28 grudnia 2012

Rozdział II

„ –Zamierzasz tam iść?
- Znasz mnie przecież.”



- Mógłbyś usiąść koło Mariaki. Myślę, że dobrze cię przyjmie i oprowadzi po szkole. Co ty na to? – Nauczycielka w końcu się zdecydowała. Westchnęłam cicho, już żałując chłopaka.

Mariaki Tenshi była najmniej lubianą przeze mnie dziewczyną. Oczywiście moje nastawienie było w pełni usprawiedliwione. W końcu jak można lubić kogoś, kto uważa się za osobę ładną, w rzeczywistości mając pryszczatą, piegowatą twarz i zniszczone od rozjaśniania, platynowe włosy. Pomijając wygląd, byłam też w stu procentach pewna, że dobierałaby się do niego. W końcu nie był za brzydki, a ona od dawna starała się znaleźć sobie jakiegoś chłopaka i męczyła właściwie każdego, którego znała.

- Dziękuję, ale wolałbym sam wybrać sobie miejsce. – To zdanie jakimś cudem zmusiło mnie, do uniesienia wzroku nad krawędź książki. Chłopak uśmiechał się lekko do anglistki, na co ja uniosłam jedną brew do góry. Jak na nowego okazywał zaskakująco mało spięcia, strachu, czy czegokolwiek w tym guście.

- No… dobrze… – Widać było, że nauczycielka nie spodziewała się takiej swobody z jego strony. Nie mniej również nieśmiało wykrzywiła usta, choć wyszedł z tego raczej jakiś grymas, który na siłę wpisałam w rubryczkę „uśmiechy”.

Nie widząc, by działo się coś interesującego, wróciłam do czytania. Jedynie kątem oka widziałam, jak brązowowłosy ruszył wzdłuż ławek, patrząc za wolnym krzesłem. Prawda była taka, że były tylko cztery takowe. Obok mnie, Mariaki, oraz jedna, zupełnie pusta ławka. Sądziłam, że teraz lekcja zwyczajnie się zacznie, ale niestety moje oczekiwania nie zostały spełnione. Mało tego – ponownie zostałam zmuszona do przerwania lektury, ponieważ nowy uczeń postanowił zatrzymać się koło mojej ławki. Zrzucił z ramienia torbę i zajął miejsce obok mnie. Zmierzyłam go spojrzeniem, a on uśmiechnął się do mnie wesoło. Prychnęłam cicho. Nie bez powodu siedziałam sama, ale jak widać nie każdy to rozumie.

- Chcesz usiąść z Karmen? Jesteś pewien? – zapytała kobieta. Nie trudno było usłyszeć w jej głosie zdziwienie i zwątpienie. I bynajmniej nie było to wywołane tym, że mnie nie lubiła, bo było wręcz odwrotnie. Ona po prostu znała mnie wystarczająco dobrze by wiedzieć, że jestem samotnikiem i raczej nie dogaduje się z nikim, prócz Manty.

- Tak, jestem pewien. Wygląda sympatycznie – wypalił chłopak. Kilka osób w klasie nie opanowało się, przed parsknięciem śmiechem. Cóż, nie byłam zbyt przyjemna w obyciu. Jak widać pozory mylą.

Nauczycielka nie odezwała się już, ale skinęła głową na znak, że przyjmuje jego decyzję do wiadomości. Niemal widziałam oczami wyobraźni, jak mówi: „tylko żebyś później nie żałował”. Kobieta zaczęła dyktować nam temat, pisząc coś na tablicy. Chciałam się skupić, ale chłopak mi to uniemożliwił, bo zaczął do mnie mówić.

- Hej. Jestem Yoh Asakura – szepnął. – A ty? – Wyraźnie ignorował fakt, że trwa lekcja, a jego pytanie było idiotyczne, bo przed chwileczką moje imię zostało wypowiedziane. Dlatego nie odpowiedziałam. – Halo? – Nie dawał za wygraną. Już z miejsca wiedziałam, że nie polubię tego kolesia.

- Jestem Karmen Amasuka. – warknęłam, gdy zaczął kłuć mnie palcem w ramię. Był naprawdę irytujący. Teraz, gdy otrzymał już odpowiedź, zamierzałam milczeć i nawet nie zaszczycać go spojrzeniem. Ale na zamiarach się skończyło, bo jego cichy chichot potwornie mnie rozpraszał.

- Z czego? – zapytałam sucho. Nie widziałam nic śmiesznego ani w tym, co ja powiedziałam, ani w tym, co mówiła teraz anglistka.

- Nasze nazwiska… Są bardzo podobne, wiesz?

- Tak, zauważyłam. Ale nie widzę w tym nic śmiesznego – stwierdziłam chłodno.

Nie skomentował tego. W ogóle się do mnie więcej nie odezwał. I lepiej dla niego, bo naprawdę miałam ochotę zdrowo mu przywalić. Z całą pewnością zostałabym wyrzucona z lekcji. Niestety na moje nieszczęście, tego dnia jeszcze na dwóch lekcjach miałam wątpliwą przyjemność siedzieć obok niego – na innych dzieliłam ławkę z Mortym. Oczywiście Yoh, zamiast notować słowa nauczycieli, przyglądał się mojemu profilowi, jakbym miała coś ciekawego na twarzy albo drugą głowę wyrastającą z policzka. Jego zachowanie i obecność zupełnie mnie rozpraszały. No i irytowały do granic możliwości.

Gdy w końcu minęło osiem lekcji i mogliśmy iść do domu, dziękowałam Bogu, że na dziś koniec znoszenia tego całego Yoh. Natknęłam się na niego już tylko raz – gdy wychodził ze szkoły. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom w to, co widziałam. Z drugiej strony, po chwili przypatrywania się w jego torbę, byłam pewna, że to jest to. Dzwonek Wyroczni wystawał z niego prawie w połowie. Szok wbił mnie w ziemię.

- Karmen? – Cichy głosik mojego przyjaciela, dotarł do mnie dopiero po chwili. Pomachałam głową i spojrzałam na niego, uśmiechając się lekko, ale najwidoczniej średnio przekonywująco, po zaraz znów się odezwał. – W porządku?

- Tak, tak. Nie przejmuj się. – Machnęłam lekceważąco ręką i ruszyłam przed siebie.

Zmrużyłam powieki. Czarnooki chłopak musiał być szamanem, to nie ulegało wątpliwości. Do tego brał udział w Turnieju. Pytaniem było, czy pojawił się w tej szkole przypadkiem, czy ze względu na mnie? W końcu eliminowanie przeciwników poza konkursem nie było wbrew zasadom. Nie mógł być jednak zbyt silny, bo wyczułabym jego foryoku. Z pewnością nie był też pokojowo nastawiony, bo nawiązałby do naszych umiejętności. Na pewno wyczuł, kim jestem i dlatego mi się tak przypatrywał. A może jednak moje domysły są błędne?

Myślałam o tym przez całą drogę do domu Morty’ego, gdzie się pożegnaliśmy i później też. Nawet będąc już w domu nie mogłam przestać się nad tym wszystkim zastanawiać. Nie bardzo wiedziałam, co o tym wszystkim sądzić. Miałam ochotę z kimś o tym porozmawiać, ale wuj nie pytał mnie o nic, a ja na razie nie chciałam zadawać pytań, bo właściwie nie wiedziałam jak. Dopiero pod wieczór, kiedy nie mogłam do niczego dojść, zeszłam na dół do salonu i przysiadłam obok niego na kanapie. Oglądał coś w telewizji, ale nie wydawał się specjalnie zainteresowany. Westchnęłam cicho.

- Wuju, chciałabym cię o coś zapytać – zaczęłam. Nie spojrzał na mnie, ale przytaknął na znak, że mogę mówić. – W naszej klasie pojawił się nowy uczeń. Jest szamanem i nie wiem, czy to, że ja również, ma jakikolwiek związek z jego pojawieniem się. Nie wiem, czego mam się spodziewać po jego obecności – powiedziałam. Moje słowa skutecznie oderwały jego wzrok od ekranu. Skupił go na mnie.

- Hmm… A jak się nazywa? Może jest z jednej z przodujących rodzin? – zainteresował się.

- To Yoh Asakura – odpowiedziałam.

Zbladł lekko na twarzy, a jego powieki szeroko się otworzyły. Długo nie rozumiałam jego reakcji, ale kilkakrotnie powtórzyłam to imię i nazwisko w głowie. Nie mogłam uwierzyć, że od razu nie połączyłam faktów. Przecież to właśnie jeden z rodziny Asakura był zabójcą mojej rodziny! Gdy zdałam sobie z tego sprawę, ściągnęłam brwi.

- On…

- Karmen, pamiętasz, co mówiłem ci o rodzinie Asakura? – Nim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, Kaiso mi przerwał. Pogrzebałam chwilę w swojej pamięci, by w końcu przytaknąć.

- Że to jedna z najstarszych szamańskich rodzin… Ale może on ma coś wspólnego z Hao? Może wie, gdzie mogę go szukać? Może… – zamilkłam na chwilę. – Och, sama nie wiem. Muszę z nim porozmawiać – stwierdziłam, wstając nagle z miejsca. Nim jednak wykonałam choćby jeden krok, zostałam zatrzymana lekkim chwytem za nadgarstek.

- Nie, nie… Może faktycznie chłopak przyszedł, żeby z tobą walczyć. Czekaj, aż sam się ujawni.

- Nie wiem, ile czasu będę musiała czekać. Nie jest zbyt silny, nawet go nie wyczułam i gdyby nie Dzwonek, w życiu nie pomyślałabym, że może być szamanem.

- Nigdy nie lekceważ przeciwnika. – Pomachał mi palcem przed nosem.

- Gdybyś go zobaczył, sam miałbyś do niego lekceważące podejście… – mruknęłam. Nie mniej wujek miał racje. Musiałam być ostrożna.

Tego dnia nie rozmawialiśmy już więcej na ten temat. Z resztą następnego też nie. Przez cały tydzień byłam obserwowana przez nowego, ale nigdy nie poruszył tematu, a widząc, że najwyraźniej nie mam ochoty na pogaduszki, nawet się do mnie nie odzywał. W końcu sama byłam zmuszona to zrobić.

- Yoh, możemy porozmawiać? – zapytałam, gdy skończyliśmy już lekcje. Spojrzał na mnie i po chwili uśmiechnął się.

- Jasne, o co chodzi? – odpowiedział, ale ja rozejrzałam się jedynie i widząc badawcze spojrzenia kilku osób z mojej klasy, w tym Mortyego, pomachałam przecząco głową.

- Nie tutaj. Chodź. – Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do jednej z klas, które stały już puste. – Chcę wiedzieć, skąd to masz – powiedziałam, wskazując na jego torbę. Zamrugał z niezrozumieniem. – Och, nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi – mruknęłam. Nadal starał się udawać. – Cholera, Dzwonek Wyroczni! – krzyknęłam w końcu. Przygryzł wargę.

- Skoro wiesz jak to się nazywa, to pewnie wiesz też, że jestem szamanem – przyznał, patrząc na mnie i uśmiechając się znów lekko.

- Chcę wiedzieć, czego tu chcesz.

- Niczego. Po prostu chodzę tu do szkoły.

- Chcesz mi powiedzieć, że nie ma to żadnego związku z tym, kim oboje jesteśmy? I sądzisz, że uwierzę? – zapytałam kpiąco.

- Ale to prawda. Zupełna. No, może z jednym wyjątkiem… – Zawahał się i spojrzał na mnie niepewnie. Widząc moje ponaglające spojrzenie postanowił kontynuować. – Opowiadałem o tobie mojemu dziadkowi. Chciałby cię poznać. Może nawet zechce trenować twoje umiejętności – powiedział spokojnie. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

- Yohmey Asakura chce mnie poznać? – Musiałam usłyszeć potwierdzenie.

Yohmey był dość znanym szamanem. Z resztą większość z tej rodziny była znana, choć w dzisiejszych czasach nie byli już tak potężni, jak kiedyś. Z tego co wiem jacyś jej członkowie zasiadają w radzie szamańskiej. Nie mniej ten starzec był nauczycielem, o którym marzy każdy szaman.

- Tak. Mówię poważnie. – Zaśmiał się lekko. – Wpadnij pod ten adres dzisiaj albo jutro, a sama się przekonasz – mówiąc to, podał mi kartkę. – Na razie – pożegnał się i właściwie tyle go widziałam. Wyszedł, nim zdążyłam o cokolwiek zapytać. Obejrzałam się jedynie przez ramię i schowałam papier do kieszeni.

W korytarzu obok czekał na mnie Morty. Spojrzał się dziwnie, założył ręce na piersi i wzrokiem przekazał mi, że oczekuje wyjaśnień. Wzruszyłam ramionami, minęłam go i ruszyłam do drzwi. Musiałam się zastanowić, czy chcę odwiedzić Yoh i czy nie jest to przypadkiem żaden podstęp, czy pułapka.

- No, ej! – Mój przyjaciel stanął mi na drodze i spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami, oraz skwaszoną miną. – Sądziłem, że mówimy sobie wszystko – poskarżył się.

- Morty, proszę cię, daj spokój. – Westchnęłam.

- Nie. Chciałbym wiedzieć, czego chciałaś od tamtego kolesia i o czym gadaliście.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – mruknęłam. – Ale mogę ci zdradzić, że zaprosił mnie do siebie – dodałam, widząc, że coraz większe niezadowolenie maluje się na jego twarzy. Zdziwił się i spojrzał mi w oczy.

- Zamierzasz tam iść? – zapytał mnie lekko wystraszony. Zmierzyłam go wzrokiem i westchnęłam ponownie. Zerknęłam w niebo, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Znasz mnie przecież – odpowiedziałam, unosząc lekko kącik ust. Więcej słów nie było trzeba. Dobrze zrozumiał, co chciałam przez to powiedzieć. Ruszyliśmy więc przed siebie, zaczynając rozmowę o czymś zupełnie innym.

4 komentarze:

  1. Em. A więc zacznę od tego, że jestem strasznie, ale to strasznie ciekawa czy Karmen pójdzie do Yoh i co ją tam zastanie. Nasz mały Asakura nie jest typem kogoś, kto za wszelka cenę chciałby niszczyć ludzi, więc jestem przekonana, ze robi to z dobrej woli. Ale cóż… to twoje opowiadanie i wszystko może się w nim zdarzyć.A tak w ogóle rozdział mi się bardzo podoba i z niecierpliwością czekam na następny.Pozdrawiam.PS: zapraszam na nowy rozdział na naszym blogu http://dzwonek-wyroczni.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za komentarze pod naszymi postami. No cóż … mój rozdział specjalny właściwie miał być przesadzony, o to mi chodziło. Za błędy uprzejmie przepraszam, bo właściwie mam minimum czasu na ich poprawę. Poza tym za wiele winny jest word – albo zlepia, albo oddziela wyrazy automatycznie. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat tych słów, co tam wypisałam word na pewno nie poprawił, ale wierzę, że wiele innych błędów to jego wina, bo sama borykam się z tym problemem. Co do braku czasu – znam ten ból, więc daję notki bardzo rzadko. Staram się dbać o ich jakość. Dziękuję za odpowiedź na mój komentarz.

      Usuń
  3. No i ponownie zapraszamy na kolejny rozdział na blogu http://dzwonek-wyroczni.blog.onet.pl/ . Mam szczerą nadzieje, ze się spodoba . Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń