd. Przynajmniej tak sądziłam.
- Halo! – krzyknęłam, niby to w głąb domu, niby na zewnątrz. Odpowiedział mi trzask czegoś szklanego za jednymi z drzwi po prawej.
Spojrzałam tam tak szybko, że aż mi chrupnęło w karku. Zmarszczyłam brwi. Raczej nie był to perfekcyjny morderca, ani wysokiej klasy złodziej, skoro wystraszył się mojego głosu. To dodało mi odwagi. Zamaszystym krokiem ruszyłam w kierunku, z którego dobiegł mnie dźwięk. Przeszłam przez dwa pomieszczenia, nim w końcu znalazłam się w pokoju, który był ślepym zaułkiem, a w którym stało kilkanaście szklanych gablot przepełnionych porcelaną – idealnie ustawioną i wyczyszczoną. Nie trafiłam tutaj wcześniej, ale gdyby tak było, zapewne zachwycałabym się tą pokaźną kolekcją. Teraz jednak nie czas był na to. Na ziemi przy jednej z gablot leżał potłuczony podstawek do filiżanki. Ale nikogo tu nie było. Przynajmniej na pierwszy rzut oka…
Pod oknami stały dwie duże, drewniane skrzynie. Wystarczające, by niewielka osoba się tam wsunęła. Uniosłam brew do góry i spojrzałam na wiszącą nad moim ramieniem Death. Skinęła głową na moje nieme pytanie. Podeszłam więc do jedynego miejsca, gdzie mógł się schować nieproszony gość. Chwyciłam za wieko pierwszej ze skrzyń i pociągnęłam mocno do góry. Nie otworzyła się. Wyglądało na to, że jest zamknięta na klucz. Nikt więc nie mógł do niej wejść. Spojrzałam na jej sąsiadkę i powtórzyłam proces. Nim zdążyłam zarejestrować, czy coś tam jest, czy nie, moje uszy zaatakował histeryczny pisk.
- Nieeee! Błagam, nie krzywdź mnie! Ja nie chciałam! Naprawdę nie chciałam! Proszę, proszę, nie krzywdź mnie!
Podczas gdy mała osóbka płaczliwie wymawiała swoje błagania, ja przyjrzałam się jej uważnie. Była to drobna, na oko dziesięcioletnia dziewczynka. Miała jasną karnację i blond włosy związane w dwie kitki. Oczy ukryte miała pod mocno zaciśniętymi powiekami. Zbierało jej się chyba na płacz. Przyłożyłam dwa palce do swojej skroni, masując ją lekko i wzdychając ciężko. Czułam, że jak mi się tutaj rozryczy, to głowa zacznie mnie boleć. Z resztą już zaczynała nieprzyjemnie pulsować.
- Hej, uspokój się! – powiedziałam głośno, żeby przebić się jakoś przez jej krzyki. Zamilkła niemal natychmiast. Spojrzała na mnie uważnie, pociągając cicho nosem. Wpatrywałam się w nią nie wiedząc za bardzo co robić. – Wyłaź – powiedziałam w końcu krótko.
Kiedy zrobiła to, o co ją prosiłam, albo raczej co rozkazałam jej zrobić, od razu próbowała uciec, ale w porę chwyciłam ją za kołnierzyk różowej sukienki i pociągnęłam w tył. Po krótkiej walce z grawitacją przewróciła się i spojrzała na mnie z wyrzutem. Bezczelne dziecko! Wkradło się tutaj, stłukło Bóg wie ile warty podstawek, a teraz jeszcze śmie tak na mnie spoglądać!
- Dlaczego to zrobiłaś? Boli – powiedziała cicho, wstając i trąc sobie pupę.
- Kim jesteś i jak się tu dostałaś? – zapytałam, mierząc ją wzrokiem. Skupiła się na mnie i uśmiechnęła uroczo.
- Nazywam się Dolores Fenne, po prostu tutaj weszłam – odpowiedziała z dziecinną prostotą. Przyglądając się jej nie byłam nawet w stanie określić, czy jest demonem, czy też nie. Nie wyglądała na niego, ale przecież przeszła przez barierę!
- Co taka mała dziewczynka robi tutaj zupełnie sama? – mruknęłam, mrużąc podejrzliwie oczy.
- Mój dom jest niedaleko stąd. Poszłam na spacer i z daleka zobaczyłam ten zamek. Miałam nadzieję, że mieszka tutaj śliczna księżniczka. No, ale znalazłam tylko panią… - powiedziała niewinnie.
A ja naprawdę myślałam, że zaraz się wścieknę. Co to miało znaczyć „tylko panią”?! Że niby nie nadawałam się na śliczną księżniczkę?! Zgrzytnęłam jedynie zębami. Nie, żeby mi na tym zależało, ale… Gdyby to powiedział Akija, wyczuwałabym w tym silną złośliwość. Dziewczynka na pewno nie miała w zamiarze mnie obrazić, prawda? Odetchnęłam głęboko.
- Zapewnie powinnaś już wracać do domu. Rodzice będą się o ciebie martwili – mruknęłam, ciągnąc ją za ramię do wyjścia. Zaparła się nogami.
- Jestem zmęczona. Mogę się napić? – zapytała uroczo, patrząc na mnie wielkimi, niebieskimi oczami. Zaklęłam pod nosem. Właściwie nigdy nie przepadałam za małymi dziećmi. Uważałam je za wyjątkowo uciążliwe stworzenia, a teraz gdy byłam demonem, chyba się to we mnie nasiliło.
- Chodź – rzuciłam krótko, idąc w stronę kuchni.
Na miejscu usiadła sobie wygodnie, czekając aż podam jej sok. Gdy go dostała, zapytała mnie również o coś do jedzenia. Naprawdę nie wiem, dlaczego zrobiłam jej te przeklęte kanapki. Chyba ostatki dobrego serca się we mnie odezwały. Albo fakt, że sobie samej też musiałam zrobić śniadanie. Kiedy sama skończyłam jeść, niecierpliwie czekałam, aż dziewczynka również się naje, by jak najszybciej móc się jej stąd pozbyć. Była mi wyjątkowo nie na rękę. Niestety gdzieś w międzyczasie zaczęło padać i mała stwierdziła, że w takim deszczu nie może wracać do domu. Byłam prawie pewna, że moje oczy ciskają piorunami…
I w ten właśnie sposób zyskałam towarzyszkę. Warto jednak zaznaczyć, że dość kłopotliwą. Dowiedziałam się, że ma osiem lat i jest demonem – sama mi się do tego przyznała, gdy zauważyła czerwień moich tęczówek. Była bardzo żywiołowa i co chwila znikała mi z oczu, co bardzo mi się nie podobało. Ponad to wciąż narzekała, że jej się nudzi i chciała się ze mną bawić w chowanego lub ganianego, podczas gdy ja miałam zamiar zrobić serię ćwiczeń, które nadawały się do wykonania w domu. Blondynka zadawała mi też naprawdę dużo pytań, które w większości ignorowałam i to wcale nie dlatego, że nie znałam odpowiedzi. Były po prostu męczące i wiedziałam, że gdybym zaczęła częściej odpowiadać, ona więcej by ich wymyślała.
- A ta pani, która lata przy tobie? – zapytała w końcu, patrząc mi uważnie nad głowę, gdzie spokojnie wisiała Death. Uniosłam brew i westchnęłam cicho.
- To duch – rzuciłam od niechcenia.
Oczywiście to wywołało falę następnych pytań typu dlaczego się mnie trzyma, jak ma na imię, ile ma lat… Ani ja, ani mój stróż nie chciałyśmy odpowiadać. Miałam z resztą wrażenie, że im więcej pojawiało się pytań, tym szybciej dziewczynka o nich zapominała i przechodziła do wykonywania innej czynności. Ot, tak po prostu. Nie mniej jej głos, chwilami bardzo piskliwy, działał niekorzystnie na stan mojej głowy, która pobolewała nieprzyjemnie. Nie trudno więc domyślić się z jaką ulgą przyjęłam fakt, że Dolores w końcu zasnęła. W pierwszej chwili nawet tego nie zauważyłam, bo akurat dość umiejętnie ją ignorowałam, ale zrobiło się dziwnie cicho i to mnie zaciekawiło. Spojrzałam na miejsce obok siebie. Blondynka najwidoczniej poczuła się znudzona, bo usnęła na siedząco.
Muszę powiedzieć, że w tamtej chwili, kiedy jej twarz była taka spokojna i przede wszystkim jej usta nie wytwarzały żadnych dźwięków, wydała mi się naprawdę śliczną dziewczynką. Uśmiechnęłam się nawet pod nosem i drgnęło we mnie coś na kształt chęci opieki nad nią. Dlatego też ułożyłam ją powoli do pozycji leżącej i znalazłam jakiś koc, którym  przykryłam ją po samą brodę. Wtuliła się zaraz w swoje okrycie, robiąc przy tym naprawdę słodką minę. Pomachałam tylko głową z niedowierzaniem do siebie samej i podniosłam się, by tuż obok kanapy zrobić parę ćwiczeń. Jej urok aż tak na mnie nie zadziałał, bym chciała zaryzykować i zostawić ją samą choćby na kilka minut.
Jej sen zaczął mi przeszkadzać dopiero w chwili, gdy byłam już po treningu, robiło się naprawdę późno, a ja byłam zmęczona i chciałam się jej stąd pozbyć. Nie mogłam jednak przejść przez barierę, by ją odprowadzić do domu, a na zewnątrz zrobiło się już ciemno. Demon czy nie, to wciąż było tylko dziecko. Nie wiedziałam co mam zrobić. Jej rodzice na pewno będą się o nią martwili. A nie będą mogli tutaj po nią wejść, jeśli mój wniosek odnośnie tego, że tarcza nie działała jedynie względem dzieci była słuszna.
Poza tym jej rodzice musieli być demonami, skoro ona również nim była. Nie miałam pojęcia, co i czy w ogóle coś o mnie wiedzą, a tym samym nie mogłam być pewna, czy nie stanowią dla mnie jakiegoś zagrożenia. Może byli na balu, skoro ich dom jest niedaleko stąd? Koniecznie musiałam zganić Akiję, że nie powiedział mi o takich sąsiadach. Kto wie, może jeszcze jakaś rodzinka mieszkała gdzieś obok?
Tak czy inaczej problem dziewczynki nadal pozostawał, a ja czułam się coraz bardziej senna i nie bardzo wiedziałam co z tym fantem zrobić. W końcu usiadłam sobie przy jej nogach i starałam się utrzymać oczy otwarte. Nie było to zbyt łatwe, ale przez jakiś czas dawałam radę. Im bliżej jednak byłam krainy marzeń, tym częściej powtarzałam swojemu duchowi, by w razie czego mnie obudził. Nawet nie wiem, w którym dokładnie momencie odpłynęłam, ale długo nie dano mi pospać. Zaledwie chwilę po tym jak zamknęłam oczy, obudził mnie głośny krzyk. I to wcale nie Death, a Dolores.
- Dzień dobry!
Otworzyłam szeroko oczy, od razu napotykając na jej, niebieskie. Wisiała nade mną z szerokim uśmiechem, drąc mi się niemal do ucha swoim wysokim głosem. Wyglądało na to, że dopiero co się obudziła. Mimo to jej włosy wciąż były nienagannie ułożone i sprawiała wrażenie rześkiej, i wyspanej. Nienaruszona jak porcelanowa laleczka. Nawet sukienki nie miała pogniecionej.
Przetarłam twarz, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem połamana od spania na siedząco. Kiedy się prostowałam, słyszałam kilka chrzęśnięć w kręgosłupie. Jęknęłam cicho. Przeklęte dziecko! Spojrzałam na dziewczynkę dość chłodno, ale ona wcale się mną nie przejmowała – zamiast tego biegała już wesoło wokół kanapy, na której obie spędziłyśmy noc i chyba udawała samolot. Wodząc za nią wzrokiem natrafiłam na zegarek. Świetnie! Nie dość, że spałam niewygodnie, to jeszcze krótko, bo dopiero co dochodziła szósta, a ostatnią zarejestrowaną przeze mnie godziną była druga w nocy. Co jest nie tak z tymi dzieciakami, że tak wcześnie się budzą?!
- Słuchaj, zrobimy tak – odezwałam się do niej, co niemal od razu zatrzymało ją w miejscu i skupiło na mnie jej wzrok. - Zjesz śniadanie, które łaskawie ci zrobię i wrócisz do swojego domu. Pogoda jest śliczna, słońce już wstało, a twoi rodzice na pewno się martwią, więc nie wymyślaj powodów, dla których miałabyś tu zostać – powiedziałam, nie pozwalając jej nawet dojść do słowa, choć otwierała już usta.
Pociągnęłam ją za rękę do kuchni, zgodnie z obietnicą zrobiłam jej coś do jedzenia i czekałam aż skończy. Sama nie byłam jeszcze głodna, poza tym przygotowanie czegoś dla nas obu zajęłoby mi więcej czasu. Dolores ociągała się okropnie, więc ponaglałam ją co chwila, ale nic sobie z tego nie robiła. Z resztą ona w ogóle nic sobie nie robiła z tego, co do niej mówiłam! Bezczelne, małe, okropne…
- Skończyłam – powiedziała, odwracając głowę w moją stronę.
- Świetnie. – Aż klasnęłam w dłonie z radości. - Odprowadzę cię kawałek w stronę bramy, dalej pójdziesz sama – mruknęłam, wstając ze swojego miejsca.
Nie wyglądała na zadowoloną, ale nie sprzeciwiała się o dziwo. Najwidoczniej zdawała sobie sprawę z tego, że naprawdę musi wracać do siebie. Ale kiedy tylko wyszłyśmy na zewnątrz, stanęła jak wryta, a później jednym susem schowała się za moimi nogami. Jako, że nie spuszczałam z niej oka nawet na sekundę, w pierwszej chwili nie miałam pojęcia o co jej chodzi. Dopiero gdy wzrokiem powiodłam przed siebie, w stronę bramy, zorientowałam się co jest na rzeczy.
Otóż tam, tuż przed płotem, stało dwoje ludzi. Wystarczyło spojrzeć na nich nawet z tak daleka, żeby mieć pewność kim są. Piękna, niezbyt wysoka blondynka o kręconych, spływających na ramiona włosach i bystrym spojrzeniu zielonych oczu, oraz o głowę od niej wyższy mężczyzna, smukły, przystojny brunet o błękitnych tęczówkach. Oboje w wieku około trzydziestu lat. Bez wątpienia byli to rodzice małej. Wpatrywali się we mnie z chłodem i wyższością. I nie mogę powiedzieć, że się im dziwiłam – przecież to ze mną było ich dziecko, a nie znali mnie wcale. Bóg jeden wie, co o mnie pomyśleli. Westchnęłam ciężko i chwyciłam dziewczynkę na ręce, bo nie wydawało mi się, by chciała sama się ruszyć z miejsca. Wtuliła się we mnie od razu, jakby bała się tamtej dwójki i kary, jaka ją może czekać za to jak się zachowała. Cóż, ja również czułam tę odpychającą aurę wokół nich, a przecież znajdowałam się dobrych kilkadziesiąt metrów od nich.
W końcu doszłam do bariery. Wiedziałam mniej więcej gdzie jest, więc udało mi się w nią nie uderzyć. Całe szczęście, bo nawet nie chciałam wizualizować sobie, jak głupio by to mogło wyglądać z boku. Oderwałam od siebie Dolores i postawiłam ją na ziemi. Spojrzała na mnie wielkimi oczami. Wyglądała na nie tylko nieco wystraszoną, ale też smutną, więc uśmiechnęłam się do niej lekko. Dobra, niech będzie, że nawet ją trochę polubiłam. W końcu od kilku dni siedziałam tutaj sama, a ona, choć w bardzo upierdliwy sposób, dotrzymała mi jednak towarzystwa i pozwoliła nie myśleć cały jeden dzień o problemach, tajemnicach, wszystkich tych osobach, które pojawiły się w moim życiu i całej reszcie pokręconych spraw. Byłam jej za to naprawdę wdzięczna.
- Rodzice na ciebie czekają – powiedziałam spokojnie.
- Chodź ze mną. Bez ciebie nie chcę tam iść. Będą na mnie krzyczeć – powiedziała, wydymając dolną wargę.
- Nie dziwię im się. Musiałaś im napędzić stracha, tak znikając na całą noc. Ja nie mogę iść dalej.
- Dlaczego? – Och, no i wróciliśmy do strefy pytań. Pogłaskałam ją po głowie.
- Po prostu nie mogę. – Zerknęłam na dwójkę za bramą. Z jakiejś przyczyny nie wchodzili na teren posiadłości po swoją córkę. Może tam też znajdowała się jakaś bariera? – Bądź odważną, grzeczną dziewczynką i wracaj do rodziców. Na pewno nie będzie tak źle, przecież cię kochają i chcą dla ciebie jak najlepiej – mówiłam łagodnie.
Spojrzała mi jeszcze raz w oczy, a ja ponownie uśmiechnęłam się, dodając jej otuchy. Skinęła głową, choć wydało mi się to w ogóle nie w stylu dziecka i odwróciła się na pięcie, po czym puściła się biegiem w stronę bramy. Otwierając ją, zerknęła jeszcze na mnie przez ramię i pomachała mi. Zrobiłam to samo, a później obserwowałam, jak blondynka rzuca się w ramiona swoich rodziców. Nawet stąd mogłam usłyszeć, jak mężczyzna mówi do niej, jak bardzo ich zmartwiła i, że nigdy więcej nie wolno jej samej zapuszczać się tak daleko. Surowo zabronili jej także przychodzenia do mnie i nie zdziwiło mnie to wcale. Bardziej zaskakującym było to, że nazwali mnie wiedźmą…
Nie zamierzałam się jednak nad tym zbytnio zastanawiać. Nie interesowało mnie, co o mnie myślą inne demony. Jak dla mnie mogły mnie nazywać jak chciały, byle tylko nie interesowały się zbytnio moją osobą i nie próbowały żadnych sztuczek względem mnie. Spojrzałam na ducha nad swoją głową i westchnęłam cicho.
- No, Death. Zdaje się, że znów jesteśmy same… - mruknęłam, ruszając z powrotem do zamku. Miałam zamiar położyć się wygodnie w swoim łóżku i wyspać porządnie.

3 komentarze:

  1. Czekałam, czekałam i się doczekałam :) Rozdział jak zwykle świetny. Zastanawiam się kto wołał Death. Znów zacznę tworzyć irracjonalne teorie spiskowe. Chyba mam to we krwi XP I znowu nie będę mogła spać po nocach :( Pociesza mnie jedynie zaszczytny, pierwszy komentarz ha ha :D Pozdrawiam i z utęsknieniem czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział ci się podobał. Sama się zastanawiam, kto mógł ją wołać, hahahaha :P Powiem ci, że nie ma większego zaszczytu dla pisarza, jak usłyszeć od kogoś, że działa na jego wyobraźnię :D Cieszę się więc, że tworzysz teorie spiskowe ;) A czy irracjonalne - kto wie. Może coś z twoich przypuszczeń się sprawdzi? :D
      Również pozdrawiam i postaram się dodać nowy rozdział jak najszybciej.

      Usuń
    2. Czytelniczka :D24 maja 2014 00:53

      Gdzie kolejny rozdział? :( Miałaś dodawać częściej, ale znów ci coś nie idzie... Nie mniej mam nadzieję, że będziesz miała wciąż czytelników :) Nie rozumiem, czemu masz ich tak niewielu, skoro piszesz tak dobrze, a sweet blogaski mają po 20 lub więcej... To naprawdę jest niesprawiedliwe :( W każdym razie mam nadzieję, że w końcu będziesz miała na tyle weny/czasu/chęci (niewłaściwe wykreśl), żeby dawać nowe rozdziały co dwa tygodnie.
      Pozdrawiam cię serdecznie :)

      Usuń