28 grudnia 2012

Rozdział III

„- To… To jest… To…”


Z Mantą rozeszliśmy się pod jego domem. Wracając samotnie do siebie zastanawiałam się jak i co tak właściwie chcę powiedzieć wujowi. Nadal nie znałam odpowiedzi, gdy doszłam na miejsce, ale okazało się, że mężczyzny nie ma w domu. Sama się zastanawiałam, czy to szczęście, czy właśnie zły znać. Nie mniej, niezależnie od tego, czy pojawi się do wieczora, jeszcze dziś zamierzałam udać się do Asakury. Westchnęłam i wpadłam na chwilę do kuchni, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Po szybkim, ale treściwym posiłku ruszyłam do swojego pokoju. Rzuciłam torbę szkolną gdzieś na bok i wyciągnęłam karteczkę, aby jeszcze raz spojrzeć na adres. Chwilę zajęło mi, nim doszłam do tego, że dom Yoh jest daleko stąd. Pieszo zajęłoby mi to jakieś dwie godziny, a do komunikacji miejskiej nie przywykłam, bo nigdy jej tak naprawdę nie lubiłam. Po namyśle zdecydowałam, że został tylko jeden sposób, dość wygodny z resztą – polecieć na Perlin. Często używałam jej jako środka transportu, a ona nie miała nic przeciwko temu.

Podeszłam do okna i otworzyłam je najszerzej, jak się dało. Ze swojego pokoju wyszłam na drabinkę, przytwierdzoną tuż przy framudze i nią doszłam na szczyt dachu. Na samej górze była płaska powierzchnia na tyle duża, że mogłam bez problemu trzymać tam smoka. Gad spał sobie właśnie spokojnie i machał lekko ogonem, co znaczyło dokładnie tyle, że ma koszmar. Uśmiechnęłam się lekko do samej siebie i podeszłam do niej. Położyłam jej dłoń na pysku i pogładziłam. Uspokoiła się natychmiast, jakby czuła, że jestem z nią. Westchnęłam cicho.

- Perlin wstawaj. Musisz mnie gdzieś podrzucić. – powiedziałam dość głośno. Oczywiście, jak zwykle z resztą, wcale nie zareagowała. Nie była zbyt wrażliwa na dźwięki podczas snu. Cóż, a chciałam być delikatna…

Odeszłam od niej na parę kroków, dla własnego bezpieczeństwa i wyciągnęłam z kieszeni mały gwizdek. To była jedyna rzecz, która działała na nią nawet, gdy spała. Dmuchnęłam dość mocno, patrząc na reakcję samicy. Tak jak się spodziewałam – podskoczyła nagle i ryknęła dość głośno, a jej ogon wprawił powietrze w drgania. Gdybym stała choć odrobinę bliżej, na pewno nieźle bym oberwała. Byłoby dobrze, gdyby skończyło się tylko na kilku złamaniach, pęknięciach i siniakach. Przestałam dmuchać. Spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem w złotych oczach, ale przecież zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma innego sposobu, żeby ją obudzić.

- Musisz mnie gdzieś podwieźć. – powtórzyłam, znów do niej podchodząc i głaszcząc czule jej kark, w ramach przeprosin i lekkiego przekupstwa. Musiałam sobie jakoś radzić. Smok, po chwili zastanowienie, skinął łbem na zgodę. – Świetnie. – mruknęłam z zadowoleniem.

- KARMEN! – z dołu dobiegł do mnie jakiś wrzask. Morty stał na dole i machał do mnie ręką. Wyglądał dość zabawnie, ale nie o tym teraz myślałam. Zastanawiało mnie co on tutaj robi. Przecież wiedział, że chcę iść do Asakury. Równie dobrze mogło mnie już dawno nie być w domu. Ale niestety mnie widział – nie mogłam udawać, że jednak mnie nie ma. Tak, zgadza się. Czasem to robiłam, ale wcale nie dlatego, że nie lubię spędzać z nim czasu. Po prostu czasem chciałam być sama, ewentualnie z moim duchem. To chyba normalne? W każdym razie teraz wypadało mi go zaprosić do środka. Chociaż na chwilę.

- Wchodź do góry, na dach! – odkrzyknęłam po dłuższej chwili milczenia. Podbiegł do drzwi wejściowych z uśmiechem na twarzy i zniknął mi z oczu.

Spokojnie na niego czekałam, głaszcząc czerwone łuski. Były bardzo przyjemne w dotyku. No, przynajmniej dla mnie, bo wuj cały czas nie może zrozumieć, jak w ogóle mogę na nich siedzieć podczas lotu i nie obcierać sobie skóry. Raz sam próbował i muszę przyznać, że zabawnie było na niego patrzeć, gdy chodził po domu, przez dwa tygodnie, jak kowboj, który dopiero co zsiadł z konia.

- Hej, Karmen! – Spojrzałam nieco zaskoczona w stronę przyjaciela, który właśnie schodził z drabiny. Jakoś nie słyszałam, kiedy przyszedł. Stanął na dachu i rozejrzał się po okolicy. Miałam bardzo przyjemny widok na resztą naszego miasta. – Zawsze lubiłem tutaj z tobą siedzieć – stwierdził. Mówił to prawie zawsze, kiedy tu był.

- Tak, ja też. – Skinęłam głową na jego słowa. – Co tu robisz? – zapytałam, mierząc go wzrokiem. Wzruszył ramionami.

- Właściwie sam nie wiem. Moje namowy, żebyś nie szła do tego dziwnego chłopaka pewnie na nic się nie zdadzą, ale chciałbym chociaż spróbować. – Pokręciłam jedynie głową z dezaprobatą.

- Więc mów – westchnęłam.

- No… Więc… – Chyba nie jednak nie za dobrze się przygotował, bo teraz nie mógł nic wydukać. – Nie idź, do tego dziwnego chłopaka – powiedział w końcu.

- Och, Morty… – zaśmiałam się cicho. – Tak jak sądziłeś, nic to nie dało. Muszę… coś sprawdzić.

- Co? Czy przypadkiem nie jest gwałcicielem mordercą?

- Nie przesadzasz troszeczkę?

- Nie, ani odrobinę. To się samo na myśl nasuwa – koleś zaprasza cię do siebie, pewnie strasznie daleko, choć wcale się nie znacie. Jak myślisz, PO CO?

- Na pewno nie, żeby mnie zgwałcić i zamordować.

- A skąd ta pewność.

- Och, to tak tylko wygląda, bo nie wiesz, o co chodzi.

- Nie wiem? W takim razie mi powiedz. Chętnie się dowiem, o co chodzi.

- Nie mogę.

- Sądziłem, że jesteśmy przyjaciółmi. A okazuje się, że ten cały Yoh, wie o tobie coś, czego ja nie mogę wiedzieć?

- Wcale nie powiedziałam, że on wie o mnie coś więcej, niż ty, Morty. Więc opanuj się i przestań pleść głupstwa!

- Ach, to ja teraz plotę głupstwa? Przecież to ty nie chcesz mi nic powiedzieć! Co chcesz sprawdzić?

- Musisz wszystko wiedzieć?

- No tak, masz racje. Przyjaciele wcale sobie wszystkiego nie mówią. Trafna uwaga.

- Cholera, chciałabym ci powiedzieć! Przestań do mnie mówić tak, jakbyś był niewiadomo jak pokrzywdzony z powodu tego, że nie wiesz o mnie wszystkiego!

- Ja tobie mówię o każdej rzeczy, więc chyba mam prawdo do tego samego z twojej strony? Tak przynajmniej myślałem, ale okazuje się…

- Przestań! Nie mam ochoty tego słuchać. Jeśli chcesz we mnie wzbudzić poczucie winy, to nie musisz i tak je w sobie noszę, ale to niczego nie zmienia.

- No widzisz. W takim razie zrób nam przysługę, po prostu mi powiedz i obojgu nam zrobi się dużo lżej.

- W twoich ustach to wydaje się naprawdę proste, ale nie jest. – mruknęłam, wzdychając ciężko.

- Zaczynam się zastanawiać, czy kogoś nie zabiłaś, bo wydaje się, że to jakaś wielka tajemnica narodowa.

Miałam już tej rozmowy naprawdę dosyć. Byłam zmęczona, bo właściwie nie miałam żadnych argumentów na swoją obronę. Przetarłam dłonią twarz, zamykając oczy. Dlatego chwilę później zupełnie nie wiedziałam, dlaczego mój przyjaciel zaczął krzyczeć. Spojrzałam na niego gwałtownie, kompletnie zdezorientowana.

Patrzył na mnie szeroko otwartymi w przerażeniu oczami. A przynajmniej tak sądziłam w pierwszej chwili. Szybko się jednak okazało, że on wpatruje się nie we mnie, ale w coś za moimi plecami. Odwróciłam się więc, ale nic prócz niewidocznej dla niego Perlin tam nie stało. Znów na niego zerknęłam. Starałam się odczytać coś z jego twarzy, ale nic tam nie było, prócz przerażenia.

- Wszystko w porządku? – zapytałam cicho, choć było to dość głupie pytanie. Przecież widziałam doskonale, że nie jest. Stopniowo robił się coraz bledszy i zaczęłam wątpić w to, czy w tej chwili oddycha, czy może jednak nie. Po pojawieniu się sinego odcienia na jego twarzy, zdecydowałam się na opcję numer dwa. – Morty, odezwij się do mnie… – zrobiłam niepewny krok w jego stronę, starając się złapać jego wzrok.

- To… To jest… To… – zaczął się jąkać i dukać. W dodatku tak cicho, że nie wiedziałam, co chce mi powiedzieć. Nie mniej postanowiłam uznać to za dobry objaw, bo w ogóle zaczął reagować. – To jest…

- Tak? Co to jest? – Udało mi się dosłyszeć ostatnie dwa słowa, więc postanowiłam nadal do niego mówić. Zrobiłam też kilka kolejnych kroków ku niemu. Nie wiedziałam, czy teraz przypadkiem nie przydałoby się zdrowo go spoliczkować, żeby się otrząsnął.

- Smok… – szepnął, zduszonym głosem.

Chociaż ledwo dosłyszałam to słowo, to spojrzałam na niego zaskoczona. Nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam. Ale nie zdążyłam nawet o nic zapytać, czy choćby się odezwać. W ostatnim momencie skoczyłam w jego kierunku i złapałam go, ratując przed upadkiem. Zwyczajnie zemdlał, a ja nie miałam bladego pojęcia, jak to możliwe, że widział gada. Może i czytał wiele o duchach, opowiadał o nich, gdy tylko miał taką okazję, można nawet powiedzieć, że miał na ich punkcie bzika, ale przecież nie był szamanem! Wniosek z tego jest więc tylko jeden – zwyczajnie NIE MÓGŁ jej zobaczyć. Ale przecież powiedział to słowo, prawda? Wcale się nie przejęzyczył… Co to oznaczało?

Przeklęłam pod nosem, machając lekko głową. Położyłam chłopaka na dachu i wróciłam na chwilę do swojego pokoju, by wziąć stamtąd kilka rzeczy. A konkretniej dwie – butelkę mineralnej i małą poduszkę. Chwyciwszy to w dłonie, weszłam znów na górę. Klęknęłam przy jego chwilowo bezwładnym ciele. Postawiłam wodę obok niego, a pod głowę podłożyłam mu poduszeczkę. Stwierdziłam, że jeśli nie obudzi się za kilka minut, po prostu go obleję, a później dam się napić, jeśli będzie chciał. No, bo co miałam zrobić? Zawsze mogłam go spoliczkować, ale nie gwarantowało to takiego sukcesu.

W każdym razie pozostało mi teraz czekać. Tak więc siedziałam przy nim, zerkając w stronę zwierza i zastanawiając się intensywnie nad całą tą sprawą. Nie miałam żadnego pomysłu na to, by wytłumaczyć jakoś to zajście. Mało tego, zastanawiałam się, czy po przebudzeniu, chłopak nadal będzie widział złotooką, czy już nie? Jeśli tak, pozostanie mi tylko wyjaśnić mu, kim jestem…

Wtedy są jedynie dwie jego reakcje, które jestem sobie w stanie wyobrazić. Albo będzie na mnie śmiertelnie obrażony i zły, że tyle czasu nic mu nie mówiłam, że go okłamywałam, choć jesteśmy przyjaciółmi. No i, że bałam się do końca mu zaufać. Później się pogodzimy i będzie już o mnie wiedział wszystko, co znacznie ułatwi mi życie. I to jest właśnie to pierwsze, bardziej optymistyczne wyjście. Drugie, w czarnych barwach, wygląda mniej więcej tak, że on zwyczajnie przerazi się tego, kim jestem i nie będzie chciał mnie znać. Albo ze strachu, albo ze zwykłego obrzydzenia. W końcu fakt, że on wierzy w duchy i uważa, że je lubi, nie oznacza jeszcze, że to się pokrywa z rzeczywistością. W końcu nigdy nie spotkał żadnej duszy zmarłego.

Westchnęłam ciężko i podkuliłam nogi tak, by na kolanach oprzeć brodę. Objęłam je rękoma i spojrzałam na jego twarz. Gdy spał, wydawał się naprawdę spokojny i nieświadom niczego. No właśnie, nie wzięłam tego pod uwagę – a jeśli jednak nic nie będzie widział, gdy się już obudzi? Sama nie wiem, czy by mnie to cieszyło, czy nie. Bo skoro już raz zobaczył Perlin, to może będą kolejne razy i powinnam powiedzieć mu tak czy siak? Z drugiej strony nadal obawiam się nieco jego reakcji i znacznie bezpieczniej będę się czuła, jeśli wcisnę mu, że coś mu się przywidziało, albo miał jakiś dziwny sen, ewentualnie koszmar. Albo cokolwiek innego, prócz prawdy… W końcu jest wiele różnych sposobów, żeby wytłumaczyć coś takiego, prawda?

- Cholera… – warknęłam pod nosem. Zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie moment, kiedy będę mu o tym mówiła. Bo oczywiście, że chciałam. Tyle, że jeszcze nie teraz. Musiałam być pewna, że nadal pozostaniemy przyjaciółmi. – Kami-sama, miej mnie w opiece – zwróciłam się do bogini, patrząc w niebo. Zdecydowanie przyda mi się teraz boża opatrzność.

4 komentarze:

  1. Na http://maligna.blog.onet.pl/ pojawił się rozdział 6.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, ze akurat teraz nie mam czasu przeczytać rozdziału, ale jeszcze dzisiaj to zrobię.A tak na marginesie.Serdzecznie zapraszam na kolejny rodział ” specjalny” twórczości naszego drogiego Eduardo. Chcę tylko uprzedzić. Może cię nieźle zaskoczyć. Zapraszam na http://dzwonek-wyroczni.blog.onet.pl/.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście, jak na naszego drogiego Mantę to była naprawdę przewidziana reakcja, w sprawie doświadczenia, a przynajmniej zobaczenia obecności ducha. Jestem naprawdę ciekawa czy Karmen w końcu wyjawi swoją prawdziwą tożsamość Mancie i jak on ją przyjmie. No cóż… Pozostało mi czekać.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym mieć smoka na dachu… ech… dlaczego nie jestem szamanem?Bardzo podobał mi się ten rozdział. Lekki i przyjemny, pomimo tego, że w gruncie rzeczy kłótnia między przyjaciółmi jest poważną sprawą.

    OdpowiedzUsuń