3 października 2013

Rozdział XXII

Tadam! Rozdział dla was, niestety nie jest zbetowany. Mam nadzieję, że nie narobiłam zbyt dużo błędów i wszystko jest ok. Jak coś zauważycie - zwróćcie mi uwagę, poprawię. Jeśli coś będzie chaotyczne - też powiedzcie, sprawdzę co i jak, może też da się poprawić :) A teraz pozdrawiam was i życzę smacznego.

PS: Życzcie udanego wyjazdu do Wiednia :P Zamierzam trochę tam pozwiedzać :)

EDIT: Mała podmianka - rozdział zbetowany :) Planowana data kolejnego rozdziału: 25 - 27.10.

PS2: Z Wiednia wróciłam cała i (prawie) zdrowa :P Było całkiem przyjemnie, trochę zobaczyłam, polecam wam wybrać się tam kiedyś ^^

***********************************************************

„Bal demonów”

Mój spokój został zmącony dokładnie o wpół do dziesiątej. Najwidoczniej niebieskooki w końcu zorientował się, że nie zamierzam przyjść. Wszedł zamaszystym krokiem do mojego pokoju, bez słowa podszedł do mnie i ciągnąc, a właściwie szarpiąc mnie za rękę, doprowadził do szafy. W jego oczach widziałam czystą czerwień, która wywołała u mnie dreszcz. Do tej pory nigdy nie wyprowadziłam go tak bardzo z równowagi. Czasem widziałam, jak tęczówki zaczynają mu się zmieniać, ale panował nad sobą i w porę przywracał się do porządku. Tym razem nie zapowiadało się, by miał to zrobić. Nie mniej duma nie pozwalała mi okazać strachu, więc uniosłam brew i założyłam ręce na piersi, przyjmując bojową postawę.
- Powiedziałam ci, że nie mam na to ochoty – odezwałam się pierwsza. Nie przerwał mi, więc kontynuowałam. - Nie zamierzam przebierać się w jakieś suknie i uczestniczyć w tym twoim śmiesznym balu tylko dlatego, że sobie tak wymyśliłeś – powiedziałam hardo. – Nie obchodzi mnie, kto chce mnie zobaczyć. Zapewne nie znam nikogo i nie mam ochoty poznawać. Możesz mówić co chcesz, nie zmusisz mnie.
- Mógłbym… - syknął cicho.
Złość niemal się z niego wylewała. I to dosłownie, bo powietrze naprawdę zrobiło się mocno wilgotne. Woda osiadała na mojej skórze małymi kropelkami. Mogłam się tego spodziewać – gdy ja się denerwowałam, mój żywioł również działał wbrew mojej woli na otoczenie. Nie zamierzałam jednak dać się wystraszyć. Mało tego – prowokowałam go do dalszych działań. Prychnęłam cicho, pogardliwie.
- Naprawdę? Jestem bardzo ciekawa jak… - spytałam, mrużąc powieki i uśmiechając się półgębkiem.
Jego dłoń uniosła się i początkowo myślałam, że chce mnie spoliczkować, ale on zamiast tego chwycił mnie lekko za gardło. Prawie tego nie poczułam, ale byłam pewna, że chce zacisnąć palce na mojej szyi. Mój oddech przyspieszył nieznacznie. Nagle zwątpiłam w to, że on nie wyrządzi mi większej krzywdy. Przez te kilka dni dość skutecznie uśpił moją czujność, bo choć nie lubiłam go szczerze i strasznie mnie denerwował, to nie uważałam go za szkodliwego. I może to świadczyło o tym, że postradałam zmysły i oszalałam do reszty, ale wciąż byłam zdania, że skoro już sprowokowałam go do jakiegoś działania, powinnam brnąć w to dalej.
- Na co czekasz? Zrób to… - powiedziałam niemalże szeptem.
 W pierwszej chwili jego palce zacisnęły się nieznacznie, jakby faktycznie chciał kontynuować. W następnej usłyszałam ciche zgrzytnięcie jego zębów. Zaraz po tym puścił mnie i zrobił kilka kroków w tył, spuszczając głowę. Włosy zasłoniły mu twarz. Wziął kilka głębokich oddechów. Z kolei ja w zwykłym, bezwarunkowym odruchu, chwyciłam się za szyję by potrzeć ją nieco, choć wcale nie bolała.
- Nigdy bym cię nie skrzywdził… - wymamrotał cicho po dobrych paru minutach, nawet nie unosząc na mnie spojrzenia.
- Naprawdę? – prychnęłam. – Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Czy przed chwilą nie chciałeś przypadkiem mnie udusić? A może skręcić kark? – pytałam szeptem przepełnionym jadem. Mrużyłam na niego wściekle oczy.
- Nie, ja… nigdy… - Jego głos zwyczajnie się łamał.
Uniosłam brew, łagodniejąc niemal od razu. Wyglądało na to, że wstrząsnęło nim to, co przed chwilą się stało. Na tyle, że aż we mnie coś drgnęło, gdy tak go słuchałam i patrzyłam na niego. Nie bardzo jednak wiedziałam, co mam z tym fantem zrobić. Podrapałam się lekko po karku i rozejrzałam wokół. Chyba musiałam mu powiedzieć, że wszystko jest ok. nawet jeśli nie było. Westchnęłam cicho do samej siebie.
- W porządku. Wystarczy – mruknęłam dość niewyraźnie, ale tak, by dało się mnie zrozumieć. - Tak czy inaczej, nie zamierzam pojawić się na tym balu… Chyba, że naprawdę mnie do tego zmusisz.
Spojrzał na mnie w końcu, wziął głęboki oddech i tak jak ja przed chwilą, omiótł spojrzeniem pomieszczenie, jakby szukając odpowiedzi na sobie tylko znane pytanie. W końcu uśmiechnął się lekko, choć bez tej wesołości, do której przywykłam i znów do mnie podszedł, jednak tym razem zatrzymał się w bezpiecznej odległości ode mnie.
- W takim razie proponuję wymianę – zaczął, ważąc każde słowo. - Zadasz mi dzisiaj pięć pytań, z czego będę mógł wybrać jedno, na które nie udzielę ci odpowiedzi. Ale dopiero po balu i tylko wtedy, jeśli się na nim pojawisz – powiedział, na co zmrużyłam podejrzliwie oczy. - To naprawdę niewielka cena. Obiecuję ci, że po godzinie będziesz mogła wrócić tutaj. Musisz się tylko pokazać. Tak wiele demonów chce cię poznać…
- Jaką mam pewność, że dotrzymasz swojej obietnicy? – zapytałam po krótkim zastanowieniu. Patrzył mi chwilę w oczy, przy czym zauważyłam, że jego tęczówki wróciły do swojego poprzedniego koloru. W końcu pochylił się lekko w moją stronę.
- Jeśli tak bardzo mi nie ufasz, możemy zawrzeć pakt… - mruknął, uśmiechając się chytrze.
- Pakt?
- Tak, pakt. Demony są z nich znane… - zaśmiał się. – Nie mów, że nigdy o tym nie słyszałaś.
- Oczywiście, że słyszałam – prychnęłam. – Pakt faustowski, zaprzedanie duszy diabłu…
- Nie diabłu. Demonowi…
- Chyba nie sądzisz, że oddam ci swoją duszę? – Po raz drugi się zaśmiał.
- Ach, nie, nie. Między demonami, jest to pakt krwi. Każda ze stron musi dotrzymać obietnicy, inaczej tego, który ją zerwie, spotka kara.
Naprawdę, im więcej dowiadywałam się o demonach, tym bardziej czułam się jak w jakiejś książce. Fantazy, groza, horror, dramat – wszystkiego po trochu. I pomyśleć, że jestem jedną z nich… Tak czy siak jego propozycja naprawdę mnie kusiła, choć wyczuwałam jakiś podstęp. Spojrzałam na zegarek. Po dziesiątej. Odwróciłam się w stronę szafy, by otworzyć ją i zajrzeć do środka. Wisiała tam śliczna, rodem z filmów o królowej Elizabeth, czarno-czerwona suknia. Pod nią stały buty na niewysokim obcasie w tych samych kolorach. Przygryzłam wargę, analizując sytuację.
- Jaka kara? – zapytałam w końcu.
- Jeśli nie zamierzasz zerwać obietnicy, nie musisz tego wiedzieć.
- Ale chcę – syknęłam, patrząc na niego spod półprzymkniętych powiek. Zastanawiał się chwilę, a później uśmiechnął ledwo widocznie.
- Zwykle śmierć…
Słowo śmierć odbiło się echem w mojej głowie. Zacisnęłam usta. Właściwie skoro nie miałam zamiaru zrywać paktu, chyba byłam bezpieczna, prawda? Westchnęłam więc jeszcze raz i po kilku minutach milczenia, które poświęciłam na przemyślenie po raz kolejny całej sytuacji, w końcu skinęłam głową.
- W porządku – mruknęłam.
- Świetnie…
Bez słowa wyjaśnienia, Akija opuścił pomieszczenie, by po niespełna piętnastu minutach powrócić z niewielkim sztylecikiem. Podał mi go. Był cięższy, niż mogłabym sądzić po wyglądzie i miał na ostrzu wygrawerowane litery, które gdzieś już kiedyś widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. W każdym razie nie miałam pojęcia, co mam z nim zrobić, więc posłałam chłopakowi pytające spojrzenie. Roześmiał się cicho i odebrał go mi. Wyciągnął rękę w moją stronę, tym samym prosząc mnie, o podanie dłoni. Niepewnie, ale zrobiłam to. Jednym, szybkim, mocnym ruchem przeciął mi ją na całej długości, wywołując mój cichy krzyk zaskoczenia i bólu. Chciałam już zacząć na to narzekać, kiedy to samo zrobił ze swoją ręką. Zauważyłam wtedy coś, co mnie zaintrygowało – moja krew była czerwona, ale jego… Jego przypominała smołę. Była czarna i gęsta, dlatego sączyła się powoli. Nie miałam jednak okazji, by dłużej się jej przyjrzeć, bo chłopak chwycił mnie tak by nasze rany stykały się ze sobą. Wypowiedział na głos umowę, która miała nas obowiązywać, a gdy skończył,zaczął mówić w języku, którego nie znałam i mogłam jedynie mieć nadzieję, że mnie nie oszukuje. Z każdym kolejnym słowem czułam, jakby przez przecięcie wpływała we mnie ów gęsta substancja. A gdy niebieskowłosy skończył mówić i puścił moją dłoń, po przecięciu nie było śladu.
- Ubierz się teraz i zejdź do holu. Jest coś, co musimy zrobić nim rozpocznie się bal… Czekam na ciebie i mam nadzieję, że tym razem się pojawisz – powiedział. Skinął głową i  opuścił pomieszczenie.
Spojrzałam za nim dość nieprzytomnie, nieco oszołomiona tym, co się przed chwilą stało. Zerknęłam znów na dłoń i pogładziłam palcem miejsce, gdzie była przecięta. Żadnej blizny. To było naprawdę niesamowite. Chwilę zajęło mi otrząśnięcie się. Wówczas zaczęłam się ubierać. Sukienka rzeczywiście pasowała idealnie, tak samo z resztą jak buty. Nie zmieniało to faktu, że nigdy nie przepadałam za takimi rzeczami i było mi po prostu niewygodnie. Ale nie miałam wyboru. Gdy byłam gotowa ruszyłam na dół. Prawie potknęłam się na schodach, ale udało mi się nie ucierpieć dzięki poręczy. Stanęłam na środku holu. Tak, PUSTEGO holu. A przecież miał tu na mnie czekać, do cholery!
- Akija! – krzyknęłam.
Nie pojawił się, więc zamierzałam wyjść na zewnątrz, żeby tak go poszukać, ale na mojej drodze pojawił się ktoś inny. Białowłosa kobieta, której nie miałam przyjemności oglądać przez kilka poprzednich dni. Uśmiechnęła się do mnie lekko. Miała na sobie suknię bardzo podobną do mojej, ale fioletowo-białą. Wyciągnęła dłoń w moją stronę, ale cofnęłam się pół kroku w tył.
- Spokojnie. Chodź ze mną – powiedziała łagodnie.
- Akija miał tu na mnie czekać – odparłam. Przechyliła głowę na bok i spojrzała za mnie. Odwróciłam się lekko. Wspomniany przeze mnie demon właśnie schodził po schodach w stroju, który przypominał mi szlachecki. Musiałam przyznać, że w tej wersji był nawet przystojny. A może w ogóle był, tylko nie zwracałam na to wcześniej uwagi? Tak czy siak uśmiechnął się, podchodząc do nas. Stanął obok i nadstawił obie ręce tak, byśmy mogły je chwycić.
- Panie pozwolą – mruknął szarmancko. Przewróciłam jedynie oczami, dziewczyna z kolei spojrzała na niego nieco chłodno. Westchnął cicho i niemal słyszałam, jak na nas psioczy, choć wcale tego nie zrobił. Przynajmniej nie na głos. W ostateczności obie skorzystałyśmy z jego pomocy.
Poprowadził nas do drzwi po lewej stronie. Jak się okazało znajdowała się za nimi sala – taka sama jak na górze, okrągła i cała w bieli, ale znacznie większa. Na środku sufitu wisiał ogromnych rozmiarów żyrandol, wyglądający jakby był zrobiony z miliona kryształów. Pod ścianą stało około dwudziestu krzeseł o czarnych nogach, obitych w kremowy materiał oraz długi stół, na którym zapewne później pojawi się jakieś jedzenie. Zatrzymaliśmy się. Niebieskowłosy puścił nas obie, a sam ruszył do przodu, by w końcu stanąć na samym środku pomieszczenia. Uśmiechnął się w naszą stronę i skłonił się lekko, kładąc jedną rękę za plecy, a drugą na swoim brzuchu. Poczułam się jak w średniowiecznej powieści. Zobaczyłam ruch po mojej lewej, więc zerknęłam na białowłosą. Dygnęła lekko, rozciągając swoją suknię na boki i schyliła głowę. Naprawdę nie mogłam się powstrzymać i po prostu parsknęłam śmiechem. Spojrzeli na mnie oboje.
- Coś nie tak? – zapytał mnie mężczyzna.
- Och, nie. Wszystko w porządku, ale… Co wy właściwie robicie? – zapytałam, uśmiechając się półgębkiem.
- Pokazujemy ci, jak masz się zachować podczas balu – stwierdził.
- To ma być jakiś żart? – Mina, jaką zobaczyłam na jego twarzy zdecydowanie mówiła, że to nie jest kawał. Uniosłam lekko brwi. - Kto się w ten sposób zachowuje w dzisiejszych czasach?
- Demony żyją trochę dłużej, niż przeciętni ludzie. Niektórzy pochodzą z czasów, kiedy to właśnie było normalne i zgodnie z tradycją jest to podtrzymywane. Przestań komentować i się ucz – skarcił mnie. Prychnęłam, ale i tak trochę koślawo dygnęłam. Niech będzie, że duma nie pozwala mi dać plamy na balu, na którym wcale nie chcę być…
Reszta nauki polegała na pokazaniu mi jak pić z poszczególnych kieliszków – a pokazano mi ich aż pięć – jak jeść różnymi sztućcami, a na samym końcu przyszedł czas na taniec. Nie bardzo chciałam aż tak zbliżyć się do Akiji, więc w wyniku moich protestów moją partnerką została Klara, którą w końcu mi przedstawiono.  Kilka tańców towarzyskich, które mi pokazali, było całkiem znośnych i zaskakująco szybko się ich nauczyłam. Nie byłam jednak za bardzo zadowolona z faktu, że jeśli zostanę o to poproszona, będę musiała zatańczyć z jakimś obcym demonem. Miałam więc nadzieję, że złotooki będzie mnie pilnował. Z dwojga złego wolałam już zrobić to z nim…
Kiedy już skończyliśmy naszą „małą” lekcję, okazało się, że do prawdziwego balu została godzina z hakiem. Nie miałam pojęcia jak myśmy to zrobili, ale to nie miało znaczenia. Wspólnie postanowiliśmy zjeść razem posiłek. Nie spodziewałam się, że będę przy nich tak zrelaksowana, ale jednocześnie nie traciłam czujności. W końcu kto tam wie, co im po głowach krąży.
Po obiedzie miałam chwilę dla siebie, którą przeznaczyłam na odpoczynek. Niby nie robiłam dziś nic związanego z wysiłkiem fizycznym, ale mimo tego czułam się nieco zmęczona. Chyba nawet bardzo, bo sama nie wiem kiedy, ale po prostu usnęłam. Zostałam obudzona lekkim szturchaniem w ramię. Ciemnowłosy pochylał się nade mną, a kiedy otworzyłam oczy uśmiechnął się.
- Już czas. Wszyscy czekają – powiedział.
Może to niedorzeczne, ale wraz z tymi słowami mój żołądek zawiązał się w supeł. Wejść między demony, których w ogóle nie znam i być na świeczniku? Okropne uczucie. Poza tym miałam wrażenie, że tylko ja nie umiem jeszcze zmienić koloru swoich oczu na normalną barwę. Pomyślą, że jestem niedoświadczona i dużo się nie pomylą, ale czy ktoś nie będzie chciał tego wykorzystać? Czy gospodarz zaprosił tylko tych, którym ufa? A jeśli nie, to czy będzie mnie umiał obronić w pojedynkę? Zaczęłam wątpić w to, że cały ten pakt był dobrym pomysłem, ale nie było już odwrotu.
Po krótkiej wizycie w łazience służącej i doprowadzeniu się do stanu używalności, razem z Akiją zeszliśmy na dół. Drzwi od sali balowej otworzyły się same, choć byłam w stu procentach pewna, że nie ma tam żadnego mechanizmu, który by do tego służył. Nie myślałam jednak o tym, lecz o tych wszystkich twarzach, które nagle zobaczyłam. W pomieszczeniu było co najmniej sto, a może i dwieście osób. Spojrzeli na mnie uważnie, gdy tylko przekroczyłam próg. Trzymali w dłoniach kieliszki z czerwonym winem, ja również od razu dostałam taki od Klary.
- Z przyjemnością przedstawiam wszystkim Karmen – powiedział głośno granatowowłosy.
Spojrzał na mnie, jakby czekając na moją reakcję, ale ja poczułam się przytłoczona tymi wszystkimi ludźmi wpatrującymi się we mnie jak w obrazek. Niektórzy chyba szukali we mnie czegoś wyjątkowego i byli rozczarowani, że jestem po prostu zwykłą dziewczyną. Dopiero kiedy usłyszałam szept „dygnij”, zrobiłam to, schylając lekko głowę. Podszedł do mnie mężczyzna, na oko dwudziestoparolatek, o błękitnych włosach i oczach. Gdy wyciągał do mnie rękę, zauważyłam, że jego długie paznokcie również są pomalowane na ten kolor. Niepewnie podałam mu dłoń. Uchwycił ją delikatnie i ucałował.
- Niezmiernie miło nam wszystkim cię poznać. Jesteś w naszym środowisku prawdziwą legendą… - powiedział, mrużąc na mnie oczy. Uśmiechnęłam się ledwo widocznie, zupełnie nie rozumiejąc, o co może mu chodzić. Jednocześnie dopisałam to pytanie do mojej długiej listy. Może wykorzystam je dzisiaj w ramach paktu?
Zostałam przez organizatora tego balu poprowadzona między demony. Niektórzy mężczyźni chwytali mnie za rękę by ją pocałować, kobiety pochylały się w moją stronę, by cmoknąć mnie delikatnie w policzek. Mimo tych uprzejmości miałam wrażenie, że nie wszyscy tutaj są zadowoleni z tego, że mnie widzą, ale jednocześnie zdałam sobie sprawę z tego, że tak długo jak mam obok siebie złotookiego, mam to głęboko w poważaniu.
- Wznieśmy więc toast za to spotkanie i miejmy nadzieję, że będzie udane od początku do końca! – powiedział chłopak, wznosząc swój kieliszek.
Wszyscy zrobili to samo, ja również. Dopiero w momencie, kiedy chciałam się napić, przeżyłam lekki szok. To, co początkowo wzięłam za czerwone wino, w rzeczywistości było krwią. Jej zapach poczułam dopiero teraz, kiedy już wiedziałam, co to jest. W pierwszej chwili zrobiło mi się niedobrze, a w następnej poczułam pragnienie, by wypić więcej. Zagryzłam wargę.
- Ja… nie mogę tego wypić – szepnęłam dyskretnie. Akija spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko, po czym założył mi włosy za ucho. Pogładził lekko mój policzek.
- Pij, to zwiększa naszą siłę – powiedział cicho, jednym łykiem pochłaniając zawartość swojego szkła. Jego oczy na chwilę zalał szkarłat, ale zaraz wróciły do swojego normalnego koloru.
Czekał, aż również wypiję swoją porcję, co w końcu zrobiłam. Wówczas odebrał mi kieliszek i odstawił oba na bok, by zaraz po tym chwycić mnie i porwać na parkiet. Dopiero teraz zauważyłam, że gdzieś z boku jest orkiestra, która w tej chwili zaczęła grać. Byliśmy jedyną parą, która tańczyła, a mi zrobiło się nieco gorąco, choć nie wiedziałam, czy to od bliskości chłopaka, czy może od wypitej przed chwilą krwi. Należała do człowieka, czy zwierzęcia? Nie wiedziałam tego, ale chyba wolałam nie znać odpowiedzi…
Śledzące nas spojrzenia strasznie mi przeszkadzały, więc skupiłam się tylko i wyłącznie na swoim partnerze w tańcu. Uśmiechał się do mnie lekko, najwidoczniej zadowolony z sytuacji. Po jakimś czasie zaczęłam zauważać, że inne demony w końcu dołączają do nas i zaczynają pląsać wokół. Ale spanikowałam lekko, gdy ktoś przerwał nam taniec i zapytał mnie, czy może mnie prosić o jeden. Spojrzałam niepewnie na swojego jedynego, ewentualnego „ochroniarza”. Skinął głową, więc ja również to zrobiłam, tym samym się godząc.
Kiedy tańczyłam z obcym mi mężczyzną zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy – mimo, że zostałam poinformowana, że są wśród nich tacy, którzy mają prawdopodobnie więcej niż dwieście lat, wszyscy wyglądają jakby mieli po dwadzieścia, trzydzieści, albo maksymalnie czterdzieści lat. I wszyscy, bez wyjątku, byli zabójczo wręcz przystojni. Uroda to chyba ich cecha szczególna…
Po kolejnym kieliszku krwi i czterech partnerach do tańca, zostałam porwana na bok przez dwie kobiety, wyglądające na nie więcej niż dwadzieścia lat. Uśmiechały się do mnie lekko i machały ślicznymi wachlarzami, próbując się nieco ochłodzić. Spojrzałam na nie niepewnie i uśmiechnęłam się dosyć niezręcznie.
- Więc, to ty jesteś ta słynna Karmen… Chciałabym wiedzieć, jakie masz możliwości. Słyszałam, że twoim żywiołem jest ogień? – odezwała się w końcu jedna z nich. Jej kręcone blond włosy upięte były w finezyjny kok, z którego wypuszczony został jeden opadający na ramię lok. Niebiesko-czarna sukienka pasowała do jej granatowych oczu.
- Tak, moim żywiołem jest ogień – przyznałam.
- To wspaniale… To drugi w kolejności najsilniejszy żywioł, jaki może posiadać demon. Istnieje legenda, jakoby pierwszy demon wywodził się z piekła, dlatego ogień jest uważany za naszą pierwotną moc – powiedziała blondynka. Jej rudowłosa, zielonooka towarzyszka o pomarańczowo-czerwonej sukni skinęła głową.
- W takim razie co jest silniejsze od ognia? – zapytałam, unosząc brew.
- Jest pięć żywiołów. Piąty nazywany jest różnie, ale tak naprawdę nikt nie jest pewien jakie są jego ograniczenia. My używamy określenia eter. Ma w sobie trochę z pozostałych czterech żywiołów i jednocześnie wyjątkową dla siebie moc.
- No tak… - mruknęłam bardziej do siebie, niż do nich. Zastanowiło mnie w tej chwili, czy demony, które znają Gwiazdę Jedności tak, jak ja, mają możliwość nauczenia się innych żywiołów, a ta dziewczyna wydawała się być skarbnicą wiedzy i lubiła się nią dzielić. Postanowiłam to wykorzystać. – Czy demon wody może nauczyć się panować nad jakimkolwiek innym żywiołem?
- Podobno były takie przypadki, ale nie słyszałam, by komukolwiek udało się zapanować nad wszystkimi. Wydaje mi się, że dwa pod warunkiem, że nie są swoimi przeciwnościami. To znaczy, że…
- Ogień nie może władać wodą – przerwałam jej. Spojrzała na mnie nieco urażona. Uśmiechnęłam się przepraszająco. – Wybacz.
- W porządku… W każdym razie tak, masz rację. Również demon ziemi nie może zapanować nad powietrzem.
- A demon eteru?
- W całej historii jaką znam o naszej rasie, jest mowa tylko o trójce demonów eteru. Pierwszy, czyli ten, który opuścił piekło i zapoczątkował naszą egzystencję na ziemi. Drugi, który zdobył największą ilość ludzkich dusz i trzeci… - przerwała na chwilę, by rozejrzeć się, jakby w obawie, że ktoś nas może podsłuchiwać. – Trzeci wytępił prawie jedną piątą populacji demonów w imię wyższego dobra…
- Wyższego dobra? – powtórzyłam, marszcząc czoło.
- Zgadza się. Był przekonany, że pozyskując energię życiową innych demonów będzie nieśmiertelny, a jednocześnie najpotężniejszy i będzie mógł zdominować ludzi, by stworzyć raj dla tych z naszej rasy, którzy pozostali przy życiu. W końcu zginął z własnej głupoty.
- To znaczy?
- Zakochał się w człowieku. W kobiecie, która dała mu dziecko, a później go zabiła…
- Panie wybaczą, czy mogę prosić do tańca? – Nagle podszedł do nas kolejny mężczyzna. Pochylił się lekko przede mną, więc wzdychając cicho i przepraszając moje towarzyszki rozmowy, zgodziłam się.
Wszystko, co opowiedziała mi blondynka bardzo mnie zaciekawiło. Na tym polegała moja wyjątkowość? Jestem jedynym demonem, który nie posiadając żywiołu eteru, może kontrolować wszystkie żywioły? Czy wśród nich zdarzył się przypadek bycia szamanem? Miałam tyle myśli w głowie, że kilka razy nadepnęłam swojego partnera, za co przepraszałam cicho za każdym razem. Nie wyglądał, jakby się gniewał. Mało tego – przetańczył ze mną jeszcze dwa kolejne tańce. Wyglądało na to, że chce ze mną nieco poflirtować.
Cóż, nie był brzydki, tak jak wszyscy tutaj. Blond włosy sięgające nieco nad ramię i opadające odrobinę na lewą stronę twarzy oraz lazurowe oczy byłyby nawet pociągające, gdyby nie to, że nie były. Ot, po prostu nie to mi teraz było w głowie. Nie mniej odpowiadałam na jego uśmiechy, ale skutecznie unikałam tych pocałunków, które chciał składać na moich policzkach. Akija chyba obserwował to z boku, bo kiedy przylep nie chciał się odkleić, podszedł do nas i wyrwał mnie z jego objęć. Pociągnął mnie na bok, bym nieco odpoczęła.
- Jak się bawisz? – zapytał.
- O dziwo nie tak źle, jak sądziłam… Poza tym ciekawych rzeczy można się dowiedzieć od niektórych twoich gości – powiedziałam, unosząc jedną brew. Zmrużył lekko oczy. Chyba poczuł się nieco niepewnie. Jakby się bał, że ktoś wyznał mi wielką tajemnicę.
- To znaczy?
- Dowiedziałam się, że możecie władać tylko swoim żywiołem, rzadko kiedy drugim. I, że piąty żywioł jest niemal nieosiągalny – odpowiedziałam cicho, odwracając wzrok. Kiedy znów na niego spojrzałam, westchnęłam cicho. – Na tym polega moja wyjątkowość? Na tym, że mogę używać wszystkich żywiołów? O to tak wszyscy walczyli?
- Powiedzmy, że to połowa prawdy – mruknął ostrożnie.
- Słucham?

- Ach… Czas na pytania przyjdzie później. Teraz wracajmy na parkiet – powiedział wesoło, oferując mi swoje ramię. Przyjęłam je, choć chciałam już móc dowiedzieć się od niego czegoś więcej. Cóż, mówią, że cierpliwość popłaca. Miałam nadzieję,że to sprawdzi się również w tym przypadku.

2 komentarze:

  1. Rozdział jest bardzo ciekawy, Karmen jak zwykle dumna ^^
    Ma fajny charakter. Szkoda,że teraz nie ma prawie w ogóle o szamanach.
    Sorrki, ale dzisiaj się nie rozpisuje
    Pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń