„Pozory mylą”
Mimo wszelkich
obaw, z którymi zasypiałam, kolejnego dnia zostałam obudzona przez promienie
słońca muskające przyjemnie moją twarz. Leniwie otworzyłam oczy, od razu
uświadamiając sobie, że Terry nie ma obok mnie. Usiadłam więc dość gwałtownie i
rozejrzałam się, aby po chwili odetchnąć spokojnie. Siedziała niedaleko przy
rozpalonym ognisku. Nad ogniem trzymała spory, całkiem płaski kamień, na którym
smażyły się cztery malutkie jajka. Uniosłam brew do góry w tym samym momencie,
w którym ona na mnie spojrzała.
- Obudziłaś się
już, świetnie. Śniadanie zaraz będzie gotowe, ale ostrzegam, że moja
restauracja straciła wszystkie gwiazdki w momencie, kiedy zostałam pozbawiona
soli, pieprzu i sztućców – powiedziała, uśmiechając się do mnie. Zrobiłam to
samo, rozbawiona. Tak, jej humor zdecydowanie do mnie trafiał.
- Dam sobie
jakoś radę – odpowiedziałam, przeciągając się.
Ziewnęłam chwilę
później i przetarłam twarz. Byłam wypoczęta, a i mój głód miał za chwilę zostać
zaspokojony. Będziemy więc mogły podjąć kolejną próbę odnalezienia
jakiejkolwiek cywilizacji. Miałam szczerą nadzieję, że tym razem się uda.
Kolejny raz możemy nie mieć takiego szczęścia i nie znaleźć ani oazy, ani
jedzenia, a biorąc pod uwagę wczorajszą pogodę nocą, to może się dla nas źle
skończyć. Wstałam i zbliżyłam się do oczka wodnego, żeby przemyć twarz. Musiało
być wcześnie, bo słońce było jeszcze w miarę nisko, a i temperatura nie była
zbyt wysoka.
- Chodź. Musimy
się jakoś podzielić tymi jajkami – zwróciła się do mnie Terra.
Dołączyłam do
niej, uśmiechając się delikatnie. Jedzenie akurat takiej potrawy palcami było
naprawdę upierdliwe i trochę trudne, ale dałyśmy sobie radę. Dowiedziałam się
też w międzyczasie, że były to jaja jakiegoś węża, a przynajmniej tak sądziła
niebieskowłosa. Chwilę po posiłku byłyśmy już gotowe, żeby dalej szukać.
Oczywiście wolałyśmy się przygotować na ewentualny brak schronienia i wzięłyśmy
ze sobą kilka dużych liści, które wcześniej służyły nam za posłanie.
Zdecydowałyśmy,
że polecimy na moim duchu i zamienimy się dopiero, gdy nie będę miała już sił.
Kiedy wzbiłyśmy się w powietrze, zdecydowałyśmy się lecieć w stronę gór,
znajdujących się dobrych kilkanaście, albo i kilkadziesiąt kilometrów na
północ. Mimo posiadania celu, rozglądałyśmy się wokół. Liczyłyśmy na to, że
jednak kogoś znajdziemy, albo jakieś miasto pojawi się znikąd. Wszędzie był
jednak tylko ten cholerny piasek, więc w końcu zrezygnowałam z szukaniem
jakiegoś wyróżniającego się punktu. Minęła dobra godzina, nim moja towarzyszka
odezwała się z entuzjazmem.
- Spójrz, tam! –
krzyknęła, wskazując coś palcem.
Nie od razu dojrzałam, o co chodzi. Później
widziałam jedynie ciemną plamę. Dopiero kiedy zniżyłam lot okazało się, że to
grupka ludzi. Powinnam być ostrożna, ale chęć wydostania się stąd była
silniejsza od zdrowego rozsądku. Dlatego też dość szybko wylądowałam i
zeskoczyłam z ducha. Kiedy byłam niedaleko naszych prawdopodobnych wybawców,
zaczęłam ich rozpoznawać.
Przyznam, że w
pierwszej chwili zwątpiłam i zwolniłam kroku, ale kiedy usłyszałam śmiech
jednego z chłopaków, byłam już pewna, że to nie żadna fatamorgana. To naprawdę
był Yoh! Nie zorientowali się jeszcze, że staram się ich dogonić. Zatrzymali
się dopiero, kiedy Terra, o której niemalże zapomniałam, wydarła się do nich
„stójcie”. Odwrócili się jak jeden mąż i wytrzeszczyli oczy. Wyglądali tak
zabawnie, kiedy zorientowali się, kto przed nimi stoi.
- Karmen? – Jako
pierwsza z szoku, bo chyba to właśnie odczytałam z jej twarzy, otrząsnęła się
Anna. Patrzyła na mnie dość niepewnie, ale nie tak chłodno, jak do tego
przywykłam. Może to właśnie był powód mojego uśmiechu, a może po prostu
zrobiłam to, bo uświadomiłam sobie, że w porównaniu do Hao ta dziewczyna była
prawdziwym aniołem. Nieistotne.
- Karmen! – Rozpoznałabym ten głos wszędzie.
Morty przepchał się przez kilka osób i stanął przede mną. Chwilę wpatrywał się
w moją twarz ze zdziwieniem, później zaszkliły mu się oczy, a w ostateczności
wydarł się na mnie. - Jak ty się tu znalazłaś?! - Miałam ochotę zaśmiać się i
przytulić go. Naprawdę trudno mi było uwierzyć w to, że nie widzieliśmy się
kilka miesięcy… Tęskniłam za nim, nie mogłam powiedzieć, że nie.
- W bardzo dużym
skrócie, przyleciałam tu – odpowiedziałam.
Zbyt dużo czasu
zajęłoby mi opowiadanie, co dokładnie się stało. Z resztą wolałam nikogo tym
nie martwić. Demony były tylko i wyłącznie moim problemem. Widziałam, że mój
przyjaciel układa usta do następnego pytania, ale nie zdążył nic powiedzieć. Za
moimi plecami pojawiła się moja towarzyszka.
- No nie wierzę,
kogo moje oczy widzą. A wy skąd tutaj? – odezwała się. Spojrzałam na nią
zaskoczona, Mówiła tak, jakby ich znała. Ona zaśmiała się jedynie. – Poznałam
Yoh i Annę jakiś rok temu – odpowiedziała na moje nieme pytanie. – Widzę, że
nic się nie zmieniłeś – dodała, zwracając się już do szamana. – No, ale co
tutaj robicie?
- Jak to co? Nic
nie wiesz? – Asakura zerknął na nią dziwnie.
- O czym znów?
- Kolejny etap
turnieju się zaczął. Szukamy miejsca, gdzie będzie się odbywał.
Widziałam jak
przez twarz Terry przetaczają się różne emocje. Od zdziwienia, aż po złość, na
której w ostateczności stanęło. Wydała z siebie głośny, charczący dźwięk, żeby
dać upust emocjom, a później spojrzała na mnie z zaciśniętą szczęką.
- Wyobrażasz
sobie, że przez te cholerne pokraki nie przystąpiłam do Turnieju, choć tak
długo się przygotowywałam? – syknęła. Wiedziałam doskonale, o kim mówi, więc
westchnęłam jedynie cicho. Teraz już nic na to nie poradzi.
- Nie, żebym
chciał przeszkadzać w tej fascynującej scence, ale może ruszylibyśmy się stąd?
Nie mamy całego dnia – usłyszałam nieco nosowy głos. Chwilę później wiedziałam
już, że należy on do chłopaka o fioletowych włosach ułożonych w dość osobliwy,
całkiem wysoki czubek, który dodawał mu kilka centymetrów. Wpatrywał się we
mnie żółtymi, kocimi oczyma.
- Racja.
Wieczorem zrobimy obozowisko. Wtedy będzie czas na rozmowy – odezwała się od
razu Anna.
Nikt nie
protestował, więc zwyczajnie ruszyliśmy przed siebie. Morty trzymał się blisko
mnie, jakby bał się, że zaraz zniknę, a Terra rozpoczęła rozmowę z Yoh, choć
nie słyszałam, o czym mówią. Kiedy omiotłam towarzystwo wzrokiem zauważyłam, że
żótkooki nie był jedyną osobą, której nie znałam. Niedaleko niego szła dwójka
chłopaków, której nigdy wcześniej nie widziałam – niebieskowłosy i czarnowłosy.
Gdzieś z boku jak cień przemieszczała się młoda różowowłosa dziewczyna, obok
której szła niebieskowłosa – obie wyglądały na nieco młodsze od nas. Dodatkowo
razem z Ryo, szła wysoka, zielonowłosa kobieta. Po mężczyźnie idącym kilka
metrów za nią, który z całą pewnością nie był żywym człowiekiem wnioskowałam,
że jest ona szamanką doshi. Nie miałam pojęcia, co to za ludzie, ale byłam
przekonana o tym, że niedługo zostaniemy sobie wszyscy przedstawieni, więc nie
pytałam o nic przyjaciela.
Szliśmy niemal
przez cały dzień, robiąc sobie dwie, może trzy krótkie przerwy, aż w końcu
udało nam się dotrzeć do gór. Gdy weszliśmy między nie, postanowiliśmy zostać
tutaj na noc – był już wieczór i dalsza wędrówka nie miała sensu, choć jeszcze
się nie ściemniło. Wszyscy byliśmy naprawdę zmęczeni, a niektóre jednostki
skarżyły się na bóle nóg. Byłam pewna, że skały ochronią nas przed wiatrem i
zatrzymają nieco ciepła, więc było to dobre miejsce na zatrzymanie się.
Tak więc
kilkanaście minut później siedzieliśmy już przy ognisku, rozmawiając między
sobą. Pierwszą rzeczą, jaką chciałam wiedzieć było to, skąd Manta się tutaj
wziął. Nie był szamanem i moim zdaniem groziło mu niebezpieczeństwo w drodze na
turniej, bo jako jedyny z nas nie mógł się bronić. Yoh z dość głupią miną
odpowiedział, że po prostu chciał z nimi lecieć, a on mu nie odmówił. Miałam
ochotę zabić go gołymi rękoma albo najlepiej wzrokiem za taką głupotę i
nieodpowiedzialność, ale w rezultacie końcowym nic nie powiedziałam. On i tak
już tutaj z nami był, a odprowadzenie go do jakiegoś lotniska by mógł wrócić do
domu, zajęłoby zbyt wiele czasu.
Kolejną rzeczą
jaką się dowiedziałam, były imiona wszystkich osób, których nie znałam.
Niebieskowłosy chłopak nazywał się Horo, fioletowowłosy Ren, a czarnowłosy
Choco. Różowowłosa dziewczyna nazywała się Tamao, a jej koleżanka Pilica i była
siostrą Horo. Tak jak sądziłam, obie były młodsze od reszty osób w grupie, bo
miały zaledwie piętnaście lat. Z kolei Jun, zielonowłosa kobieta, była starszą
siostrą Rena.
Nie trzeba było
być wybitnie spostrzegawczym, żeby po chwili obserwowania tych dwóch pierwszych
chłopaków, zobaczyć dość osobliwe objawy ich przyjaźni. O ile tak w ogóle można
to nazwać. Dokuczali sobie przy każdej możliwej okazji, rzucali w siebie
niewybrednymi, złośliwymi żartami. Czasem dochodziło niemal do rękoczynów, ale
za każdym razem Anna w ostatniej chwili temu zapobiegała, uspokajając ich w
dość niedelikatny sposób. Co do tego trzeciego chłopaka, cóż… Jego poczucie
humoru pozostawiało wiele do życzenia i byłam przekonana, że w całym moim życiu
nie nadarzy się nigdy okazja do zacytowania któregoś z jego słabych, mało
śmiesznych żarcików. Ale Pilica głośnym i wyraźnym śmiechem dawała nam do
zrozumienia, że jej się one naprawdę podobają. Nazwałabym to błędem młodości,
ale to przecież kwestia gustu, prawda?
- Jak udało ci się uciec od Hao?
Szczerze mówiąc
to pytanie zupełnie nagle padło z ust Yoh i wywołało kompletną ciszę. Wszyscy
wlepili we mnie wzrok, czekając na odpowiedź. Może spodziewali się jakiejś
mrożącej krew w żyłach historii albo epickiej wygranej z wyżej wymienionym?
Musiałam ich rozczarować. Westchnęłam więc jedynie cicho i wzruszyłam
ramionami, unosząc spojrzenie na autora tego pytania.
- Właściwie
miałam zwykłe szczęście. Wykorzystałam chwilę jego nieuwagi i uciekłam na
duchu, którego mi dał…
- Tak po prostu?
– odezwał się znów brązowowłosy.
- Dokładnie.
Chyba trochę mi zaufał. Tak sądzę. Poza tym pewnie sporo czasu minęło, nim
zorientował się, że nie ma mnie już w obozie. A wtedy byłam już w zupełnie
innym miejscu, daleko od niego – mruknęłam spokojnie. Przez chwilę wszyscy
milczeli, ale ciekawość Yoh nie pozwoliła mu siedzieć cicho.
- Powiedz mi,
jaki on jest? – zapytał cicho. Spojrzałam na niego uważnie, mrużąc powieki.
Właściwie nie byłam pewna, o co tak naprawdę pyta. O charakter, jego
umiejętności, słabe punkty, przyzwyczajenia, czy o wszystko na raz?
- Nie wiem… -
odpowiedziałam ostrożnie, ale widząc jego minę, po której było widać, że
oczekuje dalszego ciągu mojej wypowiedzi, postanowiłam wydusić z siebie nieco
więcej, choć naprawdę nie wiedziałam, co mogę powiedzieć. – Właściwie prócz
złej, powierzchownej strony, kiedy to zgrywa wielkiego pana i jest kompletnym…
- zaczęłam, niemal się zagalopowując. Odchrząknęłam cicho. – To znaczy… Prócz
tego, że jest maniakalnym sadystą, to zdarza mu się być… miłym i delikatnym –
stwierdziłam przyciszonym głosem.
W momencie,
kiedy wypowiedziałam te słowa, wszyscy zaczęli przyglądać mi się tak, jakbym
uciekła z wariatkowa. Właściwie wcale im się nie dziwiłam. Nie znali go, więc
to, co teraz powiedziałam, musiało dla nich brzmieć niedorzecznie. Westchnęłam
głośno i wstałam, by odejść od nich kawałek. Gdy tylko odsunęłam się od
płomieni, zrobiło mi się chłodniej, więc objęłam się za ramiona. Trudno mi się
było z tym pogodzić, ale usłyszałam we własnym głosie nutkę nostalgii… Czy to
możliwe, że… tęskniłam? Ach, bzdura! Chyba jeszcze nie oszalałam do reszty?
- Wszystko w porządku? – usłyszałam za
plecami. Anna wyrwała mnie z lekkiego zamyślenia. Podeszła do mnie wolno,
patrząc mi prosto w oczy.
- Tak –
powiedziałam krótko.
- Nie możesz się
dziwić, że tak zareagowaliśmy.
- Naprawdę, jest
w porządku. Nie dziwię się. Przecież wiem, że znacie go tylko od tej strony,
którą pokazuje – mruknęłam cicho. – Sama już nie wiem, co powinnam myśleć o tym
człowieku. Jeszcze kilka miesięcy temu sądziłam, że zabił moich rodziców.
Myślałam, że jest kimś złym, kto tylko przez przypadek chce zrobić coś dobrego.
A teraz wydaje mi się, że jest kimś dobrym, tylko zabrał się za ratowanie
świata w zły sposób… - mówiłam przyciszonym głosem, nawet na nią nie patrząc. –
Przybiera taką maskę, jaką wygodnie jest mu nosić w danej chwili i przed daną
osobą. Przez to już nie wiem, kim tak naprawdę jest.
- Przywiązałaś
się do niego. – To krótkie stwierdzenie ścisnęło mi żołądek.
- Nie –
odpowiedziałam z udawaną pewnością.
- Ja cię o to
nie pytam. Słysząc jak o nim mówisz można dojść tylko do takiego wniosku. Ale
on jest naszym przeciwnikiem. Nawet Rada szamanów nie chce pozwolić, by wygrał
Turniej. Czy ci się to podoba, czy nie, jest brany za wroga. Ale decyzja, po
której stronie staniesz, należy tylko i wyłącznie do ciebie – powiedziała,
kładąc mi dłoń na ramieniu. Szybko jednak ją cofnęła.
W zasadzie była
to nasza pierwsza normalna i poważna rozmowa, a to, co usłyszałam, brzmiało jak
rada. Nie oceniała mnie. Mówiła jedynie co uważa i stwierdzała fakty. Nie
miałam nic więcej do powiedzenia, więc skinęłam lekko głową, by dać znać, że
dotarły do mnie jej słowa. Patrzyła na mnie jeszcze chwilę, po czym bez słowa
odeszła. Pozwoliłam sobie na głęboki wdech. Przywiązałam się… To brzmiało tak
śmiesznie, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. To, jak on mnie tam
traktował. Jak leżałam poturbowana przez niego. Co ze mną niby jest nie tak, że
przywiązałam się akurat do takiego człowieka? Nawet nie chciałam sobie
odpowiadać na to pytanie. Najchętniej pozbyłabym się wszystkich myśli, bo
zwyczajnie szumiało mi w głowie…
Minęło chyba
dobre pół godziny, nim wróciłam do reszty. Chciałam dać sobie czas na
ochłonięcie, a im – na puszczenie w niepamięć tego, co powiedziałam, a
najlepiej całego tematu Hao. Kiedy do nich dołączyłam, śmiali się w najlepsze,
więc byłam przekonana, że tak właśnie się stało i coś innego jest w tej chwili
na tapecie. Uśmiechnęłam się więc lekko do samej siebie i przysiadłam na swoim
miejscu. Na rozmowie czas mijał nam przyjemnie i dość szybko. Nim się
obejrzeliśmy nadeszła noc i zrobiło się naprawdę ciemno. Do tego oczywiście
temperatura znacznie spadła. Ku uciesze mojej i Terry, ktoś miał dodatkowe
śpiwory, więc mogłyśmy z nich skorzystać.
Siedziałam na
swoim posłaniu, podczas gdy reszta spała już w najlepsze. Byłam zmęczona, nawet
bardzo, ale zwyczajnie nie mogłam zasnąć. Nie dość, że czułam niepokój, to
jeszcze zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie. Miałam wrażenie, że coś
jest ze mną nie tak, jak być powinno. Coś się zmieniło i nie wiedziałam
jeszcze, czy na dobre, czy na złe. To wszystko co się wokół mnie działo, te
kilka miesięcy w obozie, spotkanie z demonami… To było naprawdę za dużo. Nie
miałam siły układać sobie tego wszystkiego w głowie. Dodatkowo nie chciałam z
nikim o tym rozmawiać. Razem z Terrą ustaliłyśmy, że reszta naszych znajomych
nie musi wiedzieć, gdzie byłyśmy, nim ich znalazłyśmy. Uznałyśmy, że na razie
będzie dla nich lepiej, jeśli nie będą zdawali sobie sprawy z istnienia
demonów. Potarłam nieco zmarznięte ramiona.
- Czemu jeszcze
nie śpisz? – usłyszałam gdzieś z boku.
Odwróciłam się
gwałtownie, ale uspokoiłam się w momencie, gdy zobaczyłam siedzącego w swoim
śpiworze Rena. Przyglądał mi się uważnie z nutką chłodu, który wywołał w moim
ciele lekki dreszcz. Wzruszyłam lekko ramionami w odpowiedzi na jego pytanie i
spojrzałam w ogień.
- Nie jestem
zmęczona – mruknęłam w końcu, co oczywiście było zwykłym kłamstwem. Ale nie
czułam potrzeby żalenia się ze swoich problemów temu chłopakowi. Chwilę
słyszałam szum, a później kątem oka zobaczyłam go, siadającego obok. Wbił wzrok
w to samo miejsce, co ja. – Obudziłam cię? – zapytałam cicho.
- Nie –
odpowiedział krótko, swoim tonem wyraźnie dając mi do zrozumienia, że nie ma
ochoty na rozmowę.
Siedzieliśmy
więc razem w ciszy, wspólnie wpatrując się w ognisko. Widziałam w płomieniach
różne kształty, które zdawały się układać w jedną, spójną całość. Może
wyczytałabym coś z tego, gdybym bardzo się na tym skupiła. Ale wcale nie
chciałam wiedzieć, co tam majaczy. Miałam dość wrażeń jak na tak krótki okres.
Ale los postanowił dostarczyć mi ich większą ilość - w pewnej chwili przeszył
mnie silny dreszcz i poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Przez chwilę myślałam,
że to chłopak siedzący obok mnie, ale zorientowałam się w końcu, że to wcale
nie złote oczy się we mnie wpatrują…
Za plecami Rena,
na wysepce skalnej, stał nie kto inny jak Hao. Miał założone na piersi ręce, a
wiatr rozwiewał lekko jego włosy i pelerynę. Wyglądał jak demon wyłaniający się
z mroku. Nic nie mogłam wyczytać z wyrazu jego twarzy, ale to co poczułam… Sama
nie wiem, jak to opisać. W jednej chwili moje serce zabiło mocniej. A może
stanęło?
- Wszystko w
porządku?
Zwróciłam nieco nieprzytomny wzrok na
fioletowowłosego przede mną, zdając sobie sprawę, że to co wzięłam za wiele
minut, tak naprawdę było kilkoma sekundami. Ren musiał zobaczyć szok wymalowany
na mojej twarzy, bo odwrócił się szybko za siebie. Ale Asakury już tam nie
było… W tej chwili straciłam nawet pewność co do tego, czy on tam naprawdę
stał. Może tylko mi się zdawało? Niby jak odnalazłby mnie na tej pustyni?
Czyżbym naprawdę traciła już zmysły?
Zaczęłam
łapczywie brać oddechy, jakbym przez cały ten czas wstrzymywała powietrze. Czułam,
że zrobiło mi się słabo, a obraz przed moimi oczami zawirował. Szaman wyciągnął
w moją stronę rękę, by mnie przytrzymać i mówił coś do mnie, ale widziałam
jedynie poruszające się wargi. Nie słyszałam żadnych słów, za to bardzo
wyraźnie zaczęłam słyszeć trzaski drewna w płomieniach. Spojrzałam w tamtą
stronę i szybko tego pożałowałam. Obraz krwi był tak bardzo wyraźny… Jakiś
mężczyzna miał zakrwawione dłonie. I ciało… Martwe ciało jakiejś kobiety.
Wstałam
gwałtownie i chciałam się cofnąć, ale chłopak nadal mnie trzymał. Wizja z
ogniska zniknęła, a obraz zamazał mi się pod wpływem łez, które nagle się tam
zebrały. Miałam ochotę płakać, a usta drżały mi mocno. Kiedy poczułam, jak jego
ramiona mnie obejmują, po prostu się wtuliłam, bez zastanawiania się kto to i
zwracania uwagi na fakt, jak krótko się znamy. Byłam po prostu na skraju
wytrzymałości, a to co teraz zobaczyłam zmroziło mnie do szpiku kości. Jeśli to
była przyszłość, to kto będzie tą kobietą? A mężczyzna? Byłam pewna, że znam
obie te osoby i to w tym wszystkim podobało mi się najmniej…
Fakt, że czyjeś
ramiona obejmowały mnie ciasno, naprawdę pomagał mi się uspokoić. Co prawda był
to dość długi proces, ale w końcu mój oddech się wyrównał, a łzy zniknęły.
Wciąż czułam niepokój, ale przynajmniej już nie panikowałam. Odchrząknęłam
cicho, żeby Ren poluźnił uścisk, po czym odsunęłam się od niego. Dopiero teraz
poczułam lekkie skrępowanie, ale mimo tego spojrzałam na niego.
- Dzięki… -
mruknęłam cicho. On wciąż wpatrywał się w moją twarz. Starał się odnaleźć
wzrokiem moje oczy, ale skrzętnie unikałam jego spojrzenia.
- W porządku –
odpowiedział spokojnie po dłuższej chwili.
- Chciałabym,
żeby to zostało między nami. Naprawdę nie potrzebuję kolejnych, niepotrzebnych
pytań – powiedziałam, podchodząc do swojego śpiwora, by się w nim położyć.
Byłam pewna, że tej nocy nie zasnę, ale chciałam wyplątać się z ewentualnej
rozmowy. Odwróciłam się plecami do chłopaka, by dać mu to jasno do zrozumienia.
- Jeśli…
chciałabyś coś z siebie wyrzucić, to… mogę cię wysłuchać. – Fioletowowłosy
odezwał się do mnie jeszcze po raz ostatni. Później słyszałam już tylko, jak
się kładzie. Na pierwszy rzut oka wydał mi się kimś chłodnym i zamkniętym w
sobie, ale w tej chwili udowodnił, że wcale taki nie jest. Pozory naprawdę
potrafiły mylić. Ile jeszcze razy się o tym przekonam?
Przykryłam się
po sam nos i starałam się zasnąć, ale każdy, nawet najmniejszy szmer,
skutecznie mi to uniemożliwiał. Udało mi się to dosłownie na godzinę lub dwie
przed tym, jak wszyscy zaczęli się budzić. Chcąc, nie chcąc musiałam wstać.
Unikałam spojrzenia fioletowowłosego, którego nie umiałam znieść po
wczorajszym, a które wciąż na sobie czułam. Trzymałam się raczej z tyłu i nie
rozmawiałam z nikim. Morty uznał, że jestem bardziej milcząca niż zwykle, na co
ja jedynie uśmiechnęłam się lekko. Cóż, byłam zmęczona, miałam mętlik w głowie
i ciągłe wrażenie, że ktoś obserwuje każdy nasz krok. Jakoś nie miałam ochoty
na pogaduszki.
Po kilku godzinach marszu zrobiliśmy sobie
kilkuminutową przerwę. Usiadłam sobie spokojnie na boku, nieco oddalona od
reszty. Choć w pierwszej chwili mój przyjaciel chciał podejść do mnie,
wystarczyło jedno moje spojrzenie, by zrezygnował z tego pomysłu. Naprawdę nie
miałam ochoty na jego towarzystwo. Dziś wyjątkowo denerwował mnie jego cienki
głos, który docierał do moich uszu w potoku jego słów.
Nim jeszcze
wyruszyliśmy w dalszą drogę, znów zobaczyłam Hao na skalnej ścianie. Był tam
dosłownie ułamek sekundy i teraz byłam niemal przekonana o tym, że zwyczajnie
zwariowałam, a jego tutaj nie ma. Czułam, że jestem w rozsypce i było to tak
cholernie do mnie niepodobne, że miałam ochotę krzyczeć ze złości i
bezradności. Czułam się zwyczajnie źle z samą sobą.
Dotarło do mnie,
że wujek stworzył dla mnie swego rodzaju klosz ochronny po tym, jak straciłam
rodziców, a teraz, kiedy go opuściłam, kolejno uderzały we mnie wszystkie
możliwe nieszczęścia. A ja tak naprawdę zupełnie nie byłam na to gotowa. Miałam
szybko i bez problemów dokonać zemsty, a później zastanowić się nad nowym celem
życia. Taki był pierwotny plan. Nie było mowy o poznaniu Asakury od innej
strony, dowiedzeniu się, że nie miał możliwości zabicia mojej rodziny,
spotkaniu demonów, straceniu ducha i setce innych rzeczy! Cholera, to nie tak
miało być!
- Karmen,
idziemy – usłyszałam wołanie Anny. Spojrzałam na nią nieco nieprzytomnym
wzrokiem, po czym wstałam z głazu, na którym siedziałam. Nie zdążyłam jednak
zrobić nawet trzech kroków, kiedy poczułam szarpnięcie za włosy. Zostałam
pociągnięta dość boleśnie w tył i usłyszałam znajomy głos tuż przy moim uchu.
- Nieładnie tak
uciekać… - Nie miałam wątpliwości co do tego, że jest to brązowowłosy.
Spojrzałam na grupę szamanów przede mną. Większość trzymała już broń w ręce. –
Nie radzę wam tego robić – zwrócił się do nich chłopak. Puścił moje włosy, by
chwycić mnie teraz w pasie. Odwróciłam głowę w jego stronę, ale on nie patrzył
na mnie, tylko na moich towarzyszy.
- Zostaw ją… -
Pierwszy raz słyszałam Yoh mówiącego tak chłodno.
- Bo co?
Zaatakujesz mnie tą swoją wykałaczką? – zakpił Hao. – Nawet, jeśli zaatakujecie
razem, nie macie większych szans na wygraną. Chcę wam oszczędzić bólu i
porażki, a wy nie umiecie tego docenić…
- Zamknij się! –
Tym razem odezwał się Ren, robiąc kilka kroków w naszą stronę. W jednej chwili
pomiędzy mną a moimi przyjaciółmi, pojawił się Duch Ognia.
- Z miłą chęcią
bym się z wami pobawił, ale nie mam na to czasu. Zobaczymy się później, bracie.
Po tych słowach czarnooki przeniósł nas w inne
miejsce. Zauważyłam niedaleko namioty, więc musieliśmy być obok obozu. Nie miałam
jednak chwili, by o czymkolwiek pomyśleć, bo dostałam w twarz. Oczywiście na
tyle mocno, by upaść na ziemię. Przygryzłam sobie przy tym wargę i poczułam
metaliczny smak krwi. Spojrzałam na chłopaka wściekle, załzawionymi oczami.
- Czego ty ode
mnie chcesz?! Czego wy wszyscy ode mnie chcecie, do cholery?! Mam już dość!
Jeśli chcesz mnie zabić, to zrób to teraz! – krzyknęłam do niego, nawet nie
starając się powstrzymywać łez.
Naprawdę
chciałam już mieć spokój. A jeśli jedynym sposobem na to, była śmierć, to byłam
na nią gotowa. W tej właśnie chwili chciałam tego, jak niczego innego. On
jednak wpatrywał się we mnie chwilę, po czym podszedł szybko. Sądziłam, że
ponownie mnie uderzy, ale on kucnął przede mną i przytulił mnie do siebie,
całując mnie w głowę. Boże, na ilu jeszcze wariatów z niestabilną osobowością
trafię?
- Nie uciekaj
nigdy więcej… - powiedział cicho, nieco szorstkim głosem.
- Pozwól mi do
nich wrócić – szepnęłam, wciąż płacząc.
Odsunął się ode
mnie odrobinę, by spojrzeć mi w oczy. Pogładził mój policzek, ścierając z niego
mokre ślady. Objął moją twarz dłońmi. W pierwszej chwili odniosłam wrażenie, że
chce mi coś powiedzieć, ale milczał. Westchnął za to, założył mi włosy za ucho
i kciukiem przejechał po moich nieco spierzchniętych wargach. Nie poruszyłam
się nawet. Chwilę później czułam już jego usta na swoich. Nie byłam zdolna do
jakiejkolwiek reakcji. Po prostu zamknęłam oczy, podczas gdy on stopniowo
pogłębiał pocałunek. Byłam zmęczona i, mówiąc krótko, zwyczajnie załamana, więc
nawet się przed tym nie broniłam. W pewnym momencie zaczęłam nawet odwzajemniać
ten gest.
Bądź, co bądź
było to przyjemne, chociaż nie miałam pewności, czy miało jakiekolwiek
znaczenie to, z kim się właśnie całuję. Chyba po prostu w chwili słabości
potrzebowałam odrobiny czułości. Poczucia, że ktoś ze mną jest. Możliwe, że
nawet gdyby zrobił to tamten demon, to moje samopoczucie uległoby poprawie.
Kiedy się ode
mnie oderwał, oparłam czoło o jego ramię. Ponownie mnie do siebie przytulił. W
tej chwili o niczym nie myślałam. Nie zastanawiałam się dlaczego on się tak
zachowuje. Po co to robi. Czy coś do mnie czuje. Czego w końcu chce. To w tej
chwili nie miało znaczenia. Chciałam mieć pustkę w głowie i najlepiej zniknąć.
Tak, jak to pierwsze mi wychodziło, tak to drugie nie bardzo.
- Chodź,
położysz się – powiedział cicho Hao, podnosząc się i zmuszając mnie do
zrobienia tego samego.
Poprowadził mnie
powoli do swojego namiotu. Czułam na sobie spojrzenia
obozowiczów, ale nie miałam nawet ochoty podnosić zwieszonej bezwładnie głowy.
Z resztą pewnie byłam obdarowywana tą samą nienawiścią co zwykle. Gdy doszliśmy
na miejsce, brązowowłosy pomógł mi położyć się na łóżku i okrył mnie kołdrą.
Pogładził delikatnie moją twarz, przy czym zamknęłam oczy. Sądziłam, że zostawi
mnie teraz samą. Wyjdzie i wróci dopiero po kilku godzinach. Ale on obszedł
mebel dookoła, by położyć się z drugiej strony i przylgnąć ciasno do moich
pleców.
Zasnęłam
wyjątkowo szybko. Może za sprawą zmęczenia fizycznego i psychicznego, a może
dlatego, że on leżał obok mnie gładząc mnie lekko po ręce opuszkami palców.
Liczy się to, że kiedy obudziłam się dobrych kilka godzin później, czułam się
lepiej, a przede wszystkim byłam wypoczęta. Fakt, że wciąż byłam uwięziona w
objęciu Asakury nie przeszkadzał mi tak, jak być może powinien.
Westchnęłam
cicho, przypominając sobie słowa Anny. Decyzja po której stronie stanę, należy
do mnie... Wcześniej sądziłam, że podjęłam decyzję już dawno temu. Ale teraz,
kiedy leżałam tutaj z tym człowiekiem, wtulona w niego, traciłam pewność. A
wiedziałam, że jeśli zmienię stronę, stanę przeciwko moim przyjaciołom. Pytanie
brzmiało, która strona tak naprawdę jest właściwa? Czy one przypadkiem też
tylko nie stwarzają pozorów?
Coś cudownego :) Bardzo spodobała mi się wykreowana przez Ciebie postać Karen. Taka krnąbrna, swojska, nie dająca się motać dziewucha. Fabuła strasznie trzyma w napięciu. Czekam na następną część. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń