No, a teraz czas na rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba :) Chciałam też poinformować, że prawdopodobnie przyspieszę nieco z dodawaniem kolejnych postów, bo kopnęła mnie wena i wiem już jak to sobie poukładać (przynajmniej do pewnego momentu). Coraz bardziej będę co prawda odbiegała od tematyki Shaman King, ale nigdy w pełni się od tego nie oderwę. No, ale dość gadania! Zapraszam do czytania!
********************************************************************
„Czasem koniec oznacza nowy
początek”
- Chyba się budzi… - usłyszałam cichy głos, który niejako wyrwał mnie z
letargu.
W uszach świszczało mi niemiłosiernie, a moje ciało było całe obolałe,
ale szybko zauważyłam, że przynajmniej zniknęło to potworne gorąco, które
towarzyszyło mi wcześniej.No właśnie… Płomienie, głos kobiety, czarne
przestrzeń i wypełniona dziwną substancją studnia - jedną falą spłynęły na mnie
wszystkie wspomnienia. Usiadłam gwałtownie na łóżku i od razu tego pożałowałam.
Syknęłam głośno. Głowa naprawdę mnie bolała i miałam wrażenie, że zaraz coś mi
ją rozsadzi.
- Karmen, spokojnie. Połóż się, powinnaś odpocząć. – Z jakiegoś powodu
nie byłam w stanie rozpoznać głosu osoby, która się do mnie zwracała, a powieki
miałam tak ciężkie, że nie mogłam otworzyć oczu. Wiele wysiłku wymagało ode
mnie zrobienie tego, ale w końcu ledwo co je rozchyliłam. Spojrzałam krzywo na
medyka pochylającego się nade mną.
- Co… - odezwałam się, chcąc o coś zapytać. W jednej chwili zrezygnowałam
jednak z tego pomysłu. Mój głos… zdecydowanie nie był mój! – Co do… -
Spróbowałam ponownie, ale kolejny raz usłyszałam nie to, co powinnam.
- Karmen, uspokój się. To… Mistrz zaraz wszystko ci wytłumaczy bo ja… sam
nie bardzo rozumiem. Ale cieszę się, że już jesteś z nami – powiedział
mężczyzna, patrząc na mnie uważnie.
- A niby gdzie byłam? – zapytałam unosząc brew. Starałam się przyzwyczaić
do nieco bardziej kobiecego i niższego głosu, którym w tej chwili dysponowałam,
choć zupełnie nie orientowałam się w tym co się dzieje.
- Właściwie nigdzie. Ale byłaś nieprzytomna przez prawie miesiąc… Szczerze
mówiąc bałem się, że nie przebudzisz się już w ogóle…
Nie słuchałam już dalej tego, co mężczyzna ma do powiedzenia. Po głowie
tłukły mi się wciąż te dwa słowa - prawie miesiąc. Boże drogi, jak to?Co się
znów takiego stało?! Miałam totalny mętlik w głowie, który wcale nie pomagał mi
pozbyć się jej bólu. Potarłam palcami o skronie, szukając w tym ukojenia, ale
na niewiele się to zdało.
- Gdzie jest Hao? – przerwałam mu w końcu. W tej samej chwili zdałam
sobie sprawę z tego, że czuję się zupełnie inaczej. Jakby silniejsza i to nie
tylko pod względem fizycznym, ale również psychicznym. Czy to możliwe?
- Zaraz po niego pójdę – odpowiedział cicho. Podał mi tacę z miską i
kubkiem. - Masz tu trochę wody i coś do zjedzenia. – Po tych słowach wstał z
krzesła i spojrzał na mnie z dziwną mieszanką uczuć na twarzy. Sama nie
wiedziałam, czy pozytywnych, czy raczej negatywnych. Nie mniejuśmiechnął się
jakby pocieszająco, choć był to bardzo wymuszony grymas, po czym wyszedł.
Rozejrzałam się wokół, zupełnie nie zainteresowana zapełnieniem swojego
żołądka. Dopiero teraz zauważyłam małego chłopca stojącego obok łóżka. Opacho
patrzył na mnie swoimi wielkimi, czarnymi oczami jakby z nutką przerażenia.
Chciałam jakoś łagodnie na niego spojrzeć, ale chyba mi nie wyszło bo byłam
pewna, że wstrzymał oddech.
- Wszystko w porządku? – zapytałam cicho. Byłam przekonana, że widzę, jak
jego ciałko drży. Naprawdę się bał? Być może, bo bez słowa i nieco
przyspieszonym krokiem opuścił namiot.
Spojrzałam za nim niewiele z tego rozumiejąc, ale nie poświęciłam sobie
wiele czasu na myślenie o tym, co mu się stało. Zamiast tego odkryłam się i
usiadłam na brzegu łóżka. Nie byłam pewna czy po miesiącu leżenia będę
wiedziała jak się chodzi i czy przypadkiem nie padnę jak kłoda, więc bardzo
ostrożnie dotknęłam stopami ziemi. Podpierając się o łóżko, starałam się wstać.
Nie wiedziałam, czy powinnam się temu dziwić, ale jak się okazało nie miałam żadnego
problemu z tym, by bez podparcia ustać na nogach. Tak samo z resztą jak ze zrobieniem
kilku kroków na przód. Ponownie rozejrzałam się wokół. Mój wzrok przyciągnęło
lustro i sama nie wiedziałam dlaczego, ale miałam wielką ochotę się w nim
przejrzeć. Podeszłam więc do niego powoli i nieśmiało spojrzałam na swoje
odbicie. Gdy je zobaczyłam oddech zatrzymał mi się w połowie drogi. Chciałam
krzyknąć, ale zamiast tego przyłożyłam jedynie dłoń do ust, które rozchyliły
się nieco.
Pierwszym co zobaczyłam, była para czerwonych oczu, która się we mnie
wpatrywała. Chociaż szczerze mówiąc nie byłam nawet pewna, czy one w ogóle należą
do mnie, bo ani trochę nie poznawałam dziewczyny, która się mi przyglądała.
Granatowe włosy zostały zastąpione czarno-fioletowymi, twarz stała bardziej
pociągła, przez co wydawała się należeć do dwudziesto-paroletniej kobiety. Sylwetka była szczuplejsza, kobiece kształty
bardziej zaznaczone. Jeśli to naprawdę byłam ja, to wiedziałam już dlaczego
Opacho tak dziwnie się zachowywał.
Stanęłam bokiem do lustra, starając się uwierzyć w to, co widzę. Bo o
rozumieniu tej sytuacji nie było nawet mowy. Zmiana ciała wybiegała daleko poza
możliwość mojego pojmowania rzeczywistości. Nie mogłam oderwać od siebie wzroku
i wiedziałam, że trochę czasu zapewnie minie, nim się do tego przyzwyczaję.
Usłyszałam szelest namiotu, który zmusił mnie do spojrzenia za siebie. Gdy
odwróciłam się, zauważyłam Asakurę stojącego przy wejściu. Przyglądał mi się
chwilę, po czym westchnął cicho i ciężko.
- Mów – powiedziałam krótko.
- Myślę, że nie ma sensu ukrywać tego dłużej… Zwłaszcza, że teraz Daimon
jeszcze bardziej chce cię dla siebie – zaczął, robiąc kilka kroków w moją
stronę. – Karmen, jesteś demonem. To, co ostatnio się wydarzyło, z tego co
zostało mi wytłumaczone, było twoją śmiercią i narodzinami zarazem – powiedział,
po czym zamilkł, najwyraźniej chcąc dać mi chwilę na przetrawienie tej
informacji.
I bardzo dobrze zrobił, bo w tej chwili nie wiedziałam nawet jak się
nazywam. Zalała mnie fala pytań o tysiące różnych rzeczy. Czy moi rodzice też
byli demonami i czy wujek wiedział, kim… czym jestem? Czy jestem w jakiś sposób
spokrewniona z tymi, których poznałam? Czego chce ode mnie białowłosy, skoro
jestem jedną z nich? Skąd Hao wiedział, że jestem demonem? Zawirowało mi w i
tak bolącej głowie.
- Dlaczego… wyglądam inaczej? – zapytałam cicho. Nie było to może
najważniejsze z moich pytań, ale na pewno chciałam to wiedzieć.
- Twój dawny wygląd jest twoim właściwym, prawdziwym wcieleniem. To
ciało, które posiadasz teraz, to tylko jedna z możliwości. Gdy opanujesz już
swoje nowe umiejętności, będziesz mogła się zmieniać tak często, jak będziesz
chciała – powiedział spokojnie brązowowłosy.
- Nowe umiejętności? – podłapałam od razu.
- Tak. Nie wiem jaka jest pełnia twojej mocy, ale zapewniam cię, że
paleta tego co potrafisz znacznie się rozszerzyła.
- Od jak dawna wiedziałeś? – zapytałam nieco drżącym głosem.
- Od początku – przyznał.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- A uwierzyłabyś?
- Nie wiem! I ty też nie wiedziałeś! Powinieneś był mi powiedzieć! –
krzyknęłam. Westchnął cicho, patrząc na mnie spod półprzymkniętych powiek.
- Może powinienem spróbować, ale tego nie zrobiłem. W ostateczności i tak
się dowiedziałaś, więc o co tyle hałasu?
Zamilkłam w jednej chwili i po kilku głębszych wdechach opanowałam
wzbierającą we mnie złość. Właściwie Hao był tylko wymówką do tego, by dać jej
upust. Sama nie wiem gdzie znajdowało się źródło, ale czułam wściekłość, gdy
myślałam o obecnym stanie rzeczy. Ja demonem? To było takie dziwne i tak dla
mnie obce.
- A ten białowłosy? Widziałam go, gdy leżałam w płomieniach – rzuciłam.
- Widziałaś… - mruknął pod nosem, patrząc na mnie uważnie. Pomachał lekko
głową, jakby wyrzucając z niej jakąś myśl i ponownie na mnie zerknął. –To
właśnie Daimon.
- Znasz go?
- Można tak powiedzieć…
- I o tym też mi nic nie powiedziałeś. Pięknie… Masz może jeszcze jakieś
tajemnice? Chętnie się dowiem – powiedziałam sykliwie. – Z resztą nie, lepiej
daj sobie spokój. Mam dość. Ciebie i tego całego bałaganu – rzuciłam, ruszając do wyjścia szybkim krokiem.
Gdy przechodziłam obok niego, chwycił mnie boleśnie za rękę. Spojrzałam
na niego tak wściekle, jak tylko mogłam i wyglądało na to, że zrobiłam coś
jeszcze, bo syknął cicho i szybko zabrał ode mnie dłoń. Nie miałam jednak zamiaru
się nad tym zastanawiać i po prostu wyszłam, ruszając przed siebie. Miałam dość
kłamstw, zatajania prawdy i tego, że prawie nic już nie wiedziałam o samej
sobie. Ileż można to znosić? Ja robiłam to zdecydowanie zbyt długo.
Weszłam między drzewa, sama nie wiedząc dokąd idę. Choć wydawało mi się,
że jest chłodno, a ja miałam na sobie jedynie bluzkę z krótkim rękawem i luźne,
dresowe spodnie, wcale nie było mi zimno. Śnieg, którego pozostałości
spotykałam na swojej drodze topił się jak szalony pod moimi stopami. Wyglądało
więc na to, że podwyższona temperatura ciała to jedna z tych moich nowych
„umiejętności”. Zastanawiałam się, czy działa to jedynie w przypadku, gdy
jestem wściekła. W sumie od złości zaczęła się cała ta moja przemiana, prawda?
Zapewne dalej marnowałabym swój czas na myślenie o tym, gdyby nie to, że
w końcu dotarłam do jakiegoś miasteczka. Mało tego – było ono pełne szamanów,
obok których unosiły się, lub szły duchy. Zdziwiłam się nawet, że nie poczułam
wcześniej ich foryoku. Chyba byłam zbyt rozkojarzona. Tak czy inaczej byłam ciekawa
gdzie jestem, więc w końcu zatrzymałam jakąś dziewczynę przechodzącą obok mnie,
by się tego dowiedzieć. Gdy tylko zadałam pytanie, spojrzała na mnie jak na
ufoludka.
- A ty co? Z choinki się urwałaś, czy naćpałaś się czymś? Przecież
jesteśmy w Dobie Village! - odpowiedziała mi niezbyt przyjemnie, oburzona
faktem, że nie wiem czegoś tak oczywistego. Wyminęła mnie i ruszyła dalej z
wysoko podniesioną głową.
Szczerze mówiąc czułam się właśnie, jakbym była pod wpływem czegoś bliżej
nieokreślonego i wciąż nie miałam bladego pojęcia gdzie jestem, bo nazwa tego
miasta zupełnie nic mi nie mówiła. Westchnęłam głośno patrząc na plecy tej
nieprzyjemniej dziewczyny i życząc jej przynajmniej skręcenia kostki na
najbliżej dziurze, po czym ruszyłam przed siebie. Po drodze mijałam wielu ludzi
z duchami obok i całe mnóstwo bardzo drogich sklepików. Nie czułam się jednak w
pełni swobodnie, bo byłam w stu procentach przekonana, że jestem obserwowana,
ale bardzo długo nie mogłam znaleźć osoby, która tak bacznie mi się przyglądała.
Dopiero gdy mężczyzna w masce o długich, brązowych włosach zechciał mi się
pokazać, udało mi się go dostrzec na dachu jednego z budynków. Patrzył na mnie
jeszcze chwilę, gdy już go namierzyłam, a później jakby rozpłynął się w
powietrzu. Rozejrzałam się w poszukiwaniu go, ale nic to nie dało. Po prostu
zniknął.
Po raz kolejny westchnęłam i postanowiłam ruszyć dalej starając się za
dużo nie myśleć o tym, kto to do cholery znów był. W sumie nic godnego uwagi
tutaj nie było, były dwie rzeczy, które zdecydowały o tym, że wciąż szłam przed
siebie. Pierwszą było to, że nie miałam najmniejszej ochoty wracać do tego
zakłamanego chama, jakim bezsprzecznie był Hao, a drugim fakt, że po cichu liczyłam
na znalezienie Yoh w tym mieście. Nie wiem skąd przyszła mi taka myśl do głowy,
ale skoro otaczało mnie tulu szamanów może jest jakiś cień szansy, że go tu
znajdę? A razem z nim Morty’ego i całą resztę…
Słońce już zachodziło, kiedy dałam sobie spokój z dalszymi
poszukiwaniami. Nie miałam pieniędzy, ale mimo tego weszłam do jakiegoś budynku
z nadzieją, że uraczą mnie chociaż szklanką wody. I zwyczajnie nie mogłam
uwierzyć w swoje własne szczęście. Oto przy jednym ze stołów siedział
brązowowłosy wraz ze swoimi przyjaciółmi. Mało tego – gdy tylko weszłam
spojrzał na mnie ze swoim zwyczajowym uśmiechem i… nie rozpoznał mnie. W pierwszej
chwili nie wiedziałam dlaczego, ale szybko przypomniałam sobie, jak teraz wyglądam
i niemal się na tę myśl skrzywiłam. W kolejnej sekundzie chciałam do nich
podjeść i powiedzieć im, że to ja, ale zawahałam się. Musiałabym im wyjaśnić,
dlaczego wyglądam inaczej i przyznać się, że jestem demonem. A nie miałam
zielonego pojęcia jak oni mogą to przyjąć. Zwłaszcza, że nic przecież nie
wiedzieli o istnieniu tych istot, bo nic im z Terrą nie powiedziałyśmy. Psia
krew…
- Czym mogę służyć? – odezwał się zza lady rosły szaman, który to zmusił
mnie do spojrzenia w swoją stronę.
- Słucham? Och… No tak – powiedziałam nieco nieprzytomnie. - Chciałam
zapytać, czy mogę prosić o szklankę wody. Nie mam żadnych pieniędzy, ale chodzę
po okolicy już od kilku godzin i…
- Szklanka wody kosztuje tylko sto pięćdziesiąt jenów – mruknął, nim
jeszcze skończyłam mówić. Dziwnym trafem przerwał mi dokładnie w momencie,
kiedy podniosłam na niego wzrok i nasze spojrzenia się skrzyżowały. No tak,
czerwone tęczówki były raczej dziwnym i rzadko spotykanym zjawiskiem.
Zmarszczyłam brwi.
- Powiedziałam przecież, że nie mam pieniędzy.
- Przykro mi, nie robimy wyjątków.
- Słucham?
- Radzę poszukać innego miejsca, bo nie są tu mile widziane pewne osoby.
- Co za bezczelny…
- Ja zapłacę. Proszę jej dać tę szklankę wody – usłyszałam obok siebie.
Spojrzałam na Yoh ze zdziwieniem. On również na mnie zerknął. Przemknęło mu
zdziwienie po twarzy, ale zaraz potem uśmiechnął się sympatycznie.
- Hej, jestem Yoh – powiedział. Bliska byłam przedstawienia się mu, ale w
porę ugryzłam się w język.
- Dziękuję za wodę… - mruknęłam za to cicho. Naprawdę nie byłam chyba
gotowa mówić komukolwiek o tym, że jestem… tym czymś. Sama jeszcze nie
przywykłam do tej myśli i wciąż nieco brzydziłam się tego. Potrzebowałam czasu,
a ile – tego nie byłam pewna.
- Nie ma za co. Chcesz się przysiąść? – zapytał uprzejmie. Naprawdę byłam
rozdarta, bo bardzo chciałam, ale coś mi mówiło, że zwyczajnie nie powinnam.
- Wydaje mi się, że muszę już wracać, więc…
- Jesteś pewna, że nie dasz się namówić na chwilę?
- Naprawdę muszę już iść.
- No dobrze. Może jeszcze kiedyś się spotkamy! – Po tym wesoło
wypowiedzianym zdaniu odwrócił się i odszedł wracając do swojego stolika.
Wpatrywałam się w niego ze zdumieniem i pomachałam z niedowierzeniem
głową. Nie umiałam zrozumieć jak on potrafi być taki pogodny
i miły dla wszystkich. Przecież nie wiedział tak naprawdę kim jestem i czy z
mojej strony nie płynie jakieś zagrożenie. Mimo tego był otwarty i wesoły jak
zawsze. Odwróciłam się w stronę szamana za ladą i chwyciłam w dłoń szklankę z
wodą, którą mi podał. Zastanawiało mnie co miał na myśli mówiąc, że nie są tu
mile widziane pewne osoby. To brzmiało zupełnie jakby wiedział, kim jestem. Kiedy
tak o tym pomyślałam to zupełnie odechciało mi się pić, więc pociągnęłam
jedynie kilka małych łyków i odstawiłam szkło na bok. Skinęłam głową w podzięce,
choć mężczyzna wcale na to nie zasłużył i oglądając się na wiadomy stolik,
opuściłam lokal.
Na dworze zdążyło już nieco ściemnieć, więc zdecydowałam się faktycznie
wrócić do obozu. Może nie byłam zbytnio zmęczona, ale za to poczułam się nieco
głodna, a nie miałam nic, by móc kupić sobie coś dobrego tutaj. Zwłaszcza z
tymi chorymi cenami. Tak czy inaczej trochę zajęło mi dojście na miejsce, bo i
specjalnie się nie spieszyłam. Pogoda była ładna, a spokój jeszcze nikomu nie
zaszkodził.
Gdy już znalazłam się między namiotami, spotkałam się z interesującym
zjawiskiem. Wszyscy patrzeli na mnie jakby zobaczyli właśnie jakiegoś potwora –
którym swoją drogą chyba byłam - i jakby z nutką lęku – co teoretycznie było
uzasadnione, choć jeszcze nikomu nie zrobiłam krzywdy. Nie dało się przed nimi
ukryć tego kim jestem, bo wszyscy byli przecież świadkami wydarzeń z tamtego
dnia miesiąc temu. I sama nie wiedziałam, czy to przypadkiem o mnie źle nie
świadczy, ale wolałam spojrzenia przepełnione strachem niż te poprzednie pełne
pogardy.
- Gdzieś ty była? – W pierwszej chwili nie zauważyłam Hao, który wstał od
ogniska i podszedł do mnie zamaszystym krokiem. Chciał mnie chyba dotknąć,
chwycić lub uderzyć, bo wykonał taki ruch ręką, ale w ostateczności nie odważył
się tego zrobić, zapewne nauczony doświadczeniem.
- Zdaje mi się, że to nie jest twój zakichany interes – odpowiedziałam,
mierząc go chłodnym spojrzeniem.
- Póki znajdujesz się w moim obozie, to jest mój interes.
- Jeśli bardzo sobie tego życzysz, mogę stąd zniknąć. Teraz kiedy wiem
kim, a raczej czym jestem nie będę miała większego problemu z poradzeniem sobie
z tobą, gdy staniesz mi na drodze, prawda?
- Wciąż wiem o tobie więcej, niż ty sama masz o sobie pojęcia –
stwierdził.
- Doprawdy? W takim razie racz mi opowiedzieć.
- Każda nowa informacja będzie nagrodą za posłuszeństwo – powiedział z
cwanym uśmiechem na twarzy.
Spojrzałam na niego z nutką wściekłości. Tak chciał to rozegrać? Cholera,
znalazł na to dobry sposób. Zbyt byłam ciekawa tego, co on wie, żeby móc sobie
pozwolić na odejście bez tych informacji. Wiedziałam jednak, że teraz nie
ośmieli się on robić ze mną rzeczy, które wcześniej były na porządku dziennym.
Nie teraz, kiedy już wiedziałam o płynącej w moich żyłach krwi demonów. Po tej
całej przemianie, którą przeszłam, czułam się znacznie silniejsza fizycznie
oraz fizycznie i chyba rzeczywiście taka byłam. Z kolei on, czy tego chciał czy
nie, wciąż pozostawał jedynie piekielnie dobrym szamanem.
- W porządku… - zaczęłam cicho. - Ale pamiętaj, że nie jesteś jedyny na
tej szachownicy, a ja przestałam być zwykłym pionkiem – powiedziałam,
uśmiechając się z nutką złośliwości. Czułam się tak samo wygrana jak i on.
Uniósł brew do góry, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem widząc jego minę,
po czym minęłam go. Jednak gdy tylko znalazłam się już w namiocie zadałam sobie
w myślach jedno, dość istotne pytanie – kim ja się stałam? W ogóle nie
poznawałam swojego zachowania. Przed tym całym cyrkiem w życiu bym się tak do
niego nie zwróciła. Wyglądało więc na to, że prócz nowego wyglądu i
umiejętności, zyskałam też nowe cechy charakteru i dopiero miało się okazać czy
je polubię, czy nie. Usłyszałam szmer za plecami i aż za dobrze wiedziałam, że
to Asakura.
- Gdzie my właściwie jesteśmy? Nie… To już wiem. Inaczej – czym jest
Dobie Village? To jakaś wioska szamanów? – zapytałam, nim od zdążył się odezwać.
Milczał chwilę jakby chciał zdecydować czy najpierw powiedzieć to z czym tu do
mnie przyszedł, czy jednak odpuścić sobie i odpowiedzieć na moje pytanie.
- Można tak powiedzieć. To właśnie tutaj będą się odbywały walki szamanów
w kolejnym etapie Turnieju. I myślę, że to odpowiedni moment aby cię
poinformować, że wykluczyłem cię z niego.
- Słucham?! – wrzasnęłam. Ten człowiek chyba naprawdę chciał mnie
wyprowadzić z równowagi i zmusić do popełnienia jakiejś poważnej zbrodni, na
ten przykład morderstwa... A dopiero co się uspokoiłam!
- Nie wiadomo jakie będą twoje nowe umiejętności. Mogłabyś w
niekontrolowany sposób zniszczyć połowę tego miasteczka i nawet byś się nie
zorientowała. Byłabyś zagrożeniem dla wszystkiego, co jest wokół ciebie…
- Nie pieprz! W ogóle mnie nie znasz! Umiem nad sobą panować!
- Doprawdy? To spójrz, jak trawa pod twoimi stopami płonie.
Zgodnie z jego słowami spojrzałam w dół. Rzeczywiście – wokół mnie był
wypalony do zera okrąg o średnicy jakichś czterdziestu centymetrów i wydawał
się rosnąć. Spojrzałam wściekle na brązowowłosego i wydałam bliżej nieokreślony
dźwięk, by choć w ten sposób dać upust swojej złości.
- Do czasu, gdy nie nauczysz się tego kontrolować, twoje wszystkie
zdolności uzależnione są od twojego nastroju. Akurat to dzieje się, gdy jesteś
wściekła. Każdy demon ma przypisany sobie żywioł. Twoim jest ogień, ale z
innymi też jesteś połączona. Zdaje mi się, że masz nawet większe umiejętności,
bo prócz tego jesteś szamanką i poznałaś tajemnicę Gwiazdy Jedności, ale nie
jestem tego pewien.
Gdy go słuchałam, stopniowo uciekała ze mnie złość i wzrastała ciekawość
nowymi informacjami. Już po tych kilku zdaniach mogłam stwierdzić, że demony są
bardziej skomplikowanymi kreaturami, niż mogłabym się tego spodziewać po tym co
czytałam na ich temat w książkach. Ciekawa byłam jedynie czy tak jak te
fikcyjne, pragną krwi…
- Musisz nauczyć się nad tym panować, żeby nie stanowić zagrożenia dla
innych i samej siebie.
- Od kiedy martwisz się o innych, co? – sapnęłam.
- Sądziłem, że ty się martwisz – powiedział, mrużąc oczy. Nie
odpowiedziałam.
- Wiesz jak mi w tym pomóc? – zapytałam po dłuższej chwili.
- Powiedzmy…
- A co z tym białowłosym demonem?
- Podejrzewam, że niedługo będzie chciał cię przeciągnąć na swoją stronę.
Będzie cię mamił tym, że nauczy cię więcej niż ja.
- A nauczy?
Gdy zadałam to pytanie on zamilkł. Chyba się go nie spodziewał z mojej
strony. To zabrzmiało tak, jakbym była gotowa oddać się w ręce tamtych, żeby
tylko dowiedzieć się więcej o swojej naturze. Westchnęłam i pomachałam lekko
głową, nie oczekując już odpowiedzi, której z resztą sama dobrze się
domyślałam.
- Jestem głodna – mruknęłam, postanawiając zmienić temat.
- W porządku. Opacho zaraz ci coś przyniesie.
- On się mnie boi… - powiedziałam cicho, patrząc na niego uważnie. Złapał
moje spojrzenie swoim i chwilę stał bez słowa. – Nie chcę, żeby ktokolwiek go
zmuszał do przychodzenia tu.
- W takim razie sam ci coś przyniosę – stwierdził, wychodząc.
Ja tymczasem usiadłam twardo na łóżku. Sama nie wiedziałam już o czym
powinnam w pierwszej kolejności myśleć. Nie dało się uporządkować w głowie tego
wszystkiego, czego się dowiedziałam. I coraz bardziej zastanawiało mnie, jaką
naprawdę rolę w tym wszystkim miał wujek Kaiso. Czy w ogóle – tak jak mówił –
był ze mną spokrewniony? Jeśli wiedział o mnie to wszystko, co teraz wypływało
na wierzch, dlaczego mi nie powiedział? Kto tak naprawdę zabił moich rodziców?
Pomijając już fakt, że Hao był wtedy dzieckiem tak jak ja, nawet dorosły szaman
nie uporałby się z dwójką demonów. Nie, jeśli mieli jeszcze większe
umiejętności ode mnie. Pomachałam lekko głową. Rozmyślanie o tym wszystkim
nigdzie mnie nie doprowadzi. Muszę wrócić do domu i porozmawiać z Kaiso. To
jedyny sposób by czegokolwiek się dowiedzieć.
- Twoje jedzenie – usłyszałam, a chwilę później zobaczyłam Asakurę
wchodzącego do środka. Podał mi miseczkę wypełnioną gulaszem. Pachniał tak, że
aż mi w brzuchu zaburczało. Zaczęłam więc jeść, ale już po drugim kęsie nie wytrzymałam
z pytaniem, które dręczyło mnie od dłuższej chwili.
- Czy demony potrzebują krwi?
- A czujesz, że jej potrzebujesz? – zapytał z lekkim uśmiechem.
- Nie wiem… - mruknęłam, wsadzając po raz kolejny łyżkę do ust.
- Nie jest ona niezbędna, ale bardzo odżywiająca. I nie ma aż tak dużego
znaczenia, czy należy do zwierzęcia, czy do człowieka. Demony zwykle piją ją,
gdy mają poważne rany, bo pomaga w gojeniu i dodaje sił.
- Czyli nie muszę jej sobie dostarczać regularnie?
- Nie. Chyba, że będziesz chciała.
- Podziękuję. Jakoś nie wyobrażam sobie siebie z kubkiem wypełnionym
krwią… A już tym bardziej wolę nie myśleć o sposobie jej pozyskiwania –
stwierdziłam stanowczo, kontynuując posiłek. On zaśmiał się jedynie cicho i
usiadł obok mnie na łóżku, czekając aż skończę. Pustą miskę odłożyłam gdzieś na
bok. Spojrzałam na niego uważnie.
- Skąd wiedziałeś, że jestem demonem? – zapytałam.
- Od Daimona. Właściwie dowiedziałem się tego przypadkiem, gdy słyszałem jedną
z jego rozmów. Więc gdy tylko dowiedziałem się, też zupełnie przypadkowo, gdzie
jesteś, postanowiłem cię przetransportować do swojego obozu.
- A co wiesz o moich rodzicach?
- Właściwie nic prócz tego, że zginęli.
- Tyle, to i sama wiem… - mruknęłam niezadowolona. – Muszę wrócić do domu
i porozmawiać z Kaise.
- Gdy skończy się turniej to…
- Nie – przerwałam mu. – Chcę tam lecieć jeszcze w tym tygodniu.
Najlepiej jutro.
- Myślisz, że puszczę cię samą teraz, gdy wiem, że czyha na ciebie banda
demonów?
- W takim razie leć ze mną.
- Trwa turniej. Nie wiadomo, w którym momencie dzwonek wyroczni zadzwoni.
- Nie obchodzi mnie to. To moje życie i muszę się czegoś o nim
dowiedzieć. Nie będę na ciebie czekała, rozumiesz? Jutro rano lecę do domu.
Gdzie jest Perlin?
- Nie uwolnię jej.
- Sądzę, że z nowymi umiejętnościami sama dam sobie świetnie radę –
syknęłam wychodząc.
O dziwo nie poszedł za mną, więc uznałam, że się poddał, albo nie wierzy,
że dam sobie radę sama. Tak czy siak zamierzałam spróbować. Ze znalezieniem
spętanej łańcuchami smoczycy nie miałam większego problemu. Trochę zajęło mi
ściąganie z niej tego żelastwa, ale w ostateczności faktycznie się udało. W
kilku miejscach przetopiłam metal, kilka ogniw udało mi się rozerwać ręcznie.
Smok ryknął głośno i byłam pewna, że gotów jest mnie zaatakować, choć podczas
uwalniania stał spokojnie. Znów przypomniało mi się o tym, że teraz wyglądam, a
zapewne również pachnę zupełnie inaczej.
- Perlin! Perlin, to ja! – krzyczałam do niej, wyciągając ręce w obronnym
geście. Chyba dobre dwadzieścia minut zajęło mi uspokojenie jej, a drugie tyle
przekonanie, że jestem osobą za którą się podaję. Pogłaskałam ją po długiej,
łuskowatej szyi. – Już dobrze. Nikt już nie będzie cię więził. Jutro stąd
odlatujemy – powiedziałam do niej cicho. – Czy znasz drogę do domu? –
zapytałam. Odpowiedziało mi ciche ryknięcie, które z całą pewnością miało
oznaczać „tak”. – Świetnie. Leć więc zapolować i odpoczywaj. Przed nami bardzo długa
droga… - Tymi słowami pożegnałam się na dziś z gadem i ruszyłam w drogę
powrotną. Muszę przyznać, że coraz
bardziej podobało mi się to, że żaden z szamanów nie miał już odwagi mnie
zaczepiać i kpić ze mnie. To był jakiś plus tego wszystkiego. Jak na razie
chyba jedyny.
Kiedy doszłam do namiotu, Hao już nie było w środku. Rozejrzałam się
uważnie, czy aby na pewno, choć nie sądziłam, że mógłby się gdzieś ukrywać, po
czym znalazłam sobie jakieś rzeczy do spania i przebrałam się w nie. Przed snem
niespodziewanie odwiedził mnie jeszcze mój duch stróż. Okazało się, że ona też od
początku wiedziała kim jestem i dlatego zgodziła się zostać moim duchem. W
związku z tym zapytałam, czy wie może kim są moi rodzice, ale ona jedynie
uśmiechnęła się krótko i zniknęła. Ja jednak nie zamierzałam tego tak zostawić
i postanowiłam sobie, że kolejnego dnia ponownie ją o to zapytam. Może spotkała
ich dusze, ale z jakiegoś powodu nie chce tego przyznać?
Teraz była jednak pora na sen, więc ułożyłam się wygodnie w łóżku i
przykryłam kołdrą po samą brodę, przymykając powieki. Myśli jeszcze długo mnie
nie opuszczały i nie dawały zasnąć, przez co doczekałam się powrotu Asakury.
Oczywiście udawałam, że już śpię – z niewyjaśnionych przyczyn teraz wychodziło
mi to o niebo lepiej i nie poznał się on na moim małym oszustwie. Po szelestach
jakie do mnie docierały ściągnął on z siebie ubrania i przebrany w spodnie od
piżamy podszedł cicho do łóżka. Czułam jak materac ugina się pod jego ciężarem.
Zawisnął nade mną i wpatrywał się w mój profil. Końcówki jego włosów łaskotały
mój policzek, z którego przed chwilą odsunął moje własne kosmyki. Pogładził
mnie lekko i złożył lekki pocałunek na mojej skórze tuż za uchem, po czym
położył się obok. Objął mnie luźno ręką w pasie i wtulił twarz w moje włosy.
W takich chwilach sama już nie wiedziałam, czy bardziej go nienawidzę,
czy… lubię? Innego słowa nie mogłam znaleźć. Albo raczej nie chciałam szukać.
Tak czy inaczej sęk był w tym, że jakkolwiek ten człowiek działał mi na nerwy
bardziej, niż ktokolwiek inny, chyba nie umiałabym już pozbawić się na stałe
jego obecności. Zabawne, prawda? Biorąc pod uwagę, że jeszcze pół roku temu
uważałam go za zabójcę moich rodziców powiedziałabym, że nawet przekomiczne.
Mruknęłam cicho, niby przez sen i wtuliłam się plecami w jego ciepłe ciało.
Wszystkie myśli odleciały, poczułam się bezpiecznie i teraz już spokojnie
mogłam zasnąć.
Rozdział mi się podobał. Gdzieś pomyliłaś się. Dwa razy napisałaś fizyczne, a miało być fizyczne i psychiczne. Karmen, demonem? Nie jest aż tak zdziwiony. Ostatni rozdział dał mi dużo do myślenia. Mi tam się podoba. Demony, szamani, mówię Ci to będzie genialne połączenie.
OdpowiedzUsuńCo do wyglądu bloga, jest niezły. Dodałbym kilka arkuszy css. Między innymi na ramki i może na linki. No i cienie. Wtedy szablon byłby idealny. No i tło przyciemnił żeby nie odstawało tak od nagłówka. Słabo wygumkowałaś boki nagłówka i widać przerwę między szablonem, a nagłówkiem.
Czekam na nn.
Pozdrawiam;*
Muszę to przejrzeć i znaleźć ten błąd :P Jestem teraz pozbawiona bety, więc takie wpadki mogą mi się zdarzać. Też mam nadzieję, że połączenie demonów i szamanów (a może czegoś jeszcze?) będzie całkiem udane, jeśli się odpowiednio za to wezmę.
UsuńNo i muszę przyznać, że mimo częstego pracowania z językiem HTML i innymi takimi rzeczami, mało ogarniam CSS. Co do tła - jest ono koloru obramowania, które użyłam w nagłówku. I chyba jestem ślepa, bo nie widzę przerwy między szablonem a nagłówkiem O.o Trudno więc będzie mi coś z tym zrobić, skoro tego nie widzę.
Cieszę się, że mimo tego jak rzadko dodaję rozdziały wciąż to czytasz i komentujesz ^^ Dziękuję ci za to i również pozdrawiam ^^
Nie o takie obramowanie mi chodziło. Musisz stworzyć komende css i dopiero. Chętnie Ci z tym pomogę. Napisz tylko na moje GG(1256470). Wiesz ma się te szabloniarskie zapędy. ^^
UsuńPozdrawiam ;*
W końcu dotarłam do końca! Rany to jest bardziej wciągające niż początkowo myślałam! Chcę już kolejny rozdział. Obyś jak najszybciej go skończyła i dodała.
OdpowiedzUsuńPS: Nowy wygląd bloga jest naprawdę super ^^
Cieszę się, że podoba ci się opowiadanie jak i wygląd bloga :) Dobrze jest wiedzieć, że ktoś czyta to, co piszę. Pozdrawiam cię serdecznie ^^
Usuń