28 grudnia 2012

Rozdział XIII i pół (bonus)

Witam. Dziś jest ważny dzień – pierwsze urodziny bloga! Nie mam dla was kolejnego rozdziału, ale postanowiłam stworzyć dla was coś innego. Stąd też bonusowy odcinek, który będzie generalnie miał związek z całością w ten lub inny sposób xP. Pisało mi się szybko i przyjemnie, jest pokręcony, więc nie wiem, czy wam się spodoba, ale ja go lubię. To chyba wszystko ode mnie. Zapraszam do czytania i pozdrawiam!
*Sto lat, sto lat…*


********************************************************************

„W każdej rzeczywistości fakty i widma nakładają się tak samo, jak pytania i brak logicznej odpowiedzi.”*


Otworzyłam oczy. Leżałam na środku łąki, wśród kwiatów. Drzewa wiśni kwitły, różowe płatki spadały na ziemię, wirując w powietrzu. Ptak przelatujący nad moją głową, motyl obok, a nawet ja sama – wszystko zdawało się poruszać w zwolnionym tempie. Wstałam z ziemi i spojrzałam po sobie. Byłam ubrana w zwiewną, białą suknię, która bezdźwięcznie falowała na wietrze. Granatowe włosy były finezyjnie spięte.

Nie byłam pewna, gdzie tak naprawdę jestem. Rozejrzenie się niewiele mi pomogło. Spojrzałam w górę. Coś oślepiło mnie na chwilę. Szybko zorientowałam się, że to nie słońce, ale coś z dołu. Zwróciłam wzrok w tamtą stronę, by zauważyć mały rozbłysk. Wyglądało to jak światełko odbite w lustrze. Nie widziałam jednak osoby, która owy przedmiot trzymała. Mimo tego nie zawahałam się ruszyć za nią, gdy zaczęła uciekać.

Czas wciąż wydawał się płynąć o wiele, wiele za wolno, przez co droga wydawała się dłuższą, niż w rzeczywistości była. Postać, którą goniłam, była niska i miała takie same, granatowe włosy jak ja, zaplecione w warkoczyk do pasa. Śliczna, błękitna sukienka nie dawała mi złudzeń, że to dziewczynka. Trawa pod naszymi stopami skończyła się nagle. Zastąpił ją piasek. Rozległa pustynia. Przed dzieckiem stały otwarte drzwi, za którymi nie dało się nic dostrzec. I choć krzyknęłam „nie”, mój głos wydawał się jedynie echem, a ona mnie nie posłuchała. Wbiegła tam, a przejście zatrzasnęło się za nią…

Zwolniłam, gdy zbliżyłam się do tych drzwi. Dotknęłam ich niepewnie, ale nic się nie wydarzyło. Chwyciłam więc za klamkę i pociągnęłam lekko. Ustąpiły bez problemu, więc otworzyłam je szybkim, silnym szarpnięciem. Czerń po drugiej stronie wciągnęła mnie, a ja krzyknęłam i zamknęłam powieki. Poczułam lekki ból uderzenia. Leżałam na czymś zimnym, wręcz lodowatym. Podparłam się na rękach, siadając i rozejrzałam. 

Znalazłam się na środku dużego, okrągłego pomieszczenia. Drzwi, przez które się tu dostałam, były na suficie. Przede mną na czarnej, kafelkowej posadce, stał tron wykuty z białego kamienia. Na nim siedział mężczyzna tak zatopiony w jedwabnym stroju, że widać było jedynie jego oczy. Jarzące się oczy… Prócz dłoni, gładzącej czarną panterę siedzącą obok, żadna część jego ciała się nie poruszała.

Wstałam, zdając sobie sprawę z tego, że mój strój się zmienił. Biała, zwiewna sukienka sięgająca ziemi, ustąpiła krótkiej do pół uda, czerwonej, ze znacznie cięższego materiału. Jej rękawy były stanowczo zbyt długie i zupełnie skrywały moje dłonie, a dekolt tak głęboki, że ledwo zakrywał mój biust. Włosy były ulizane i kompletnie zaczesane do tyłu. Zrobiłam krok do przodu, a po nim kolejny, orientując się, że czas powrócił do normy. Gdy od postaci na tronie dzieliło mnie zaledwie parę metrów, przed nosem przebiegł mi biały królik, który zupełnie odwrócił moją uwagę. Usłyszałam w głowie głos, mówiący „Złap króliczka”. Niewiele myśląc ruszyłam za nim.

Zwierzątko przebiegło przez pustą ścianę, a ja nawet nie zdążyłam pomyśleć, by się przed nią zatrzymać, jednak bez  problemu również znalazłam się po jej drugiej stronie. Od razu uderzyło we mnie gorąco. Płomienie były kilkanaście metrów przede mną, palił się dom. Pod stopami miałam spopieloną trawę. Usłyszałam płacz dziecka, niedaleko. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i znów ujrzałam białego królika. Stał na tylnych łapkach, przednimi czyszcząc pyszczek. Patrzył na mnie dużymi, niebieskimi oczami. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę, ale gdy tylko był na wyciągnięcie ręki, znów uciekł. Chciałam za nim biec, ale znów usłyszałam płacz. 

Obok mnie, w krzakach, leżało zawiniątko. Podeszłam niepewnie i chwyciłam je na ręce. Odchyliłam materiał, żeby obejrzeć dziecko. Krótkie, granatowe włoski, zarumieniona twarz i niebieskie oczy pełne łez. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Trzymałam w dłoniach swoją własną kopię! Wpatrywałam się w tę twarzyczkę kilka długich minut, zapominając zupełnie, gdzie jestem. Płacz ucichł nagle, jakbym straciła słuch.

- Karmen! – usłyszałam nagle tuż koło swojego ucha. Wydałam z siebie cichy dźwięk zaskoczenia, odwróciłam głowę i w tym samym momencie poczułam, jak dziecko wypada mi z rąk. Spojrzałam na nie w przerażeniu.

Nim zawiniątko dotknęło ziemi, ja sama zaczęłam spadać, krzycząc. W czarnej pustce było wiele drzwi – niektóre zamknięte, niektóre otwarte na oścież, małe i duże. Złapałam się w końcu którejś z kolei klamki. Szarpnięcie zatrzymało mnie w miejscu. Zwisając na jednej ręce, spojrzałam w dół. Nie było widać dna i wątpiłam, czy w ogóle tutaj takowe istnieje. Z resztą, czy to miało znaczenie? Podciągnęłam się, chwytając drugą ręką za wystający element na drzwiach. Otworzyły się same, więc wdrapałam się do ich wnętrza. Gdy tylko stanęłam na chodniku, zatrzasnęły się za mną.

Pod chodnikiem widziałam jedynie pustą przestrzeń, różniła się jednak bardzo od tamtej wszechogarniającej czerni. Na dnie było coś, co wyglądało na niezwykle miękkie. Nie bałabym się stąd spaść. To na czym stałam, zdawało się być czymś podobnym do pianki. Otoczona milionem kolorów, ruszyłam przed siebie. Parokrotnie minęła mnie Perlin w różnych rozmiarach. Byłam przekonana, że to, z czego była zrobiona, było czekoladą, innym razem galaretką, a raz nawet toffi. Motyle, które co jakiś czas przelatywały mi przed nosem, wyglądały jak lizaki, a kwiaty, na których siadały, do złudzenia przypominały lody włoskie.

W tej słodkiej, dziwnej krainie brakowało jednak kogoś takiego, jak ja. Człowieka z krwi i kości. Przynajmniej przez dobre pół godziny mojej drogi. Po tym czasie chodnik się skończył. Nie było też żadnych kolejnych drzwi. Jedyna droga prowadziła jakieś dziesięć metrów w dół. Musiałam zeskoczyć. Zamiast tego, planowałam zawrócić, ale szybko wybiły mi to z głowy ów motylki. Niemal wlatując mi w twarz sprawiały, że stopniowo cofałam się nie patrząc, gdzie stawiam stopy. Aż grunt się skończył i spadłam.

Tak jak sądziłam, na dnie było coś miękkiego. Odbiłam się parę razy, a gdy już siedziałam na dziwnej roślinie, zsunęłam się po niej na dół. Trawa była fioletowa i w dotyku przypominała żelki. Zerwałam jedno źdźbło i wsadziłam do ust. Gdy się rozpłynęła, poczułam smak śliwek. Pomachałam z niedowierzaniem głową i rozejrzałam się. Nie widziałam zbyt wiele. Głównie łodygi tych miękkich roślin. Westchnęłam głośno i usiadłam pod jedną z nich, przymykając oczy. Byłam gotowa zasnąć, gdyby nie to, że powieki dały za wygraną i przepuściły ostre, białe światło. Spojrzałam przed siebie, chcąc się dowiedzieć, co jest jego źródłem.

Przede mną w powietrzu unosiła się kobieta. Usta wygięte miała w lekkim, przyjemnym uśmiechu, fioletowe włosy okalały jej delikatną, promieniejącą twarz. Złoto-brązowe oczy wpatrywały się we mnie łagodnie. Całą postać otaczało owe światło. Nim zdążyłam odezwać się, by o cokolwiek zapytać, ona wyciągnęła dłoń, by wskazać nim jakiś kierunek.

- Podążaj za białym królikiem. On doprowadzi cię do odpowiedzi, na zadane pytania i do pytań, których jeszcze nie znasz – powiedziała. Miała słodki głos, pasujący do jej wyglądu. Po raz kolejny nie zdążyłam nic powiedzieć. Kobieta zniknęła tak nagle, jak się pojawiła.

- Ale gdzie jest królik? – westchnęłam, choć wiedziałam, że nikt już mnie nie usłyszy. Odchyliłam głowę do tyłu, zrezygnowana. Chciałam się stąd wydostać, a wchodziłam coraz głębiej w ten zwariowany świat. Gdzie w ogóle byłam?

- Pobawisz się ze mną? – Ten głos oderwał mnie od jakichkolwiek myśli. Spojrzałam gwałtownie na chłopca, stojącego tuż przede mną.

- Kim jesteś? – zapytałam od razu, przyglądając się mu. Włosy tego samego koloru, a nawet o podobnej fryzurze, co moje. Oczy złote, jak u kobiety, która przed chwilą zniknęła. Miał nie więcej, niż siedem lat i wpatrywał się we mnie uważnie.

- Pobawisz się ze mną? – ponowił swoje pytanie, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że sama oczekuję od niego odpowiedzi. Milczałam przez chwilę.

- W porządku, pobawię się z tobą – powiedziałam cicho. Uśmiechnął się szczerze, podszedł do mnie jeszcze bliżej i chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie w sobie tylko znanym kierunku.

- Gdzie idziemy? – zapytałam po kilkunastu metrach. Nie usłyszałam ani słowa i domyśliłam się, że nie otrzymam żadnych wyjaśnień. Cierpliwie więc za nim szłam.

Ale nie zdążyliśmy dojść do celu. Przed nami pojawił się cień – czarny i tak duży, że nie sposób było go ominąć. Nim się zorientowałam postać porwała chłopca, który krzyknął tylko jedno rozpaczliwe „nie” i zniknął mi z oczu. Chciałam mu jakoś pomóc, uwolnić go, ale nie wiedziałam jak.

- Zostaw go, do cholery! – krzyknęłam jedynie, zaciskając szczękę z bezsilności. 

Cień spojrzał na mnie swoimi jarzącymi się oczami. Byłam pewna, że to ta sama osoba, która siedziała wcześniej na tronie! Ujrzałam rząd białych, ostrych zębów, wyszczerzonych w okropnym uśmiechu. Postać zawinęła się i zniknęła w magiczny sposób. Pobiegłam przed siebie, krzycząc, ale tak naprawdę wcale liczyłam na to, że ją dogonię. W końcu się poddałam. Padłam zrezygnowana na kolana. Czy ten chłopiec jeszcze żyje?

Chciało mi się płakać i pewnie zaczęłabym, gdyby nie fakt, że kątem oka zobaczyłam z daleka małą, białą plamkę. To znów był biały królik. Wstałam tak szybko, jak tylko mogłam i zaczęłam go gonić.Biegłam nieustannie przez cały dzień i całą noc, aż do kolejnego świtu. Wówczas i ja, i zwierzak, byliśmy kompletnie zmęczeni. Zatrzymał się i miałam go na wyciągnięcie ręki. Jednak kiedy już prawie dotykałam jego uszu, by podnieść go do góry i dowiedzieć się, czy kobieta, którą tu spotkałam mówiła prawdę, otworzyłam oczy…

Śnieg wciąż padał, a ja byłam w powietrzu, lecąc na Death. Westchnęłam ciężko, przecierając twarz. Więc to był jedynie sen? Nie, to niemożliwe, nie utrzymałabym wtedy kontroli ducha. Więc co? Śniłam na jawie? A może to była jakaś wizja? Nigdy wcześniej mi się one nie zdarzały, głównie medium je miewały. Ale to musiało coś być…Te twarze, ten cień… Wszystko wydawało się takie znajome, takie prawdziwe. Jakbym już kiedyś te osoby widziała, tylko zupełnie o tym nie pamiętała. Czy to możliwe?

- Wszystko w porządku? – Stróż wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią uważnie, przypominając sobie, że jesteśmy w trakcie ucieczki. Musiałam się na tym skupić i nie mogłam pozwolić sobie na to, by drugi raz tak odpłynąć.

- Tak. Wszystko jest dobrze… - odpowiedziałam cicho, starając się zapomnieć o tej szalonej krainie, w której byłam parę sekund temu.


*Tytuł wymyślony przez przyjaciółkę - dziękuję ;* ♥

3 komentarze:

  1. Dla mnie to było coś jak odmieniona wersja „Alicji w Krainie Czarów”. Zwłaszcza jeśli chodzi o tego królika. To był naprawdę udany rozdział, moim zdaniem. Całkowita odmiana tego wszystkiego, co do tej pory się działo. Według mnie potrzebne są takie zmiany. Zainspirował mnie ten ciekawy świat. Chyba zabieram się do pisania. Ostatnio wzięło mnie na pisanie kryminałów. :D Pozdrawiam i zapraszam do mnie na rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW. To było mocne! I choć faktycznie królik trochę kojarzy się z Alicją, to reszta jest zupełnie inna. Mówisz, że ten sen na jawie, czy co to w końcu było, będzie miało jakiś związek z kolejnymi częściami? O matko! Karmen będzie matką?! Tzn. taki wniosek mi przyszedł do głowy, bo była tam dwójka dzieci – dziewczynka i chłopiec. Tylko, że ten chłopiec miał złote oczy… Cholera, znamy kogoś o złotych oczach, kto już się pojawił? *myśli* Chyba nie. No kurcze! Pisz mi zaraz kolejny rozdział bo tutaj umrę! A ten cień? Cóż to niby miało być? Jaa… Nie mogę się doczekać, aż się tego wszystkiego dowiem! Weno, trzymaj się Karmen! BŁAGAM! xD Dobra, bo już zaczynam głupoty pisać. Zobacz, co ze mną zrobiłaś! ;P Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jo! W końcu doszłam do bonusu! Kilka dni mi to zajęło, bo trochę późno odkryłam tego bloga. Tylko ja się zastanawiam nad jedną rzeczą – czy prócz bohaterów, którzy byli do tej pory pojawią się też inni? No wiesz, Horo, Ren, Pilica, Tamao, Jun itd? Bo naprawdę chciałabym zobaczyć kłótnie Horo i Rena – oni na pewno wprowadzą tutaj humor! Nie, żeby go nie było, ale wiesz o co chodzi. A to już trzynasty odcinek… Będzie reszta, czy nie będzie? Pzdr!

    OdpowiedzUsuń