28 grudnia 2012

Rozdział IV


„- Kim… Czym ty jesteś?
- Jestem szamanką…”

Dałam chłopakowi nawet więcej czasu, niż początkowo chciałam. Minęła równa godzina od kiedy zemdlał, więc odkręciłam butelkę. Postanowiłam, że nim obleję go wodą, spróbuję go obudzić w tradycyjny sposób, ale przyznam, że nie mogłam się doczekać tej ostatecznej metody. Nie mniej nachyliłam się nad nim.

- Morty? Morty, obudź się – powiedziałam wprost do jego ucha. – Morty! – Spróbowałam krzyknąć, ale na to też nie zareagował. – Próbowałam – stwierdziłam, wzruszając ramionami. Przechyliłam butelkę. Mineralna polała się na twarz mojego przyjaciela, który wystrzelił do góry jak z procy i usiadł gwałtownie.

- Co ty wyprawiasz?! – krzyknął na mnie, ocierając się.

- Budzę cię, a co myślałeś? Leżałeś tutaj nieprzytomny od godziny… - mruknęłam. – Co ci się właściwie stało? – zapytałam niepewnie.

Na moje słowa rozejrzał się uważnie i utkwił wzrok w miejscu, gdzie siedziała smoczyca, przypatrując się nam. Spojrzałam w tamtym kierunku, a później znów na niego. Nie wiedziałam, czy znów ją widzi, czy po prostu wpatruje się w miejsce, gdzie ostatnio mu mignęła.

- Znów będziesz mdlał?

- Nie mów mi, że tego nie widzisz – syknął do mnie, bez zmrużenia oka.

- Nie widzę czego?

- Tego wielkiego, czerwonego smoka, który siedzi na twoim dachu i się na nas gapi!

- Ty… - westchnęłam ciężko. Cholera, widział ją. Nie było sensu kłamać. Wstałam i podeszłam do niej.

- Co ty wyprawiasz?! Nie podchodź tam! Chcesz, żeby cię to zjadło! KARMEN! – krzyczał do mnie, ale nie reagowałam. Położyłam gadowi dłoń na szyi i pogładziłam. Uśmiechnęłam się do niej, po czym odwróciłam znów do Manty.

- Słuchaj… Jest coś, o czym chciałam ci powiedzieć od dawna. Widzisz… To jest mój smok, Perlin i…

- TWÓJ?! – Sądziłam, że on nie może już zrobić większych oczu, niż przed chwilą. Myliłam się. Czułam, jak skręcają mi się kolejno wszystkie organy w okolicy brzucha. Mimo wszystko był to mój przyjaciel. Jedyna osoba, prócz wuja oczywiście, która cokolwiek dla mnie znaczyła. Denerwowałam się na samą myśl, że mogłabym go stracić…

- Tak, mój… I mam też…

- Poczekaj… - przerwał mi ponownie. – Mówisz, że on…

- Ona – poprawiłam go.

- Nie ważne. Mówisz, że jest… twoja? Więc… Więc kim… Czym ty jesteś? – zapytał.

Jakkolwiek trafne to było pytanie, zabolało mnie. Brzmiało tak, jakbym już z miejsca była jakimś potworem, albo kosmitą z zielonymi czułkami, a nie człowiekiem. Spojrzałam mu w oczy, opuszczając lekko głowę. Nadszedł czas, żeby w końcu mu powiedzieć, kim tak naprawdę jestem. Wzięłam głęboki wdech.

- Jestem szamanką – wyrzuciłam z siebie. Mimika jego twarzy nie zmieniła się ani odrobinę i nie wiedziałam, czy to dobry, czy zły znak. Po prostu nie miałam pojęcia, co się dzieje w jego głowie. Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony.

- Szama… Czym? – W końcu się odezwał, patrząc na mnie z niezrozumieniem.

- Jeśli chcesz, mogę ci wszystko wyjaśnić. Tylko… Tylko chcę wiedzieć, czy nadal się przyjaźnimy.

- Ja… - Zerknął na smoczycę. – Sądzę, że tak.

Niby to powiedział, ale jego ton był strasznie niepewny. Musiało mi to jednak wystarczyć. Przynajmniej na razie. Może, gdy usłyszy resztę, będzie bardziej przekonany co do swojego zapewnienia.

- Wiesz… Wejdźmy do domu, w porządku?

Skinął jedynie głową, więc udaliśmy się do mojego pokoju. Usiadł wygodnie na moim łóżku, a ja obok niego. Zaczynając opowiadać o tym, kim tak naprawdę są szamani, zdałam sobie sprawę z tego, że cieszę się, że jednak będzie już wiedział. Że będę mogła z nim o tym rozmawiać. Podczas mojej opowieści przedstawiłam mu również mojego ducha, którego widział tak samo wyraźnie, jak Perlin. Wystraszył się na jej widok, ale gdy zapewniłam, że wszystko jest w porządku, rozluźnił się. Słuchał mnie uważnie, chłonął moje słowa jak gąbka wodę. Przytakiwał raz po raz i wydawało mi się, że magazynuje nabytą wiedzę w głowie. Z resztą, gdy skończyłam mówić i dałam mu dłuższą chwilę na strawienie tych wszystkich informacji, dał mi potwierdzenie tego, jak dobrym słuchaczem jest.

- Więc, podsumowując – jesteś szamanką, twoi rodzice zostali zabici przez Hao, którego chciałabyś pokonać, szkolił cię twój wujek, żebyś mogła brać udział w Turnieju Szamańskim. Ten cały Yoh ma to samo nazwisko, co ten zły, też jest szamanem i też bierze udział w tym całym turnieju. Ale chcesz tam jechać, bo Yohmey jest jednym z lepszych nauczycieli, jakich znasz… Tak? – Przytaknęłam. – I NIC MI NIE MÓWIŁAŚ TYLE CZASU?! – wydarł się na mnie. Przyłożyłam palec wskazujący do ust, żeby go uciszyć. – Dlaczego? – zapytał już spokojniej. Westchnęłam.

- Wiesz… Właściwie się bałam. Mało jest rzeczy, których się obawiam, ale strata bliskiej mi osoby zdecydowanie należy do listy moich lęków. Przepraszam, że ci nie zaufałam…

- Och… No, tak…. W porządku – mruknął w odpowiedzi. Zdecydowanie zmiękczyło go wyznanie, że jest dla mnie ważny i bałam się, że go stracę. – Ale, wracając do tego Yoh, mówiłaś, że eliminowanie innych szamanów poza walkami Turniejowymi jest dopuszczalne.

- Zgadza się.

- Nie boisz się, że on chce z tobą walczyć?

- Szczerze mówiąc – nawet jeśli, to nie wydaje mi się, żeby był w stanie mnie pokonać.

- Ale może ci zrobić krzywdę, osłabić cię. Może tam będą jacyś jego znajomi, albo ten cały Hao?

- Morty, jedyną osobą, która powinna się tutaj czegokolwiek bać, jestem ja. Ty się o nic nie martw.

- Jak mam się nie martwić o moją jedyną przyjaciółkę?

- Och, jakoś dasz radę.

- Nie ma mowy, idę tam z tobą – powiedział pewnie. Spojrzałam na niego dziwnie, unosząc lekko brwi.

- Zapomnij. Poza tym nie idę tam, tylko lecę na Perlin.

- To nic. Nie zamierzam cię tam puścić samej.

- Jak będziesz ze mną, to może ci się coś stać. Nie chcę być odpowiedzialna za ciebie. Nie będziesz w stanie się bronić, a jeśli złapią cię i będą kazali się poddać, nie będę miała wyboru. Możesz mi zaszkodzić bardziej, niż pomóc. Zostajesz – stwierdziłam gorzko. Przez chwile milczał i sądziłam, że wygrałam, ale pomyliłam się.

- Karmen, jeśli coś się będzie działo, chcę być tam z tobą. Proszę, daj mi polecieć. – Z ostatnimi słowami zrobił naprawdę szczenięce oczy, od których nie mogłam oderwać wzroku. Westchnęłam ciężko.

- W porządku… Ale masz trzymać się blisko mnie, nie rzucać w oczy, nie odzywać jeśli ci nie pozwolę i nie ruszać z miejsca, jeśli będę ci tak kazała. A jak powiem, że masz uciekać, to masz to zrobić i nie martwić się o mnie. Zrozumiałeś?

- Tak!

Pokręciłam lekko głową. Wcale nie podobał mi się ten pomysł, ale była tylko jedna rzecz, jakiej nie mogłam znieść – jego proszące spojrzenie. I tylko jego, bo nikt inny nie umiał zrobić takich oczu. Warknęłam coś pod nosem i spojrzałam w niebo. Jeszcze nie było tak ciemno, jak mogłoby się wydawać. Na zegarach musiała być dziewiętnasta, nie później. To dobrze, bo chciałam to załatwić jeszcze dziś.

- W takim razie wskakuj na smoka – powiedziałam cicho, patrząc na niego. Nie wyglądał na zadowolonego, ale przecież wiedział, na co się pisze. Podszedł do gada, który to poruszył się dość niespokojnie. Z niepewnością na twarzy się na niego wdrapał i usiadł, trzymając się kurczowo. Uśmiechnął się do mnie krzywo, a ja jedynie znów pomachałam głową, podchodząc i zwinnie wskakując na grzbiet Perlin. – Trzymaj się mnie – dodałam jeszcze przed startem. Chłopak od razu kurczowo zacisnął dłonie na mojej bluzce.

Nie lecieliśmy zbyt długo na miejsce – może pół godziny z hakiem. Wielka rezydencja okazała się być całkiem ładna dla oka. Do tego miała wystarczająco duże podwórze, bym mogła tam wylądować bez uszkodzenia czegokolwiek. Zniżałam lot i po chwili staliśmy już na ziemi. Zgrabnie zeskoczyłam ze zwierzęcia i rozejrzałam się, robiąc parę kroków na przód. Gdyby nie to, że w kilku oknach paliło się światło pomyślałabym, że nikogo tutaj niema.

- Ał… - usłyszałam jęknięcie za plecami. Obejrzałam się. Morty leżał twarzą do ziemi, więc domyślałam się, że zwyczajnie spadł ze smoczycy. Uśmiechnęłam się lekko, rozbawiona tym faktem.

- Czego tutaj chcecie? – Gwałtownie odwróciłam głowę. Jakieś dziesięć metrów przede mną stała drobnej budowy dziewczyna o krótkich blond włosach i ciemnych oczach. Miała na sobie czarną sukienkę, a na szyi niebieskie korale. Wyglądała raczej mało przyjaźnie i sprawiała wrażenie, jakbyśmy byli intruzami na jej terenie.

- Kim jesteś? – zapytałam, mrużąc lekko powieki.

- Chyba ja powinnam zadać ci to pytanie – stwierdziła z wyższością. Prychnęłam jedynie cicho.

- Nie do ciebie tutaj przyszłam.

- Doprawdy? A do kogo, jeśli można wiedzieć?

Nie odpowiedziałam na jej pytanie, bo uważałam, że wcale nie musi wiedzieć. Nie zasłużyła sobie na jakiekolwiek informacje taką postawą. Mierzyłyśmy się więc jedynie chwilę spojrzeniami, aż w końcu wkroczyła osoba trzecia.

- Cześć Karmen. Jednak dotarłaś. – Z jednego z domków wyszedł Yoh, uśmiechając się do mnie lekko. Zdawał się nie zauważać dziewczyny stojącej niedaleko mnie.

- Znasz ją? – zapytała, zwracając na siebie jego uwagę. Patrzyła na niego tak, jakby chciała mu zrobić krzywdę, w razie odpowiedzi, która nie przypadnie jej do gustu.

- No, tak… Anno, to jest Karmen. Moja znajoma ze szkoły – przedstawił mnie, wskazując dłonią. – A to jest właśnie Anna – dodał, podchodząc jeszcze parę kroków bliżej. Skinęłam jedynie głową. – Widzę, że nie przyleciałaś sama – zauważył, zerkając za moje plecy.

- To Morty. Też chodzi z nami do klasy – powiedziałam cicho.

- On też jest szamanem?

- Nie, ale widzi duchy.

- Naprawdę? Fajnie. A ten smok? To twój stróż?

- Nie, to żywa istota – powiedziałam spokojnie. Te informacje na nic nie mogły mu się przydać. Nie widziałam więc powodu, żeby je przed nim ukrywać.

- Nie sądziłem, że jeszcze jakieś żyją w naszej okolicy. Podobno jest ich strasznie mało na całym świecie. – Przytaknęłam jedynie. Nie przyleciałam tu, by sobie z nim pogawędzić. Z resztą chwilę później zapadła między nami cisza i nie bardzo wiedziałam, co teraz nastąpi. Może powinnam jednak wrócić do domu?

- Kochanie, może przyprowadzisz mistrza Yohmey? – zapytała ciemnooka, unosząc lekko jedną brew.

- No tak, już idę – odpowiedział, uśmiechając się lekko.

- Kochanie? – szepnęłam do samej siebie, ale nie uszło to uwadze dziewczyny.

- Tak, dobrze słyszałaś. Jestem jego narzeczoną i przyszłą królową szamanów.

- Chyba jesteś zbyt młoda, żeby się zaręczyć. Chyba, że ten dziecięcy wygląd to jedynie zmyłka – stwierdziłam, uśmiechając się półgębkiem. Zdecydowanie nie podobało mi się jej nastawienie. – Poza tym nie ma pewności, że to on wygra…

- Oczywiście, że jest pewność. Dbam o to, żeby był najsilniejszym szamanem i nikt nie jest w stanie mi przeszkodzić w doprowadzeniu go do wygranej.

Parsknęłam cicho pod nosem. Wydawało mi się, że ona chce coś jeszcze odpowiedzieć, ale nie zdążyła, bo wraz z powrotem Yoh pojawił się również starszy mężczyzna, zapewne Yohmey. Skłoniłam się więc lekko w jego kierunku, przyglądając mu się uważnie. Był niziutki, ale wierzyłam, że mimo tego jest naprawdę dobrym szamanem.

- Witaj – przywitał się ze mną cicho. Po dłuższej chwili ciszy ponownie się odezwał, tym razem do swojego wnuka. – Miałeś rację, jej Foryoku czuć bardzo wyraźnie. Musisz być silną szamanką, moje dziecko

- Daleko mi jeszcze to perfekcji, ale poświęciłam naprawdę wiele czasu, żeby osiągnąć to, co mam – odpowiedziałam.

- Chciałabym, żebyś pokazała mi swoje umiejętności.

- Słucham? – Oczywiście zrozumiałam, co do mnie mówi. Nie bardzo jednak wiedziałam, jak mam mu pokazać, co tak naprawdę potrafię.

- Chcę zobaczyć, jak walczysz. Zmierz się z Yoh… - powiedział, unosząc lekko brew i zerkając na swojego wnuka.

Jakkolwiek było to dobre wyjście, wcale mi się nie spodobało. Nie chciałam się pojedynkować. Mogłabym przypadkiem uszkodzić chłopaka. I… Och, po prostu nie miałam zamiaru tego robić nawet, jeśli to byłby jedyny warunek mojego szkolenia pod okiem mistrza. Nim jednak cokolwiek zdążyłam na ten temat powiedzieć, odezwał się brązowowłosy.

- W porządku, możemy walczyć – stwierdził z uśmiechem. Spojrzałam na niego jedynie dziwnie. Nie ma mowy…

3 komentarze:

  1. Od razu wiedziałam, że Morty tak zareaguje kiedy się dowie o prawdziwiej istocie sytuacji. Heh. Poza tym coś mi się wydaję, że Anna wraz z Karmen, koniec końców będą chyba swoimi największymi wrogami. Podkreślając to, że Annie wcale się nie dziwie, a Karmen lekko mnie zdenerwowała sowim egoizmem. Nie powinna lekceważyć siły Yoh, ani siły kogokolwiek innego. To chyba tyle co mam do powiedzenia póki co. Pozdrawiam i weny życzę na ciąg dalszy :DJestem go bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisałam już, że chciałabym mieć smoka? Chyba tak, ale powtórzę na wszelki wypadek ;).Morty musi być prawdziwym przyjacielem, skoro nie zwiał, jak dowiedział się, że Karment hoduje smoka na dachu. Mało jest teraz takich ludzi…Tak ogólnie, to jestem ciekawa czy i jak odbędzie się ten pojedynek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. amidamaru1@onet.pl13 lutego 2013 23:48

    Informuje, że dodaje twój blog do linków. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń